czwartek, 28 stycznia 2010

Nienawidze sesjiiii nienawidze swoich studioooow nienawidze wsyzstkiego i wszystkich destrukcja sromota i głębi brak ;(

Dlategóż w ramach setnej dziś przerwy w uczeniu się do jutrzejszego egzamu z wychowawczej z której miałam być zwolniona ale nie jestem bo używam zbyt luźnych sformułowań pisząc kolokwia - wątpie żeby w instutucie sajkologii ktokolwiek docenił 'gumowe kalosze';/ - a wychowawczą mam w dupie bardziej nawet niż rewalidacyjną i ich głuchoślepe problemy na papierze, jakkolwiek brutalnie to brzmi, zamieszczam wielce rozpraszające mnie rysunki wszechobecne na marginesach mojego wielkiego i ciężkiego zeszytu z wykładow. Tylko jednego zeszytu, więc jest tego jakieś dziesięc razy więcej i dziesięc razy bardziej dziwne.


pani którą przecieło na pół frisbee rzucone do psa, a jednocześnie spotkało ją nieszczęście w postaci odciętego palca


cud narodzin a zaraz po nim kolejne z nieuchronnych zdarzeń

hatifnatki

'...no i wlazł w gówno!' - 'na trawie?' - 'nie, w kiblu;/'

...pomoc psychologów klinicznych potrzebna jest także w miejskich ośrodkach pomocy społecznej.... + wtedy jeszcze miłość do strasznego dziadeczka;/


mój straszny i wieczny głód:(



zapakowany w papier fceniacek

kolejne wymarzone żareło

mały prosiak który dostał na drugie śniadanko bekonik i jest zasromany tym faktem

I moje kapcie. Po lubelsku ciapy. CIAPKI. Ranne bambosze. I nowa piżama. Pidżamka. Stanie na kserówkach symbolizuje nienawiść do nich i pogardę.


A we wtorek mam ostatni i najstraszniejszy egzamiiin i już mi źle niedobrze choro i chce przeżyć życie zawinięta w kołderkę i żadnych egzaminów nigdy nigdy ;(

sobota, 23 stycznia 2010

Przepraszam że zabiłam bloga....ale to był najgorszy tydzień świata, sesja nigdy tak nie bolała, od rana do nocy nigdy mnie tak boleśnie nie kąsała po paluchach :( ta sekunda też powinna być spędzona na zakuwie. I każda następna przynajmniej do 2 lutego o ile stary niemiły dziaduch nie postanowi mnie udupić i nie zaliczyć mi ćwiczeń ;( bo owa potworna środa, owa środa której tak sie bałam nadeszła i była najstraszniejszym dniem tego tygodnia, kiedy to czarna plama na dobre zagościła w mym łbie i nie pozwoliła zbyt błyskotliwie napisać kolosa, jak i wygłosić referatu. Sto innych rzeczy do przodu, ale raczej nie to. Łzy już jednak obeschły.....;/ by dać mi siłę do kolejnego zakuwu, tym razem społeczna. Czyli przedmiot z którego musze dostać doskonałą ocenkę żeby mnie potem chcieli na specjalność ową dlatego drżę i drżę i wcale mi sie nie chce uczyć mimo że TRZEBA, że to MĄDRE sie uczyć. Kolejna sobota słoneczna złośliwie. Minus dwajścia jednak nie zachęca do wypełznięcia spod kołdry, nawet moje nowe dajśmanowe kozaki za 39zl do których miło sie jest przytulić bo robią w dotyku takie 'szszy - szszszsy' nie chcą isc i kurczowo trzymają się półki na but. A siedzcie se tam.

W ramach uzdjęciowienia moje przedchwilowe wesołe smuti z malin, truskawek, banana i pomarańczy i kiedysiejsza cudownie prosta i idealna w swej ciapowatości minestrone z makaronem, fasolką, marchewką i kurczakiem. A dziś nie wiem co zjem i to też mnie bardzo smuci.



Niech już będzie po tej gupiej sesji, wtedy to sie bedzie działo.....;(

A, i dziekuje za pochlebstwa pod sztuką, jest dość udana, oowszem:>

czwartek, 14 stycznia 2010

Bzu i Anna Wintour

"Gumowe Konie"


Dramat w Jednym Akcie

Osoby Dramatu :
Marceli
Aniela
Malwina
Ojciec Malwiny
Babka Malwiny
Zofia

Scena I
Pokój, przy stole z laptopem Aniela i Marceli, na ekranie licytacja allegro - kalosze w konie rozmiar 38
Marceli
no no no... fototapeta z końmi... Przepiękna!
Ale na tych nóżkach całkiem ładnie się prezentuje!
A modelka jest chyba naga! Ma na sobie tylko kalosze... mniam mniam!
(do Anieli)
Czy jak napiszę do tego sklepu list "Do kogo należą te nóżki odziane w kalosze?", obrażą się?

