wtorek, 3 kwietnia 2012

Jestem najzupełniej niespełna rozumu blogerką. Zamiast całe dnie trzaskać posty sponsorowane, zamiast zamawiać bucki ze sklepu bucikowo i ubranka ze sklepu romwowo, zamiast gotować przepyszne potrawy i przybierać je kwiatami, to ja nic tylko tę magisterkę i w ten sufit i tak wzdycham. Nawet nominacji od frustracyjnej królowej nie wykorzystałam, przypływ nowych czytelników mi odpłynie. Nie mogę do tego dopuścić. Muszę się szanować. Liczby szanować. Istotkę każdą.

No to proszę, nominacja one lovely (jasne) blog award, czyli siedem szalonych nieciekawych faktów o mnie. Już raz była, o tu: TU
Pozwole sobie złamać zasady i napisać tylko, po raz kolejny połechtać samą siebie, że nominowała mnie najprawdziwsza f jak frustratka. Nikogo nie nominuje, możecie mi napisać różne ciekawostki o sobie w komentarzach. Ciekawostki zawsze się ceni.

Fakt I
Jestem straszliwą naiwniarą. Wierzę we wszystko co mi się powie, niestety dorastałam i obecnie żyje na gruncie niemal śmiertelnie niebezpiecznym dla takich lotnych istot jak my, naiwni, gdyż zarówno mój tata jak i Marcelek bardzo podle wykorzystują każdą okazję. Przykład z dzieciństwa: tata przynosi grubą, sznurkowo-słomianą wycieraczkę i mówi mi że teraz będę na tym spać bo mam krzywy kręgosłup. Łzy w oczach. Przykład z tydzień temu: Marcelek pisze mi smsa że nagle zauważył, że ma sześć palców u lewej dłoni. Odrobinę zaniepokojona myślę, że to w zasadzie jakoś tam możliwe, przecież nigdy nie liczyłam..............pozwolę sobie nie skomentować. To jest upośledzenie. Tak samo wierzę i współczuje potulnym bandytom z telewizji, najlepiej skazanych na karę śmierci, uh to mój ulubiony powód do płaczu, cudza kara śmierci. Płynnie staje się....

Fakt II
Jestem płaczliwa jak jakaś durna owca. Ale zgrywam żelazną. Chce mi się ryczeć jak się z kimś kłócę, lub nawet tylko dyskutuję. Przykład z dziś: recepcjonistka u lekarza mówi mi, że skoro nie odbieram telefonu o ósmej rano w sobotę, to nie jest jej wina że nie wiedziałam że odwołano mi wizytę. Chce mi się ryczeć jak pomyślę że moi rodzice kiedyś umrą. Chce mi się ryczeć jak widzę smutnych poczciwych staruszków. Chce mi się ryczeć jak słucham piosenki empire state of mind i jak oglądam taką reklamę, na której dziewczynka wyleczona jest z raka. Chce mi się ryczeć jak  jakieś płowe niemieckie dzieciaki wyławiają i męczą rozgwiazdy. Miesiąc temu ryczałam bo WYDAWAŁO mi się że mam kamień w nerce. (Półfakt nr II i pół: robi mi się niedobrze i słabo, gdy ktoś wypowiada słowo nerka. FU.)Nie mam go, ale nie wiem co mam bo nie odbieram telefonów o ósmej rano w sobotę.

Fakt III
Boję się lasów i dwa są ku temu powody: najstraszniejszy film jaki w życiu obejrzałam to Blair Witch Project - następnego ranka dostałam pierwszego okresu i chociaż nie wiem czy możliwy jest okres ze strachu, to ten film przeraża mnie dzięki temu jeszcze bardziej :D Drugi powód to martwy jeż, na którym kiedyś prawie usiadłam podczas uroczego spaceru z pewnym chłopcem, chcąc tak sobie odpocząć na polance. Martwy jeż kurna. Rozłożone ciałko, kosteczki i cała masa igiełek. Boję się że znajde w lesie, albo chociaż w wielkich krzaczorach, zwłoki noworodka albo pijaka, wiszącego wisielca, takie tam. Przecież one zawsze znajdowane są w krzaczorach, o ile nie w ruinach w Sosnowcu...

