sobota, 11 stycznia 2014

Piątki też bywają fatalne. Założę się, że wczoraj odbyło się dużo więcej uroczystych samobójstw niż na przykład dziś.
Bo było nieludzko.

Wyobraźcie sobie możliwie najgorszy dzień. Ale z tych zwykłych i nieszkodliwych, tak jak na przykład najgorszą nieszkodliwą chorobą jest zapalenie zatok, kiedy to boli Cię jestestwo i nijak umrzeć.

Budzisz się w najbardziej obiecującym momencie niespełnionego snu - koszmary po stokroć lepsze niż te słodkie, upojne, które zestawione z rzeczywistością od razu wtrącają w marazm; wpadasz prosto w lodowaty granat i do pełni nieszczęścia brakuje tylko wrzasku Twojej matki i białego lekarskiego kitla i żeby to był Twój własny poród. Zapominasz szlafroka, ba, Ty nawet nie masz szlafroka, więc z zaparowanego mikrokosmosu prysznica znów wychodzisz wprost w ten granat, który chlaszcze Cię po plecach i napina skórę. Do stóp przyklejają Ci się paprochy. Lub wchodzisz świeżą skarpetką w krople wody. Skrajna obrzydliwość.

Powietrze swego M1 aromatyzujesz swądem spalonego mleka bezlaktozowego, bo zwykłe przestałaś trawić już dawno, co można uznać za kolejny element tragiczny roku minionego, zaraz obok dwuosobowego szeregu zawodów miłosnych. W tramwaju Drużyna Specjalna, której skład staram się w miare regularnie portretować na twitterze - Człowiek Smród (nigdy nie prany sweter? cebularz? stopa cukrzycowa?), Człowiek Miarowy Hałas (pozbawiony pamięci krótkotrwałej, co trzy sekundy na nowo wierzy, że smarki wciągnięte raz, znikną na zawsze), Człowiek Patologia Przestrzeni (trąca i dyszy w szyję, wciska w nerki torbę, ściśnie rurkę akurat tam, gdzie pofrunął Twój żywy i podłączony wprost do rdzenia kręgowego włos).

Pogoda też jest Twoja ulubiona. Deszczowy wiatr wywiewa Ci gile z zatok. Wybornie. Przewspaniale. Paletko i czapka gówno warte. Rękawiczki zgubione już dawno. Furkoczące włosy w ustach (oby własne). Zginasz się w pół i wrzeszczysz na chodnik. Może nikt nie zauważy, słońce i tak nie wschodzi do 11, potem ledwie odkaszlnie i znów się pakuje w ciepłe kraje. No ale narzekanie na pogodę jest chyba niezbyt eko?

Zawadzasz ludzkości. Ludzkość się czepia, że się nie uśmiechasz. Jakby to komukolwiek robiło różnicę. Jakby psuło krajobraz.

No to wchodzisz na bieżnię, może w ten godny sposób zawalczymy z deprą. Nie, jedyna wolna bieżnia się zacina, zęby cudem ocalone, a przy piątym kilometrze zaczynają boleć Cię kości i myślisz sobie, że to na pewno ostatnie dni życia w niewiedzy o jakiejś strasznej chorobie.

Rossman gubi rolkę filmu z Paryża - swoją drogą doskonałe podsumowanie listopadowych mrzonek. Oh nie, nie będzie czym urozmaicić wypełnionej marudzeniem notki! Słuchawki wypadają z uszu ustawicznie acz naprzemiennie. Zielone światło nie zapala się przez trzy kolejki (podczas gdy ten wiatr przez to paletko). Małe skurwysyństwa od losu, all day long.

Wbiegasz po schodach, bo goni Cię piątkowa noc i przecież trzeba włożyć czerwoną sukienkę pomalować usta wyjść cieszyć się pić palić jeść hummus oblizywać palce czekać nie doczekać westchnąć.
Patrzysz komuś w oczy w lustrze.
I nagle Ci się odechciewa. Kopiesz zabawki w kąt, zrzucasz papiery z biurka (którego nie masz) i z rozbiegu (dokładnie tak jak Ci kiedyś mama nie pozwalała) wskakujesz w rozbabrane łóżko. Nakrywasz się kołdrą razem z głową. Jest godzina W, jak Wszystko Mi Jedno.

Kolejny idiotyczny dzień okokonienia się we własne niepoważne niedorosłe udręki. Jedyne co robi dobrze, to bezduszne elektro. Taki rozrusznik, zapobiega śmierci z nieprzytulania.

