wtorek, 16 kwietnia 2013

W swej całej mizerii jestem przytomna. Lub też miewam chwile przytomności. Widzę wówczas rzeczy, o jakim nikomu się nie śniło. Takie rzeczy widzą wszyscy ludzie którzy jadą ze mną autobusami i tramwajami na Pragę.

Na przykład wczoraj. Szary deszcz łomocze w moją korę mózgową, a w tramwaju grupa starych dresiarzy - jest coś takiego? No stary chudy menel, ale bez toreb, ubrany w dres. W liczbie pięciu. Sinoczerwoni na twarzach. Wrzeszczą 'PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!!' dotykając nas wszystkich po ramionach, skupiają się przy przednim wejściu. Jeden z meneli głosem nadal krzyczącym mówi: 'COŚ..POWIEM WAM, COŚ TU STRASZNIE ŚMIERDZI...!!'. Publiczność zamiera, zaintrygowana komizmem tej wypowiedzi. Staruszki umykają w popłochu z przednich siedzeń. Menel zamyśla się i biorąc zamach plecaczkiem staruszki, która nie zdążyła uciec, bo miała na nodze wielki żółtawy bandaż, miota owym plecaczkiem w tłum i kończy: 'COŚ TU ŚMIERDZI TAKĄ.... GORZAŁĄ NORMALNIE!'. Nikt nie komentuje. Wszyscy chcemy krzyknąć: to z Twoich ust! Menele, z poczuciem spełnionego obowiązku, otwierają puszki piwa. Piją. Mija dziesięć sekund. Menel myśliciel głośno wymiotuje piwem na przednie schody tramwaju, wielokrotnie spluwając i miotając przekleństwa. Tramwaj zatrzymuje się na przystanku koło Parku Skaryszewskiego. Jeden z meneli wrzeszczy: 'NO TO CHYBA WYSIADAMY!'. Wysiadają. Rośnie we mnie potworny chichot.

Lub na przykład dziś. Podróż z pracy do domu trwała sto godzin, a zaczęła się od bolących od bucików na obcasach stóp. Jestem teraz osobą, która nic sobie nie robi z niewygody i biega w obcasach. No takich 7 cm to pewnie sie nie liczy, oraz bardzo wygodnych, ale zawsze to obcasy. Po przejściu dwóch kilometrów śliczną Warszawą (Koszykowa i okolice, mniam) zaszłam obejrzeć zbyt drogie oprawki okularowe i wróżę sobie miesiąc o kaszy z tłuszczem, bo takie oprawki to jest one lifetime opportunity. Za siedemset złoty, tfu. Kontynuując, następnie przeszłam kolejny kilometr do przystanku, kręcąc nieco tyłkiem, bo w tamtych okolicach wszyscy tacy przystojni, że nie wypada iść jak szara mysz. Stopy sine. Awaria tramwajowa (piąta na przestrzeni miesiąca) znów popchnęła mnie na szlak pieszy. Uciekła mi kolejka pociągowa. A nawet podbiegłam, więc stopy fioletowe. Niestety. Wtem! Odnalazłam rowery. Na obcasach jeździ się bardzo łatwo. Wywlekłam rower na most. Nie podarł mi rajstopek. Przejechałam sto metrów, musiałam przewlec rower na drugą stronę mostu. Rajtuzy nadal całe. Dalej już było łatwo i spokojnie, jeszcze nigdy w życiu nie mieszkałam w miejscu, w którym mogę przejechać rowerem przez rzekę. I pachniało latem, a nie wiosną. I tak sobie jechałam z pieśnią na ustach aż do momentu, gdy przestałam. Bo zamarłam. Koło stadionu. Z toitoia. Wystawała. Smycz. Z PUDLEM na końcu. Pudel patrzył mi w oczy gdy jak opętana szukałam telefonu żeby wykonać zdjęcie. Niestety, mocz widać był szybszy i nie zdążyłam, bo z toitoia wysze∂ł po chwili dresiarz i zaszczebiotał do pudla. A potem poszli w swoją stronę. Do tej pory jestem urzeczona.

Ostatnim uroczym momentem tego dnia był staruszek, z rodzaju tych niezwykle wręcz zgarbionych, siwiutkich i nieśmiało uśmiechniętych (mój absolutnie ulubiony rodzaj), który w złodziejskim sklepie Marcpolu miał w koszyku książkę pt. 'Dziady', lekturę dla liceum. Dziadeczek, dziady. No po prostu przesłodkie.

Dzień zakończyłam lepieniem wegeburgerów, o tych: te. Podczas gdy się pieką, ja zażywam alkoholu niskoprocentowego i podniecam się niewiadomo za bardzo czym.

Nie, nie brałam narkotyków. Tak po prostu czasem mam, drugie wachnięcie hormonalne nastrojowe. Przeciwieństwem depresji jest bowiem mania. No to macie, minimanię. Pozdro szeset.

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. good! jeszcze zostane pełnoetatowym komikiem.

      Usuń
  2. haha, ja tez sie usmialam, z pudla, u made my day. Tam pod spodem tez sie wpisalam kupamieci. Beata

    OdpowiedzUsuń
  3. O, mamuniu! Post za postem, co to będzie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepsze jest to, że od takich 'panów' żaden kanar nie zażąda biletu. A jak biednemu studentowi się karta o jeden dzień przeterminuje, bo zapomniał doładować to zaraz mandat i to niezły. True story.

    OdpowiedzUsuń
  5. Menele uratowali mi obrzydlwie nudne do obrzygania przedpoludnie, przed pracowym komputerem :-P

    OdpowiedzUsuń
  6. Śmiałam się wczoraj sama i śmiałam się dzisiaj ze znajomymi z pracy, bo musiałam tę żulską anegdotkę rozplenić :D

    OdpowiedzUsuń
  7. 3 komentarze w ciągu 3 dni!!! to się nazywa "róg obfitości":) ale nie chcę zapeszyć:)
    K.

    OdpowiedzUsuń
  8. PIękny monolog jednowydechowy, uwielbiam! :)
    Pudel chyba wygrał...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. proszem paniom nie ma minimanii, ja widzę hipomanię.

    OdpowiedzUsuń