niedziela, 10 stycznia 2010

Obiecałam podsumowanie to będzie podsumowanie!
Mimo że mogłabym zrobić śliczne zdjęcia mojej nowej piżamie (tak, piŻamie, nie mam pojęcia czemu wszyscy piszą piDŻama;/ słownik mówi że obie formy poprawne. ja chowana w piżamie.) w kropki z tesco za 15 złotych która ma spodnie których nie powstydziłaby się nawet meg ryan w jakiejś komedii romantycznej żeby w nich sie snuć po wielkim jasnym apartamencie pełnym książek i gadać przez telefon. I mojemu nowemu granatowemu frakowemu żakietowi z o dziwo! top secret, za 39 zł;> Ale nie, nie! Będzie podsumowanie!

No więc tak. Styczeń - pojawił się małżonek, ot tak sobie przyjechał z białegostoku na początku grudnia a pod koniec grudnia pojawił się ponownie, już ze swoją szczoteczką do zębów i stosem skarpetek bez pary. No i w styczniu właśnie zaczęła sie nasza wielka przygoda z mieszkaniowym byciem razem. Zaczęła się też moja palcowa przygoda i byłam u setki lekarzy. Pracuję łażąc w śnieżnej zadymie i sprzedając jakieś duperelowate abonamenty telefoniczne, wobec tego moge trwonić pieniądze na jedzenie i ubrania. Miłość w powietrzu i takie tam słodkości;)


Luty - dalej zima, powoli przestawały mnie denerwować nawyki typu brzydkie robienie kanapek, czy brudzenie sie przy jedzeniu (zaraz bedzie sie rzucał jak to zobaczy, ale trudno, takie jest zycie:P). Byliśmy na koncercie Czesława Mozila i było fantastycznie. Mialam swoją doroczną anemie wobec tego moja cera była sinozielonożółta i wreszcie miałam usprawiedliwienie na zadyszke po trzech schodach. Zima trwała nadal. Słodkość trwała nadal. Zostaję jednostką bezrobotną. Czyli nie dzieje się nic.

Marzec - nadal nie dzieje się nic (już czuję się żałosnie, sens pisania tego podsumowania coraz bardziej sie rozmywa:P), nadal jestem bezrobotna i trwa miłość. Na studiach nie robie nic, oprócz intensywnego pocenia się na statystyce. W domu gotuje! A moi osobiści rodzice uważają że jestem grrubasem, to takie smutne:( Zaczynam być wessana w Gossip girl, chce być Blair, codziennie odmóżdzam się czekając na powrót małżonka marnotrawnego z pracy i oglądam sto odcinków. Idzie wiosna więc jest cudnie.

Kwiecien - zaczyna sie coś dziać! Bowiem lecimy z małżonkiem doooooo Sztokholmuuuu! I zaczynam potwornie zazdroscic ludziom ich pięknych żyć, zdrowego kraju, cudnych figur rowerów fryzur, języka. Domków czerwonych z białym obramowaniem okien i drzwi. Pierwszy raz lece samolotem :> (wiem, tylko wiesniaki tak późno zaczynają, porządny modny polak nowego wieku już w wieku 2 miesięcy leci do tunezji z biurem podróży!)Przez trzy dni jemy żelki, kiełbasy albo chorizo w bule kupowane od turasów, łazimy, ja robie cudowne zakupy. Kwitną na różowo drzewa na kungsgatan costam garden. Jest święto wiosny i postanawiam na zawsze zostać w szwecji. Jak widać :( <łzy kap kap> ale jeszcze tam wróce! I zostane!





Maj - znów nie dzieje się nic :C kupuje od groma sukienek, kokard, bluzek ala baletnica i wogóle jestem super. Jezdzimy nad zalew i jest tam STRASZNO. Wszechdres, wszechlachonarium, wszyscy wrzeszczą, mają czerwone twarze, żłopią piwo marki piwo i jedzą kanapki z pasztetem zawinięte w tłusty papier albo napełnione łojem fryty niczym te bukłaki na wode wodą. Woda jest tak nieprzezroczysta, że stojąc w niej, nie widze swojego biustu. Lub też, aby rzeczywistości stało się zadość, tego miejsca na klatce piersiowej gdzie biuściaste mają biust. Sromota.