Dziś lepiej. A jutro?

(Ps. Jesteście najfajniejsi i Wasze ulubione słowa też.)

22 komentarze:

  1. własnie, że nie! właśnie że w piątki już od 10 w pracy już jesteś prawie w blokach startowych do weekendu nawet jeśli weekend polega na leżeniu w pościeli i pisaniu tekstów do roboty, które nudzą nawet Ciebie i prac na studia (psychologiczne;]) których nie przeczyta nikt - ani Ty ani prowadzący

    OdpowiedzUsuń
  2. chociaż w sumie - lepsze Bzu narzekanie niż na innych blogach dziadka sranie
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. jest chujowo

    ale jesteś moją idolką :P

    OdpowiedzUsuń
  4. "śmierć z nieprzytulania" tego sformułowania mi brakowało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bzu..Kochana! Marudo cudowna! Jak pocieszające jest mieć świadomość,że gdzieś tam, te 400 kilometrów dalej, jest osoba, która ma podobne, z lekka nadąsane nastawienie :) Wysyłam pozytywną energię (ostatkiem sił) z rozbabranego łóżka!
    Wielki Inkwizytor

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie piątek nie należał do najszczęśliwszych. Turlając się na piłce body ball przywaliłam z całym impetem w wielką antyramę opartą o kaloryfer. Rozbiłam ją w drobny mak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i nie jestes pierwsza osoba ktora mi mowi ze w piatku bylo cos zlego. a juz myslalam ze jestem szalona.

      Usuń
    2. to samo zrobiłam w piątek! tylko poleciałam na niej do tyłu i walnęłam w lampę. lampa cała. mi przybyło kilka siniaków.

      Usuń
  7. Uwielbiam to Twoje pisanie. Bardzo smaczne. W myślach marudzę tak samo. W słowach i uczynkach zresztą też. Moje ulubione słowo z tego bloga to "chłopiec". Lubię słowo "chłopiec" i "sympatia", np. "przyszedł ze swoją sympatią", " - masz już jakąś sympatię"?
    - Nie mam.
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja ostatnio polubilam 'narzeczony', bo jest taaaak abstrakcyjne.

      Usuń
  8. w piątku było coś złego, potwierdzam

    OdpowiedzUsuń
  9. Nadrabiam ulubionym słowem: dyrdymały (nie sądziłam, że nowa notka pojawi się tak szybko). Również się zgadzam, że piątek był okropny, zaczęło się od łokcia w moim brzuchu w tramwaju, a skończyło na rąbnięciu się w mały palec u stopy o kant łóżka.
    P.S. O co kaman z tą laktozą, też przestałam się z nią lubić. Zawsze myślałam, że to oznaka dorosłości ale przecież jeszcze nie ten czas.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak bardzo tak, wszystko tak a jednak nie i to jest dziwne.

    OdpowiedzUsuń
  11. cieszta się, że to tylko laktoza, a nie dodatkowo do kompletu gluten

    OdpowiedzUsuń
  12. Człowiek Miarowy Hałas i Człowiek Smród istnieje też u mnie w pracy! I niestety jest to szefowa (2 in1!). Wciąganie smarów to nie jedyny wydawany przez nią dźwięk, jest tego cała księga! Każdy jeden bardziej obrzydliwy od drugiego...o zapachach nie będę pisać. Chyba że ktoś spragniony doznań.
    Przyznaję. Piątek był przechujowy.
    Narzekanie mi ostatnio w smak. A już zwłaszcza Twoje!
    Uwielbiam Cię Bzu! Ściskam ciepło! Niestety nieprzytulanie też u mnie ostatnio w modzie. Więc wiem jak to czasem boli ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bzu, to będzie bardzo intymne pytanie. Czy kiedykolwiek prałaś pana Brokuła i czy dobrze to zniósł?
    Bardzo cię, no.

    Tess

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie prałam, lękam się :( ale przypuszczam ze zniesie to dobrze, w koncu to maskota dla dzieci z IKEI. ale co jak nie wyschnie na noc? co będę ściskać w objęciach?

      Usuń
    2. ja mam Pana Brokuła (mam nadzieję, że to brat rodzony Brokuła Bzu ;)) i prałam go wielokrotnie z racji licznych jego podróży :) i żyję, całkiem zadowolony i czysty :)
      w lecie wieszam go za nóżki na sznurkach na pranie ;) schnie błyskawicznie

      Usuń
  14. Zdarzają się takie dni...

    OdpowiedzUsuń