Fakt IV
Skoczyłam na bungee. No prawie, bo nie z mostu tylko z trzydziestometrowej wieży, a ruch zamiast spadającego był spadająco-huśtający. I to nie byle gdzie, bo na obozie letnim w Antibes, a więc widoki z wieży były imponujące - wieczorne morze, stateczki, miasteczko, wybrzeżee, blabla. Chyba nawet popełniłam jakieś oszustwa, w stylu zakłamania wieku i podrobienia podpisu opiekuna. Pamiętam też, że upiornie chciało mi się siku chwile przed i latałam po całym parku rozrywki w poszukiwaniu  łazienki. Gdy się okazało że trzeba zapłacić dwa euro, a ja za sikanie płacić nie będę, to moja życiowa zasada, wróciłam pod wieżę i skoczyłam z moczem w pęcherzu, a jak wylądowałam to już mi się nie chciało :D Lecz proszę sobie nie wyobrażać lania po nogach, to jakoś tak działa na szalonych atrakcjach, że siku się cofa. Czy ktoś też tak ma? A czy ktoś pamięta takie ustrojstwo z wesołego miasteczka objazdowego jak... Centryfuga?:D Ah, słowem zakończenia, na kupionej za 10 euro kasecie VHS dokumentującej mój skok tata nagrał jakieś sporty.

Fakt V
Jak byłam dzieckiem to śpiewałam w zespole szkolnym i nawet zarobiłam na tym trochę kasy. Ogólnie było ze mnie super do usrania okularne rezolutne dziecię, takie z reklamy kinder albo nutelli. Potem przemutowały mi się struny głosowe i niczym w tej biblijnej opowiastce o wężu jabłkach i liściach na narządach, zaczęłam się wstydzić, że jestem takim... nerdem z glee club, kurna. No i zakończyłam karierę. Dziś tylko resztki "talentu" wykorzystuje gdy dopadnę singstara, lub jakąś wybitną piosenkę typu weselnego/bajmowego/religijnego.

Fakt VI
To już troche tak na odwal, stali i wierni czytelnicy wiedzą, niewierni może chcą wiedzieć. Mam dodatkową kość w śródstopiu, jak boga kocham. I złamaną na stałe taką cześć ciała ludzkiego, o jakiej istnieniu nikt na świecie nie ma pojęcia - trzeszczkę. Złamane trzeszczki to specjalność baletnic. Oraz koni. Oraz moja. Mam też, ale to stosunkowo świeża sprawa o której co uważniejsi pamiętają, wiecznie rosnącego, blond kręconego włosa jako rzęsę i muszę go przycinać. Bonusowy półfakt: mam kręcone włosy, to wiecie. Ale nie wiecie, że od tygodnia mam lokówkę i czuję się z tym trochę jak lamus. No bo dość dyktatury puchu! Skoro kręci mi się tylko 1/3 włosów a reszta jest smętna durna i upośledzona, to jej pomogę rozgrzanym bolcem!

Fakt VII
Zupełnie na odwal, nie ma aż tylu faktów o mnie... Brzydzę się motyli. Kiedyś na wycieczce w górach obsiadło mnie stado motyli i myślałam że sie zrzygam. No bo ten pyłek. Że jak dotknę to już motyl nigdy nie poleci, upośledzę motyla, zrobie z niego warzywo. No i jak to zedrzeć ogólnie, takiego wczepionego motyla, za noge za głowe za skrzydło?


No to teraz jakieś zdjęcie... gdzieś tu był jakiś pieczony ziemniak albo zoom na piane... niech no tylko walne winietowanie i idzie na konkurs, do gazety idzie. Juz poszło. Aha, prastare notki mogą być pozbawione zdjęć, bo imageshack coś krzyczał. Zdarza się.

Świąteczne puchate kurczaczkowe całuski jajeczne kiełbasiane! Paschowe mazurkowo-kajmakowe! Mhm!

43 komentarze:

  1. O losie, a już myślałam, że jestem jedyną osobą na tym świecie, która boi się trupa znaleźć w krzaczorach :D

    Pozdrawiam,
    Ewka Marchewka

    OdpowiedzUsuń
  2. O! Ja też brzydzę się motyli. I biedronek również (bo zjadłam pół w dzieciństwie, pół chyba jeszcze gorsze niż cała). Lasu się nie boję, ale trupa zawsze się spodziewam. I zawsze się boję, że będę świadkiem katastrofy lotniczej, albo jeszcze gorzej: uczestnikiem!

    OdpowiedzUsuń
  3. też się brzydze biedronek, bo kiedyś nałapałam dużo do ręki i mnie obsikały...