Czerwiec - jest najcudniej i pięknie a ja mam ze trzy anginy, zapalenie zatok które jest chyba najgorszą domową zwykłą chorobą świata, bo człek jest głuchy, ślepawy, boli go jego własne SEDNO, czyli głowooczy, ma ochote umrzeć we własnej przyjaznej kołderce. Ale potem następują same cuda, gdyż zdaje sesje na trójach jakoś w miare szybko i jaaaadeee do Chorwacji! Gdzie wyleguje się na plaży, pływam, oglądam sobie rozgwiazdy i inne urocze robaki morskie, jem ryby i prosze ja was wino pije, podczas gdy w polszczy ojczyznie jest 15 stopni i deszcz. Mam też ze sobą swój kurduplowaty komputerek a w wioseczce jest darmowy hotspot. Kwaśna lodowata lemoniada dotrzymuje mi towarzystwa gdy staram się zagoić swoje nieco zbyt czerwone wpewnym momencie ciało i gadam czule z małżonkiem. Dwa dni w Zagrzebiu i poznaję psa który mnie kocha. Używam angielskiego do mówienia.



Lipiec - wracam z Chorwacji, a małż wygląda jakby się wytarzał w kredzie, jakby był wielką chudą mączną kluską. Białawy taki, w dodatku w białej koszulinie. Ale uroczy nadal, usteczka rubinowe kochające. Przez dwa tygodnie jeżdze sobie na rowerze, czytam, pije i jem owocki i tony fasolki szparagowej bezgrzesznie. A ula, tak ta nasza celebrytka ula co to se teraz gdzies na bahamach popierdziela, zabiera nas pod koniec miesiąca na wyprawe po bałkanach! I jedziemy. Przez wrocław, pragę, potem Grecja. Spanie na trawniku, jedzenie frytek z murka, mycie się w kibelku starbucksa a pozniej centrum handlowego, bezdomne przyjazne psy. Dwa dni w raju, na Chalkidikach, woda w morzu tak ciepla, jakiej bałtyk nawet nigdy nie powącha, cudowne proste jedzenie - bagietka, pomidor, jasnożółta słodka papryka, pasta z oliwek albo bakłażanów. Słońce, piasek wszędzie, muszle po ktore ulka nurkowała kilometr wgłąb morza. IDEALNOŚĆ. Potem znów Saloniki. A potem nie, bo potem Macedonia, Kosowo i, oboze, nie, nienawidze wypowiadać nazwy tego kraju, bo, bboooo nienawidze tego kraju!? bułgaria! gdzie ludzie byli jeszcze brzydsi niż w polsce, i na 'tak' kiwali głową z lewej na prawą. Dzicz i rozpacz po tym jak okazało się że nie mamy jak dostać się na lotnisko i dwugodzinna podróż z taksowkarzem szaleńcem. A potem juz w czechach godzinny spacer po szynach tramwaju, bo środek nocy a spać gdzieś trzeba.





Sierpień - nastał w przededniu urodzin mych, jeszcze troche w Grecji, a troche w Czechach. A grecja wygląda z góry nocą jakby ją jakiś wariat obsypał brokatem, jak szalone ciasto swiąteczne nigelli lawson. A rano były moje urodziny i przez cały dzień też. Pierwsze lody ben&jerry's ;) Mokre i śliskie i błyszczące kocie łby i szyny i biegniemy bo deszcz straszny. I wracamy.
Ale to nie koniec sierpnia! Bo pod koniec miesiąca koncert radiohead, niesamowity i cudowny oprócz drobnego faktu zaistnienia u mnie bólu brzucha więc zastanawiałam się dużo jaką potworną chorobę mam. Najgorsze na świecie frytki w barze mlecznym w poznaniu. Najgorszy na świecie pociąg wypchany miliardem osób, ale nie, stare baby musza spać na trzech siedzeniach naraz!
I to jeszcze nie koniec! Pod bardziej koniec zjawiliśmy się w warszawie, ponieważ ta oto ja nabyła aparat. Za pieniądze zarobione podczas jednej z najdziwniejszych prac ever - 3 tygodnie dzwonienia do APTEK i przypominania im żeby sprzedawały preparaty antykomarowe. Repelenty proszę ja was. Śmieszna zimna zupa z buraków, również w barze. I koniec lata.