Aniela
Tego nie wiem.

Scena 2
Wiejska Izba. W środku przy stole siedzi zasromany Ojciec Malwiny, właściciel sklepu z obuwiem na Allegro, jego zapłakana córka Malwina i jej babka.

Ojciec
(krzyczy z głową uniesioną ku niebu)
To moja córka! Ale cóż! Nasz klient nasz pan! Nie będzie mi już Malwinka córeczka moja dziewicą! Oj, nie będzie
(do Malwiny)
Jedź do Pana! Córuś! Przebacz Ojcu! Malwinka! Jedź! Jedź do Pana! Malwinka- jedź, jedź, tak należy!

Babka Malwiny
(przygotowując kanapki z pasztetową i mortadelą i termos herbaty dla Malwiny na drogę)
Jeedzie dziecko! Jeeeedzie!
Oj Jeeedzie! Co za los nas spotkał!
(przelewa słabą herbatę do termosu)
Ojjj! Nie będziesz Ty nam juz panienką długo!
(wlewa chlust wódki kartoflanej do termosu)
Oj! Nie bedziesz!
Ale pinionc na ulicy nie leeeży!, jedź dziwuszka, anu moży zarobi?
(chwila refleksji, Babka Malwiny patrzy w przestrzeń)
A może się jeszcze uprosi Pana! Uprosi, co by naszej dziewuszki nie hańbił! Tożto co to za wstyd bedzie! W całej wsi!

Ojciec Malwiny
Cicho Matka! Tak trzeba! Nasz klient Nasz Pan! Chce Malwinki to bedzie ją miał!

Scena 3
Salon Marcela. W środku Marcel i panna Malwina objuczona siatkami, w których ma niedojedzone kanapki z Mortadelą i Pasztetowa

Malwina
(dyga)
No, to ja jestem.
(po chwili)
Tatulek przesyła wiśniówkę... Własnej roboty.

Marceli
Podziękuj Ojcu. To taki Mądry Człowiek
(Do Zofii, która wychodzi właśnie z kuchni)
Panno Zofio! proszę zobaczyć czym nas uraczono! Zofia to postawi koło innych

Zofia odkłada butelkę z nalewką do barku, gdzie znajduje się 30 podobnie wygladajacych butelek z nalewkami. Twarz Malwiny blednie.

Marceli
Proszę! Proszę! Tutaj komplet wypoczynkowy "Dagna" Proszę, niech Malwinka usiądzie! Proszę bardzo, "Dagna", jasna skóra. Wszystko będzie dobrze!
(Po chwili)
Napije się Malwinka herbaty… albo wódki z Colą?!

Malwina
Ale, ale...

Marceli
(do Zofii)
Panno Zofio ! Dwie wódki z Colą!
(do Malwiny)
Malwinka... nie tak się umawialiśmy.

Scena 4
Salon, Malwina nago, w samych kaloszach w konie. Obok Marceli, w zakrwawionej koszuli, ze spodniami zdjętymi do kostek

Marceli
Trzeba mi było powiedzieć! Wywłoko! Wyrzucam cię z tego domu! Zobacz na strugę krwi ściekającą po wypoczynku "Dagna" ! Kolor Jasna skóra! Zofia dnie i noce będzie tarła solą! Idź za drzwi! Idź za drzwi w samych kaloszach! Wracaj na wieś , do babki, do ojca, wypłacz im się!

Scena 5
Marceli i Aniela w salonie, w tle Zofia czyści solą komplet wypoczynkowy "Dagna" , jasna skóra

Marceli:
Skończyłem list do Ojca Malwiny:
"Jednak nie podobają mi się pańskie kalosze
A córuchna, zapomniała ciuchów z tego wszystkiego
Wyszła w samych kaloszach
p.s. przesyłam rachunek za czyszczenie kompletu wypoczynkowego z jasnej skory model "Dagna" gdyż uwalany jest cały posoką.