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha ja mam podobnie ze słowem ,,nerki" ;D
    Jak tylko je słyszę, mam wrażenie, że moje zaraz przestaną filtrować i będę sikać krwią xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Mistrzu! Dawno się tak nie uśmiałam:)Dzięki:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie skomentowałabym tej notki, choć dostarczyła mi dużo radości, gdyby nie to, że przypadkiem mam ciekawostkę z mojego życia (z dnia dzisiejszego).

    Otóż idę ulicą Karmelicką (Kraków) z półotwartą gębą, bo gorąco, a tu nagle leci gołąb prosto w moje usta o_O A dokładniej trafił skrzydłem w wewnętrzną część mojej dolnej wargi. To prawie jak zostać ochlapanym krwią z aids albo umazać ranę błotem. Pierwsza myśl: wódka! Ale w promieniu paru merów była tylko cukiernia. Tak więc czekam teraz na jakąś straszną diagnozę i mogę się tylko pocieszać, że skrzydło to (chyba) nie jest najbrudniejsza część gołębia.

    Morał: chodzić po Krakowie z domkniętą paszczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panicznie poję się wszelkich ptaków (no może za wyjątkiem wróbli), więc jeżeli we mnie wleciałby gołąb to wpadłabym w jakąś niesamowicie głęboką traumę i chyba z tuzin psychologów ze swoimi interwencjami kryzysowymi by mnie z niej nie wyciągnęło. Dobrze, że nie mieszkam w Krakowie.
      K.

      Usuń
    2. Pierwsza myśl: wódka ! - :D to nader mądre w razie ataku paniki wszelkiego rodzaju ! Uśmiałam się i kradnę . Ha ! :D

      Usuń
    3. Doooobra historia!! :D

      Usuń
  7. oglądałam dziś Twoje zdjęcie w bardzo ładnej sukience, i pierwsze na co zwróciłam uwagę to te ... loki! Takie... doskonałeee ....
    Wolę Cię z naturalnym poetyckim skrętem, a nie w formie lali z puklami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niewiem skąd Ci sie wzial ten poetycki skręt.... :P moich włósów w neta nie wstawiam, bo są na to za brzydkie na ogół, za długei żeby się kręcić (a nie zetne!), smętne, spuszone, bez połysku, połączone w wygniecione strąki pięciowłosowe, a nie lokio poetyckim skręcie... fajnie mieć więc możliwość posiadania idealnych wlosów chociaz co jakiś czas...

      Usuń
  8. Też się boję napotkania trupa w zaroślach. A po krzaczorach chadzam w celach zawodowych - botanikiem jestem.
    Nie prześladuje mnie jednak wizja takiego zwykłego trupa, ale napompowanego wodą. Topielca osadzonego na nadrzecznych wierzbach. Ludzkiego lub świńskiego.

    Ania, nomen omen z Sosnowca

    OdpowiedzUsuń
  9. Zywy dowód na to, że na psychologię idą psychole.

    OdpowiedzUsuń
  10. uważaj na tego "gorącego bolca" (bez skojarzeń!) ... bo on bardzo niszczy włosy ... na co Ci te wszystkie odżywki do loków jak je sobie spalisz ?! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spoko, 3/4 ludzkości używa prostownicy częściej niż szczoteczki do zębów i żyje, gorące bolce włosom Bzowej nie zaszkodzą;-)

      Usuń
    2. jeszcze zadna odzywka tak naprawde nie sprawiła moim włosom różnicy, a próbowałam ich bez liku. Wax, ten taki ziołowy sprej z rossmana czerwono zielone opakowanie, naturalne żele, o wszelkich drogeryjnych odzywkach i maseczkach nawet nie wspomne. ZERO RÓŻNICY. Jedyne co nadaje im jakikolwiek wygląd to ostra chemia, czyli stylizatory, a to też nie zawsze. one też podobno niszczą włosy. więc jeżeli mam do wyboru mieć teoretycznie zdrowe ale obrzydliwe spuszone nędzne płaskie włosy człowieka który nigdy nie widział fryzjera (a widuje) i podniszczone ale ładne loki, wybieram zniszczenie :(