Wrzesień wreszcie - znów zaczyna dziać się nic. Z wizytą przyjeżdza Kasia i Karinka, dwie miłe dziewczynki z warszawy. Robimy dziwne rzeczy w nałęczowie. Mili panowie wymieniają nam okna, a ilość pyłu jaka się wytwarza zatyka nasze drogi oddechowe aż po dziś dzień. Mam pracę - odprowadzam małą dziewczynke z warkoczem do szkoły.



Smutny październik - smutny powrót na uczelnie, płacze jęki i zgrzytanie zębów. Na osłodę znów Warszawa i jeden z najfajniejszych weekendów tego roku. Mam czerwony beret.



Listopad - nie wiem. Mój blog mówi że głównie jadłam i to pewnie prawda.




Grudzień - no wiadomo, mikołaajki, święta, te sprawy, wszystko pachnie mandarynkami, cynamonem, gozdzikami, w autobusie słucham majkela buble i jego uroczych swiątecznych piosenek. Odechciało mi sie podsumowywać, bo skończył się tydzień temu i to żadna zabawa :P

Olaboga...co za crap. Crap a nie podsumowanie. Nie zwiedzilam stu krajów, kupiłam tylko 9 par butów, nauczyłam się gotować tysiąc potraw, wydałam dużo pieniędzy na szmaty i żarcie, oraz drugie dużo na aparat, którego mało używam bo nic jak pamiętamy nie umiem:< Złożyłam milion pocałunkow na rubinowe usteczka mego małżonka. Oby w tym było ich cztery miliony:)

8 komentarzy:

  1. zazdroszczę Ci! tak udanego roku i tak fajnego życia! tysiące podróży, wspaniały facet, studia (jestem tegoroczną maturzystą i nie mogę się doczekać studiów!) :). zazdroszczę!

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. już wiem jaka jest główna rzecz która nas łączy ;) byłyśmy raz w kraju w którym się zakochałyśmy, Ty wracasz do Szwecji a ja wracam do Francji :> kiedyś zaproszę Cię z małżonem i będziemy razem gotować ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. O Matryjko! Czy wlasnie zobaczylam twojego bobra!~157

    OdpowiedzUsuń
  4. ehh, czemu ja nie moge być systematyczna i tak sobie wszystkiego zapisywać pieknie?

    OdpowiedzUsuń
  5. bzu we własnej11 stycznia 2010 08:49

    żaden bóbr! to artyzm. czarny trójkąt symbolizuje tajemnice i takie tam. czarny trójkąt z CIENIA.:P

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego wykorzystujesz wizerunek mojego kota bez jego zgody?! To już byś może chociaż napisała że to on! I że mój! A nie nieletnią na sesję zdjęciową namawiasz, fotografujesz ją jak śpi i na neta wrzucasz bez wiedzy opiekunów!

    OdpowiedzUsuń
  7. jezu, moja droga, tyle tu chciałam skomentować i nagle wyleciało mi z głowy. ale już się zabieram. i skupiam.
    otóż po pierwsze : ty wieśniaku, jak mogłaś lecieć pierwszy raz samolotem, teraz must-have jest odbycie przynajmniej 10 lotów w buisness class do ukończenia 2 roku życia. wstyd,jak nic!
    - sztokholm też żem odwiedziła w styczniu tamtego roku i nie wiem jak was, ale mnie i moich towarzyszy cenowo zabił, po frytkach i big macu za 20 zł zaopatrywaliśmy się w SAMOOBSŁUGOWYCH dyskontach spożywczych, gdzie to ludzie nie kradną najwidoczniej, mieliśmy chrapkę na kotlety z renifera, ale mój wewnętrzny 'animals' wziął górę [no dobra, cena też!]
    -piszesz pięknie, istny strumień świadomości
    -partner mój życiowy także do gatunków albinów należy, a ja nie lepsza, ze swoją alergią na słońce
    - prace widzę, że czaderskie, jedne z lepszych, niczym moje, ot. np. jako sprzedawca telewizji nowej generacji, haj definiszyn N.
    - też mam niedorozwój klatki piersiowej.
    no i amen.

    aaa i rozbawila mnie 'ula celebrytka'
    i 'wszechdres'- już widzę to w swoim życiowym słowniku

    uwielbiam i podziwiam! ;)

    OdpowiedzUsuń