Aniela milczy, kurtyna opada

(tak sie właśnie pilnie uczę)

środa, 13 stycznia 2010

Pewnie niektórzy, ba, nawet większość ludzi spędzi następny tydzień, tzn od teraz do przyszłej środy,, najzwyczajniej na świecie. Przemokną im buty, sąsiad zacznie jak debil wiercić o 8 rano, na telewizorze pojawi się kasza w momencie oglądania ulubionego serialu i zacznie robić zyyyyYZZZZZZYZZZYYYZ!! ZZZZ!! ZZ! (nasz tak robi czasem). Pewnie wiele miłych rzeczy się wydarzy, może nawet wyjdzie słońce, albo może ktoś uniknie śmierci od spadającego sopla o średnicy dorosłego pingwina.

Nawet tego sopla zazdroszcze. Ja mam w ciągu trzech dni oddać dwie prace pisemne, wygłosić jeden referat, napisać dwa kolokwia z rodzaju tych przed którymi nawet Twoje jelita mówią Ci: oj nie wyluza. I jeden egzamin. Trzy dni. Nożeszkurwa. Ide pić kakao bo podobno dobrze robi na głowę i uczyć się na coś zupełnie innego, co mam jutro. A potem weekend śmierci. W dodatku dziś jestem totalnie senna i nieskupiona, w przeciwieństwie do wczoraj, kiedy miałam na czapeczce z daszkiem mały helikopterek który wyrósł od nadmiaru kofeiny. Dziś zieeeeew. Kakao sprawże cud!;(

Zdjęcie przedstawia rozpęk mojej głowy ktory nastąpi w niedziele albo może i we wtorek. Ostatnie dni z głową w całości.

niedziela, 10 stycznia 2010

Obiecałam podsumowanie to będzie podsumowanie!
Mimo że mogłabym zrobić śliczne zdjęcia mojej nowej piżamie (tak, piŻamie, nie mam pojęcia czemu wszyscy piszą piDŻama;/ słownik mówi że obie formy poprawne. ja chowana w piżamie.) w kropki z tesco za 15 złotych która ma spodnie których nie powstydziłaby się nawet meg ryan w jakiejś komedii romantycznej żeby w nich sie snuć po wielkim jasnym apartamencie pełnym książek i gadać przez telefon. I mojemu nowemu granatowemu frakowemu żakietowi z o dziwo! top secret, za 39 zł;> Ale nie, nie! Będzie podsumowanie!

No więc tak. Styczeń - pojawił się małżonek, ot tak sobie przyjechał z białegostoku na początku grudnia a pod koniec grudnia pojawił się ponownie, już ze swoją szczoteczką do zębów i stosem skarpetek bez pary. No i w styczniu właśnie zaczęła sie nasza wielka przygoda z mieszkaniowym byciem razem. Zaczęła się też moja palcowa przygoda i byłam u setki lekarzy. Pracuję łażąc w śnieżnej zadymie i sprzedając jakieś duperelowate abonamenty telefoniczne, wobec tego moge trwonić pieniądze na jedzenie i ubrania. Miłość w powietrzu i takie tam słodkości;)


Luty - dalej zima, powoli przestawały mnie denerwować nawyki typu brzydkie robienie kanapek, czy brudzenie sie przy jedzeniu (zaraz bedzie sie rzucał jak to zobaczy, ale trudno, takie jest zycie:P). Byliśmy na koncercie Czesława Mozila i było fantastycznie. Mialam swoją doroczną anemie wobec tego moja cera była sinozielonożółta i wreszcie miałam usprawiedliwienie na zadyszke po trzech schodach. Zima trwała nadal. Słodkość trwała nadal. Zostaję jednostką bezrobotną. Czyli nie dzieje się nic.

Marzec - nadal nie dzieje się nic (już czuję się żałosnie, sens pisania tego podsumowania coraz bardziej sie rozmywa:P), nadal jestem bezrobotna i trwa miłość. Na studiach nie robie nic, oprócz intensywnego pocenia się na statystyce. W domu gotuje! A moi osobiści rodzice uważają że jestem grrubasem, to takie smutne:( Zaczynam być wessana w Gossip girl, chce być Blair, codziennie odmóżdzam się czekając na powrót małżonka marnotrawnego z pracy i oglądam sto odcinków. Idzie wiosna więc jest cudnie.

