Wszyscy jesteśmy obłąkani. Na szczęście przez półtorej godziny ja byłam obłakana mniej, a szczęśliwa bardziej, bo wreszcie włączyłam nowiutki odcinek serialu idealnego. Który mnie jednocześnie denerwuje, bo rozjątrza moje nowojorskie pragnienia i wywołuje zgrzytliwy dysonans związany z robotą - CZEMU ja nie mogę chlać na umór w godzinach pracy? Takie dobre reklamy by powstawały. Ulotki i folderki o telewizorach i klimatyzatorach. Takie dobre życzenia na kartki urodzinowe. Takie posty na fejsbuka. Wszyscy byśmy zapomnieli, że zmywarka w kuchni psuje się co miesiąc. Nasz klient jest wspaniały. Kocham AGD. Kocham RTV. Mój komputer ma między klawiszami okruchy z pięciu pokoleń pracowników i obrzydliwe do granic możliwości cieniowanie bordo. BORDO. Mój kolega z biurka obok skleja za długi kabel taśmą klejącą i nie kłopocze się wciskaniem prawego przycisku myszy, bo i tak nie zadziała. Technology everywhere.
Mam nadzieję że nikt nie wie kim jestem. Wszyscy ważni ludzie i tak mówią tylko po koreańsku, a nawet gdyby wrzucili mnie w translatora to i tak przedziwna składnia, staropolska egzaltacja i wielokrotne złożenie zdań doprowadziłyby ich do nikąd. Ni kąd, haha! Wiem, bo próbowałam. Trochę jakbym czytała kogoś, kogo w jego szaleństwie chciałabym poznać.
Anyway, jest niedziela a ja myślę o pracy. Jaka jest nierzeczywista. Jeszcze rok temu spędzałam całe dnie w pościeli i marzyłam o swoim obecnym życiu. Jeszcze dwa lata temu, albo nie wiem kiedy, byłam na etapie wymarzania sobie drogi zawodowej. Teraz na niej jestem, w takiej trochę koleinie. I powinnam być strasznie zadowolona, ale przecież oczywiście że nie jestem. Powinnam skakać jak opętana z radości bo przecież po psychologii UMCS nikt nie ma pracy, a największe szczęście to promocja cukierków pullmoll w tesco. No dobra, więc zdobyłam pracę o jakiej marzyłam, strasznie mnie jara nazwa mojego stanowiska - c o p y w r i t e r. Brzmi jakbym nosiła okulary w rogowej oprawce i z ołówkiem w zębach stukała w (maszynę do pisania) komputer (bez BORDO cieniowania, jezu). Co najmniej Macbooka. Co najmniej pisała rzeczy które zbawiają świat.
Tak oczywiście nie jest.
No więc dobrze. Marzenie wymarzone, marzenie spełnione, co dalej?
Nie wiem.
Mam w ogóle wrażenie, że wewnątrz mnie, albo raczej na zewnątrz mnie, wyrosła nowa osoba. Która rozumie co się do niej mówi, wykonuje zadania, posługuje się słowami typu briefing, statusowanie, trafficowanie, tekst bardziej shopperowy, kolor bardziej premium, rtb, cta. I ta osoba jest szczurkiem na kółku, robi wszystko co trzeba, a ja wewnątrz niej nie mogę się nadziwić. Jakby to się działo samo. Podchodzi ktoś i mówi coś, a ja wiem, że zaraz będę musiała odpowiedzieć i przeżywam moment paniki że przecież boooże, ja niewiem nieumiem niechce co mi do tego, nie pamiętam tekstu (tak kiedyś było na scenie, gdy byłam jeszcze człowiekiem który śpiewa - sekundę przed pierwszą zwrotką nie pamiętałam ani słówka) i nagle - osoba zewnętrzna zaczyna mówić płynnie, osoba wewnętrzna stoi z otwartą japą. Ej, skąd to wiesz? Robocie!?
Pożyłabym sobie w takich latach 70 w Nowym Jorku. Pożyłabym i teraz. Mam nawet notes w którym zbieram same wspaniałe pomysły dotyczące tego, jak to zrobić. Piłabym i paliła nad kołyską własnego dziecka. Paliłabym wymyślając budzące dreszcze zrozumienia reklamy prasowe i telewizyjne. Jak Peggy Olson. Czas nieteraźniejszy przypuszczający to moja specjalność.
Idę na pływalnię Szuwarek popływać w zupie z grochowian i gocławian i prażan in general.
Gdyby ktoś chciał się zaprzyjaźnić to zapraszam. Wszystkich ludzi których znam już zanudziłam, teraz Wasza kolej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To smutne, ale i w jakiś sposób pocieszajace, ze rozumiem (albo myśle, ze rozumiem) co czujesz. Poza jednym, bo przecież bordo modne w tym sezonie. Czy to było w poprzednim?
OdpowiedzUsuńMad men - uwielbiam!
Ten wpis jest wspaniały. Kiedy to czytałam bardzo się wzruszyłam. I chociaż ja nic w swoim życiu nie osiągnęłam, to uczucie jakie opisałaś wydało mi się szalenie bliskie. Ja chyba też cierpię na jakąś niekończącą się depresję i wieczny brak zadowolenia z siebie. Teraz strasznie mi głupio, że napisałam "też", bo ja nijak nie mogę się z Tobą równać. Masz świetny styl i dzięki za ten wpis. Nie wiem czy życzyć Ci, żeby to rozczarowanie zniknęło, bo wtedy na pewno utracisz coś ważnego i ci, którzy Cię czytają też. W każdym razie wszystkiego dobrego (i wybacz ten trochę przydługi komentarz).