      Usuń
  11. o jeeeezu, a mnie się dzisiaj śnił wisielec! tzn konkretniej pan, który sobie radośnie skręcił linę, zarzucił ją na drzewo i namoich oczach się na tym drzewie powiesił! wprawdzie potem go odratowałam, ale mimo wszystko - ja nawet nie chcę wnikać skąd w mojej głowie biorą się takie obrazy...
    pozdrawiam, nie taka nowa, choć do tej pory milcząca czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
  12. widzę że strach przed trupami różnej maści jest dość powszechny- ja się boje tych porzuconych w workach przy drogach i w ogóle stosów z worków ze śmieciami- mam wrażenie że jak się wystarczająco długo im poprzygląda to jakaś dłoń się wysunie ( coś jak ten obrazek z ziarnami kawy pośród których jest ukryta twarz, brr)
    Zastanawiałam się tez jaką ciekawostkę o sobie napisac i doszłam do bardzo niemiłego wniosku że jestem coś za bardzo normalna. Ale jedną małą sobie uświadomiłam- uwielbiam jeść oglądając tv. Niby nic nienormalnego, większość ludzi cierpiących na otyłość ma podobnie, ale u mnie przybrało forme dość zorganizowaną. Nie może to być byle co i przy byle czym, dość często obmyślam menu na jakiś dzień w tygodniu pod kątem dobrego filmu czy programu ( powinien być 'na żywo' w sensie ze nie odtwarzany z płyty ) i zawsze przerywam jedzenie na czas reklam czym doprowadzam resztę jedzących do furii 'bo mi wystygnie'.I co ciekawsze, ja w przeciwienstwie do( jak sądzę) reszty, jem wtedy, mimo ze ponoć mniej świadomie, to znacznie wolniej niż jak normalny człowiek, przy stole.

    OdpowiedzUsuń
  13. dobrze wiem, co oznacza wkręcający tato + choćby szczypta naiwności. kiedyś (już w wieku dwucyfrowym) spytałam, dlaczego mają z mamą 2 rocznice ślubu (wiadomo, jak to kiedyś, kościelny i cywilny) i oczywiście uwierzyłam, że za pierwszym razem mama się nie zgodziła ('biedny tata!' pomyślałam).
    ps. pozdrawiam również znad dziergania pracy magisterskiej z psychologii.

    OdpowiedzUsuń
  14. ja tez czasami placze przy empire state of mind. ale ze te motyle, no wiesz co!

    OdpowiedzUsuń
  15. HAHA Bzu też jestem naiwniakiem (: zawsze padam ofiarą okrutnych żartów, skonstruowanych na zasadzie: groźna mina, poważny ton, jakaś absurdalna rzecz/polecenie/wyznanie *tu moja przerażona mina/płacz/rozpacz/załamanie nerwowe* i uwaga pointa 'żartującego': przecież żartowałem! 21 lat dowcipasków taty, 2 lata z dowcipkowaniem mojego J. (ale sobie wybrałam) I też jestem płaksą.

    A chyba najdziwniejsza (chyba, może są dziniejsze, czy ja wiem) rzecz o mnie to taka, że witam się ze zwierzętami jak z sąsiadami np. codziennie pozdrawiam parę srok, które mają gniazdo za moim oknem. Tak powiedziałam to *coming out* do tej pory nikt o tym nie wiedział.

    Miłego dnia Bzu! A powiedz nie chciałabyś takich STYLOWYCHBUTKÓW? *oczywiście żartuję*

    OdpowiedzUsuń
  16. Bzu, wydaje mi się, że po rzymskich cyfrach używanych jako liczebniki porządkowe nie stawia się kropek. Przepraszam, to taki mój mały fetysz, poprawianie takich drobnostek, rażą mnie niesamowicie. Po za tym, standardowo, uwielbiam Twój sposób bycia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Uwielbiam Twoje posty. Mimo że takiej a nie innej pory, o której zawsze się zabieram do prezglądania blogów, oraz zmęczenia, zawsze pojawia się uśmiech na mojej twarzy, gdy widzę Twoją nową notkę, strasznie długą notkę - przepełnioną tekstem, przemyśleniami, spostrzeżeniami etc. Bardzo to doceniam, bo jak mi przychodzi do pisania to nagle mam pustkę w głowie... dlatego wyrzywam się w komentarzach.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem straszną beksą i nie wie o tym nikt. Czuję się z tym o tyle lepiej, że nieczuła istota jest silna, i nie da się jej skrzywdzić. A to tylko pozory. Dobrze to czy źle?

    E.