Kwiecien - zaczyna sie coś dziać! Bowiem lecimy z małżonkiem doooooo Sztokholmuuuu! I zaczynam potwornie zazdroscic ludziom ich pięknych żyć, zdrowego kraju, cudnych figur rowerów fryzur, języka. Domków czerwonych z białym obramowaniem okien i drzwi. Pierwszy raz lece samolotem :> (wiem, tylko wiesniaki tak późno zaczynają, porządny modny polak nowego wieku już w wieku 2 miesięcy leci do tunezji z biurem podróży!)Przez trzy dni jemy żelki, kiełbasy albo chorizo w bule kupowane od turasów, łazimy, ja robie cudowne zakupy. Kwitną na różowo drzewa na kungsgatan costam garden. Jest święto wiosny i postanawiam na zawsze zostać w szwecji. Jak widać :( <łzy kap kap> ale jeszcze tam wróce! I zostane!





Maj - znów nie dzieje się nic :C kupuje od groma sukienek, kokard, bluzek ala baletnica i wogóle jestem super. Jezdzimy nad zalew i jest tam STRASZNO. Wszechdres, wszechlachonarium, wszyscy wrzeszczą, mają czerwone twarze, żłopią piwo marki piwo i jedzą kanapki z pasztetem zawinięte w tłusty papier albo napełnione łojem fryty niczym te bukłaki na wode wodą. Woda jest tak nieprzezroczysta, że stojąc w niej, nie widze swojego biustu. Lub też, aby rzeczywistości stało się zadość, tego miejsca na klatce piersiowej gdzie biuściaste mają biust. Sromota.


Czerwiec - jest najcudniej i pięknie a ja mam ze trzy anginy, zapalenie zatok które jest chyba najgorszą domową zwykłą chorobą świata, bo człek jest głuchy, ślepawy, boli go jego własne SEDNO, czyli głowooczy, ma ochote umrzeć we własnej przyjaznej kołderce. Ale potem następują same cuda, gdyż zdaje sesje na trójach jakoś w miare szybko i jaaaadeee do Chorwacji! Gdzie wyleguje się na plaży, pływam, oglądam sobie rozgwiazdy i inne urocze robaki morskie, jem ryby i prosze ja was wino pije, podczas gdy w polszczy ojczyznie jest 15 stopni i deszcz. Mam też ze sobą swój kurduplowaty komputerek a w wioseczce jest darmowy hotspot. Kwaśna lodowata lemoniada dotrzymuje mi towarzystwa gdy staram się zagoić swoje nieco zbyt czerwone wpewnym momencie ciało i gadam czule z małżonkiem. Dwa dni w Zagrzebiu i poznaję psa który mnie kocha. Używam angielskiego do mówienia.



Lipiec - wracam z Chorwacji, a małż wygląda jakby się wytarzał w kredzie, jakby był wielką chudą mączną kluską. Białawy taki, w dodatku w białej koszulinie. Ale uroczy nadal, usteczka rubinowe kochające. Przez dwa tygodnie jeżdze sobie na rowerze, czytam, pije i jem owocki i tony fasolki szparagowej bezgrzesznie. A ula, tak ta nasza celebrytka ula co to se teraz gdzies na bahamach popierdziela, zabiera nas pod koniec miesiąca na wyprawe po bałkanach! I jedziemy. Przez wrocław, pragę, potem Grecja. Spanie na trawniku, jedzenie frytek z murka, mycie się w kibelku starbucksa a pozniej centrum handlowego, bezdomne przyjazne psy. Dwa dni w raju, na Chalkidikach, woda w morzu tak ciepla, jakiej bałtyk nawet nigdy nie powącha, cudowne proste jedzenie - bagietka, pomidor, jasnożółta słodka papryka, pasta z oliwek albo bakłażanów. Słońce, piasek wszędzie, muszle po ktore ulka nurkowała kilometr wgłąb morza. IDEALNOŚĆ. Potem znów Saloniki. A potem nie, bo potem Macedonia, Kosowo i, oboze, nie, nienawidze wypowiadać nazwy tego kraju, bo, bboooo nienawidze tego kraju!? bułgaria! gdzie ludzie byli jeszcze brzydsi niż w polsce, i na 'tak' kiwali głową z lewej na prawą. Dzicz i rozpacz po tym jak okazało się że nie mamy jak dostać się na lotnisko i dwugodzinna podróż z taksowkarzem szaleńcem. A potem juz w czechach godzinny spacer po szynach tramwaju, bo środek nocy a spać gdzieś trzeba.