OdpowiedzUsuńojej, a ja sie prawie wzruszylam czytajac ten komentarz! ale to smutne ze tyle nas jest. smutnych. powinnismy byc weseli, jestesmy mlodzi i sramy energią. juz mlodsi ladniejsi szczuplejsi i mocarniejsi nie bedziemy. jezusku :(
Usuńsmutnie pozdrawiam smutne koleżanki. chcemy tego, chcemy tamtego, a potem jak wszystko mamy to chcemy, żeby było jak dawniej. jak są zgrzyty w serduchu - rozpaczamy że zawsze będziemy same, jak uczucia są ustabilizowane to chcemy więcej wolności, życia, powietrza!!! -"to może naleśniki z marmoladą na śniadanie Kochanie?" -"tak, poproszę, mmm." a potem przełykamy z goryczą to słodkie ucieleśnienie ideału i marzymy o omlecie ze szczypiorkiem :< jemy oczywiście ze smutku wszystko a potem wyciskamy siódme poty żeby znów stać się w miarę akceptowalnym widokiem we własnym lustrze. jak już jesteśmy smukłe i gibkie to wchłaniamy 78492234 tys. kilokalorii w 0,2 sekundy, ze smutku że się zmarnuje, a przecież możemy wszystko bośmy chude i piękne! sądzę że rozczarowanie wynika z huśtawki mentalnej, której nie da się wyleczyć :(
UsuńAle nas rozpieszczasz! Dwa wpisy i to jeden po drugim tak szybko ;)
OdpowiedzUsuńTo niesamowite jak potrafisz przelewać swoje myśli w słowa i jak naturalnie one brzmią (jeśli cokolwiek może brzmieć w czytanym tekście). Też bym chciała umieć tak pisać. Niestety, moje słowa to najczęściej chaos, który domaga się zrozumienia.
Nigdy nie spotkam Cię na basenie, bo mam dziwną przypadłość - strach przed zarazkami i brudem w tej zupie. Ja wiem, że chlor, odkażanie i tak dalej, ale od małego nie umiem sobie tego przetłumaczyć. Plus mój strach przed głębokością, bo jako dzieciak się topiłam parę razy.
Jednak mogę Cię spotkać gdzieś w zasyfionym tramwaju, bo mieszkam na razie na Pradze Północ. Pewnie nie będę miała odwagi zagadać, (bo o boshe co ty o mnie pomyślisz) ale na pewno się uśmiechnę i spalę cegłę, wiec wiesz... to będę ja :D
Mam radę na zasyfione rurki tramwajowo-autobusowe i późniejszą konsumpcję kanapki. Ja używam żelów antybakteryjnych. Podobno zabijają 99% bakterii i ja w to namiętnie wierzę.
Pamiętam jak pierwszy żel antybakteryjny przywiozła mi ciocia ze Stanów. Znała dobrze moją antyzarazkową fobię ;] To było jakieś 8 lat temu i ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę.
:)
Mnie nie zanudziłaś (jeszcze!) :*
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie masz talent, bez zastanowienia kupiłabym Twoją książkę.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że samo wymyślanie marzeń i dążenie do ich spełnienia zajmuje nam najwięcej czasu w życiu, dlatego nauczyłam się cieszyć samymi myślami o marzeniach (i produkuję ich bardzo dużo), a jeśli jakieś niespodziewanie się spełni cieszę się stokroć bardziej i dłużej.
Ja też zapraszam, na Mokotów, na bajgla do B|B, gdzie od jakiegoś czasu spełnia się moje największe marzenie :)
N
bulke przez bibulke? pewnie ze jadlam juz bajgla z bulki. a jak sie tam spelnia Twoje marzenie? czy bulka jest moze Twoim dzieckiem? ;O
UsuńNie jest moim dzieckiem :( dzięki właścicielom rozwijam tam swoje umiejętności w pieczeniu ciach :D
OdpowiedzUsuńN
no to pewnie że wpadne! jakie jest Twoją specjalnością i dumą? ;>
UsuńChyba każde czekoladowe (w szczególności tort z kremem z nutelli i wiśniami na winie), ale nie martw się, od tego tygodnia będą też mniej tuczące słodkości :P
UsuńN
Ja już żygam wizją życia postudenckiego, wolę świeżą pościel, zapach frezji i babranie się w tkaninach i cekinach, a stanę się magistrem, pewnie tak będzie i wtedy będzie koniec mojego świata i będę smęcić jak katarina.
OdpowiedzUsuńJestem sporo starsza od ciebie, ale u mnie ten stan nigdy nie minal (moze to domena ludzi ze wschodniej Polski, haha).
OdpowiedzUsuńPowinnas wiecej pisac.
Zapraszam Cie do bardzo fajnego miasta Hamburga, powaaaga!
Pozdrawiam, Beata
chcialabym pracowac gdzies gdzie mówią po koreansku. ale skoro sie ucze i kiedys bede mowila perfekt (oby!) to moze bede ważna. albo coś. albo nie wiem. dupa.
OdpowiedzUsuńmysle, ze takie rozterki ma kazdy. nawet Ula, ktora ma z mojego punktu widzenia NAJLEPSZE ŻYCIE EVER, czasami wchodzi w ton dolowania. nie rozumiem za bardzo o co chodzi i zyje z piesnia na ustach "w zyciu piekne sa tylko chwile" (zwykle te po pracy)