    OdpowiedzUsuń
  19. Też jestem beksa, boję się śmierci bliski ( na samą myśl chce mi się ryczeć), też mi się wydaję, ze znajdę trupa w krzaczorach. Zawsze jak idę wieczorem to mi się wydaje, że ktoś mnie śledzi, zaatakuje i inne takie.
    Lubię liczyć do 7.:P

    OdpowiedzUsuń
  20. I nawet ja się dowiedziałam o Tobie czegoś nowego :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Bzu, o wiele lepiej od drogeryjnych wynalazków spisują się rzeczy, których normalnie nigdy w życiu nie posądziłabyś o dobroczynny wpływ na włosy, choćby kosmetyk przeciwko celulitowi (Rossmannowy olejek Alterra z pomarańczy i brzozy) czy tłuszcze roślinne stosowane zazwyczaj w kuchni (np. olej kokosowy). Odpowiednią pielęgnacją możesz odzyskać skręt na całej długości i sprawić, że zniknie puszek, a włosy staną się nawilżone i "mięsiste". Na początku trochę ciężko przestawić się na nowy sposób pielęgnacji i mnie samą olejowanie głowy zwyczajnie przerażało, ale z czasem trud się opłacił, bo dawno nie miałam włosów w tak dobrym stanie :) Polecam blog Anweny oraz forum zakręconych na wizażu, tam znajdziesz więcej na ten temat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka pielegnacje tez juz przeszlam, pol roku i niie dawala zadnych efektow, wlosy byly jeszcze gorsze... Teraz uzywam rycynowego. Naturalna pielegnacja tez podobno nie jest dla kazdych wlosow.

      Usuń
  22. Też jestem naiwniarą. Przykład z 20 lat temu. Rodzenstwo wywija jezyk o tak ze widac ten spod z zylami, ten na dole i mowia ze maja robaka w buzi, ja w placz i ze tez chce. Do 10 roku zycia wierzylam ze moja rodzina zjada robaki jak cukierki. Mozna sobie wyobrazic jakie to mialo konsekwencje w dziecinstwie...przyklad z teraz. matka madzi jest niewinna! 157

    OdpowiedzUsuń
  23. Bzuuu, napisz coś do WO, mogę się założyć, że dodadzą Twoj artykuł :D

    OdpowiedzUsuń
  24. o matyldooooo .... w pierwszym i drugim jesteśmy identyczne ! skok zawsze w sferze marzeń ... przez lęk wysokości :/

    OdpowiedzUsuń
  25. z mocza w pęcherzu zaczęłam się śmiać na głos! haha ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Świetnie się Ciebie czyta, obserwuję! I mamy trochę wspólnego - motyle to na równi z gołębiami najbardziej mordercze istoty na Ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ochhh, w ciągu kilku ostatnich dni przeczytałam Cię CAŁĄ JESZCZE RAZ. Wszyściuśkie posty, jeden za drugim, chronologicznie. I pomyślałam sobie dwie rzeczy: 1) zmieniasz się, ewoluujesz; ciekawam, co będzie dalej! 2) mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz pisać. I kiedyś, w przyszłości będziesz tworzyć notki o kupach swoich dzieci, upierdliwym szefie, obiedzie dla teściów...

    ajjjjj!

    Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. notki o kupach swoich dzieci...taak, to by było słodkie!:)

      Usuń
  28. uwielbiam Cię, Bzu. napisz coś, odzezwij się!

    OdpowiedzUsuń
  29. Dopiero teraz zaczęłam czytać Twój blog, więc dopiero teraz mogę zabłysnąć mądrym odkryciem. Napisałaś o skoku na bungee kiedy to odechciało Ci się siku. To będzie obrzydliwe, NO ALE jesteśmy w końcu ludźmi, nic co ludzkie nie jest mi obce blabla - co jeśli część sików wsiąknęła Ci do żołądka, nerek, czy czego tam i dlatego teraz po latach miałaś nerkowe problemy?!

    OdpowiedzUsuń
  30. tak, czasem jak zbyt dlugo sie wstrzymuje, to czlowiek ma wrazenie, ze sie mu kompletnie odechcialo sikac (i pozniej lekka konsternacja - skoro przed chwilą tak bardzo mi sie chcialo...to o co chodzi?)
    niebywaly jest fakt,ze spotkalam kogos kto ma taka sama zastade zyciowa jak ja - mianowicie nie placimy za sikanie! niesamowite. na poczatku czytalam notki z Twojego bloga wybiorczo, bez wiekszego entuzjazmu... ale teraz gdy uswiadomilas mi, ze nie jestem sama na tym malym Światku - bede czasem wracac do Ciebie. (nie zebym liczyla na jakies nowe wpisy, w ktorych np z determinacja poszukujesz miejsca do wyproznienia...-choc jak dla mnie mozliwe jest wszystko - nawet za dnia w centrum miasta) okey. tym radosnym akcentem zakoncze i pozdrowie ze Szczecina!

    OdpowiedzUsuń