Sierpień - nastał w przededniu urodzin mych, jeszcze troche w Grecji, a troche w Czechach. A grecja wygląda z góry nocą jakby ją jakiś wariat obsypał brokatem, jak szalone ciasto swiąteczne nigelli lawson. A rano były moje urodziny i przez cały dzień też. Pierwsze lody ben&jerry's ;) Mokre i śliskie i błyszczące kocie łby i szyny i biegniemy bo deszcz straszny. I wracamy.
Ale to nie koniec sierpnia! Bo pod koniec miesiąca koncert radiohead, niesamowity i cudowny oprócz drobnego faktu zaistnienia u mnie bólu brzucha więc zastanawiałam się dużo jaką potworną chorobę mam. Najgorsze na świecie frytki w barze mlecznym w poznaniu. Najgorszy na świecie pociąg wypchany miliardem osób, ale nie, stare baby musza spać na trzech siedzeniach naraz!
I to jeszcze nie koniec! Pod bardziej koniec zjawiliśmy się w warszawie, ponieważ ta oto ja nabyła aparat. Za pieniądze zarobione podczas jednej z najdziwniejszych prac ever - 3 tygodnie dzwonienia do APTEK i przypominania im żeby sprzedawały preparaty antykomarowe. Repelenty proszę ja was. Śmieszna zimna zupa z buraków, również w barze. I koniec lata.



Wrzesień wreszcie - znów zaczyna dziać się nic. Z wizytą przyjeżdza Kasia i Karinka, dwie miłe dziewczynki z warszawy. Robimy dziwne rzeczy w nałęczowie. Mili panowie wymieniają nam okna, a ilość pyłu jaka się wytwarza zatyka nasze drogi oddechowe aż po dziś dzień. Mam pracę - odprowadzam małą dziewczynke z warkoczem do szkoły.



Smutny październik - smutny powrót na uczelnie, płacze jęki i zgrzytanie zębów. Na osłodę znów Warszawa i jeden z najfajniejszych weekendów tego roku. Mam czerwony beret.



Listopad - nie wiem. Mój blog mówi że głównie jadłam i to pewnie prawda.




Grudzień - no wiadomo, mikołaajki, święta, te sprawy, wszystko pachnie mandarynkami, cynamonem, gozdzikami, w autobusie słucham majkela buble i jego uroczych swiątecznych piosenek. Odechciało mi sie podsumowywać, bo skończył się tydzień temu i to żadna zabawa :P

Olaboga...co za crap. Crap a nie podsumowanie. Nie zwiedzilam stu krajów, kupiłam tylko 9 par butów, nauczyłam się gotować tysiąc potraw, wydałam dużo pieniędzy na szmaty i żarcie, oraz drugie dużo na aparat, którego mało używam bo nic jak pamiętamy nie umiem:< Złożyłam milion pocałunkow na rubinowe usteczka mego małżonka. Oby w tym było ich cztery miliony:)

piątek, 8 stycznia 2010

Kiedy oglądam inne cudze fajne blogi to czuje w zasadzie tylko ZAZDROŚĆ i serce me wyrywa sie z piersi by tylko dobiec do okna, skoczyć i robiąc 'łuuuuu.....splasz!' nic nie czuć.
(teraz będzie użalanie się razy tysiąc nad swym nudnym losem bo dziś jest zły dzień bo jakkiś durny PAJAC obudził nas o 9 rano odsniezając BALKON, tak kurna, balkon, szorując łopatą po betonie a potem waląc o żelazne barierki, i tak przez godzine. dzwięk jakby jakiś perkusista amator miał doła a nasza ściana miała dziury;/ ja nie wiem, sezon GRYLOWY czy co!?!? party se zrobi!? nie ogarniam, nienawidze, a co gorsza nie wiem kogo bo nie wiem czy z gory czy z dołu, a spadającego śniegu nie wypatrywaliśmy)
Nic nie umiem, nie umiem pisać, czytać też nie umiem bo nie czytam odkąd cywilizacja wynalazła komputery, nie umiem mówić widocznie, bo często jak mówie do jakichś przypadkowych-lasek-z-roku-do-których-wypada-powiedzieć-słowo-w-kolejce-do-ksera to mam wrażenie że nie rozumieją. Nie umiem też mówić po angielsku na tyle żeby wyjechać i rzucić w diabły wszystko i turlać się w jakimś dobrych mądrych krainach. Bogu dzięki że na uczelni jest jedna osoba i w domu jedna i na necie jedna osoba to razem trzy, z którymi da rade sie dogadać poza własną rodziną. Nie umiem robić zdjęć bo mam za ciemny obiektyw - złej baletnicy sratata - i mieszkam w brzydkim kraju pełnym brzydkich ludzi, kraju w którym słońce nie wschodzi przez pół roku a nie jest to niestety skandynawia. Nie umiem chodzić bo wczoraj w dzikim skoku na małża potwornie uraziłam się w chory palec, co spowodowało jęki szlochy i pozycję embrionalną.
Nic nie umim.
Żałość.
Tak, Ula, to wszystko Twoja wina!

A to co umiem, można określić słowem: mogę.
Na dworze burza śnieżna i kasza na ulicach, a ja moge siedzieć cały dzień w domu i pić gorącą herbate i kakao, leżakować w gniazdku uplecionym z kołdry, dwóch koców i ośmiu poduszek, jeść minikitkaty, ogladać tv czytać (taaa) i netować. A wieczorem zrobie zimową wersje minestrone. Lalala.
W ramach uzdjęciowienia notki niespełna dwuletnia ja w czerwonych okrągłych okularkach pałaszująca twarróg na golasa. Urodziłam się z miłością do jedzenia we krwi!

AHa, może wieczorem, a możenie, stworze chyba podsumowanie roku poprzedniego, bo nie był on tak nudny jak mogłabym sie po sobie spodziewać, tak w ramach chwalenia:P

środa, 6 stycznia 2010

Ach więc tak. Nadal zima. Ku mojemu zdziwieniu po świętach nie nastąpiło od razu radosne przedwiośnie, nadal zima.
Na krótki upust uczuć i liter daje sobie tyle czasu ile gotują się brokuły bo jestem wściekle głodna i każda następna sekunda zwłoki wypala straszne dziury w mojej śluzówce żołądka.
No więc sylwester, oczywiście szalony i zwariowany jak każda polska nastolatka, party stulecia. Friends, Wall.e jako nowa najsłodsza kreskówka świata - scena jak robocik rozjeżdża robaka zawładneła mym sercem!! Oto trailer, a najcudniejszy fragment jest w momencie wybicia pierwszej minuty filmu. Chociaz pewnie juz wszyscy widzieli bo ja jestem troche opóźniona i oporna jeśli chodzi o przyswajanie nowego.


Obżeranie sie pieczonym kurczakiem w marynacie z syropu klonowego i sosu sojowego i miliona innych rzeczy w tym slicznej gwiazdki anyżu - utwierdziłam się w przekonaniu że anyżu nie lubię:( I coleslawem i brokułami z fetą. I sernikiem limonkowo czekoladowym. Taka rozpusta. Były szalone imprezowe czapeczki i baloniki które do dzisiaj NAGLE PO PROSTU pękają, na przykład w nocy. Tany z moją jedną nogą położoną na kanapie, bo jej tańczyć nie wolno. Zimne ognie. Tulanki i całowanki. Impreza TOTALNA;)

Potem nastąpiły dni przepełnione wyrzutami sumienia, że sie nie ucze, nieuczeniem, oraz jedzeniem miliarda słodyczy jakimi obdarzył mnie mikołaj. Tyciem. Byliśmy na avatarze, ktorego trzyde'a nie widzialy moje chore dziwne niedorozwinięte oczy z astygmatyzmem, ale na którym płakałam gdy drzewo się waliło, bo pragne dobra i piękna a nie złych ludzi ze szramami którzy bratają się z maszynami. Chce na pandore.

No i nastąpił smutny powrót na uczelnie. Moje płacze były wielkie i potęgowane robieniem setki prac pisemnych naraz, z których dwie już oddałam a dwie czekają na pieszczoty. Kretyni z mojej uczelni stosują jakieś dziwne kody myślowe których nie rozumiem i przekładają wszystkie kolokwia na 'jak najdalej od dziś' bo naiwnie chyba wierzą że wtedy boli mniej. A nieprawda. Na chodnikach i ulicach chałwa beżowa którą rozdeptują moje mocarne buty w których palec czuje sie dobrze ale które nie pasuja do spódniczek;/ Autobusy jeżdżą koszmarnie wolno a w połowie drogi stare babcie i młode rezolutne dzieweczki i zwiędli kaprawi panowie i przystojni królewicze i ich oczy robią prawo lewo prawo lewo co sie dzieje gdzie jesteśmy czy aby dojadę? Szlagby.
Musze pisać. Musze robić prezentację na jutro. Muszę wysławiać się elokwentnie i dostać piątę. Muszę szlifować siebie. Muszę przeżyć tą GUPIĄ sesyje;(







W ramach bonusu moja nowa przypinka z sekąhą za 50 groszy ze złym siekierowładnym nicholsonem i pytanie z tych niedzisiejszych, nostalgicznych. Jak na boga otworzyć pastę do butów!?