piątek, 14 stycznia 2011

To będzie chaos, ale sporo czasu minęło, więc wypada chociażby ten chaos.

Co za ohyda.
Nie mam czasu NIE MAM CZASUUUUUUUUUU.
Durna przesrana sesja której jeszcze nawet nie ma. Pierdyliard nic nie dających ludzkości zaliczeń protokołów gównianych ankiet psychicznie chorych prowadzących których mam ochote zepchnąć ze schodów. Rezolutne uśmiechy czopków dupowłazów, pokemonów wychodzących z pokeballa, ktore już dawno wszystko. Mszczące się za swój los nadgorliwe panie magister z błyszczącymi włosami. Wiecznie szczęśliwe na swoim stanowisku projektanta prezentacji multimedialnych. Miłe dobre duszyczki psychoterapeutów którzy w rzeczywistości dźgają kocięta szydełkiem w oko i każą pisać RECENZJĘ KSIĄŻKI PSYCHOTERAPEUTYCZNEJ. Gdyby ktoś miał na podorędziu to byłabym wdzięczna, bo ja czytać książek psychoterapeutycznych nie lubię, nie zamierzam i zamierzać nie będę, to jakby się tarzać w błocie z pauliu koeliu. Prześlizgne się jak co pół roku na jednym tchu na trójach, troche chcąc wiedzieć i być mądrą i zainteresowaną swoimi studiami. Podnieceni pirszoroczni drepczą w ksero. Jeszcze zobaczycie, jeszcze wam ten rumieniec z lica zejdzie i na zawsze zastąpi go trupi blask znudzenia i gnuśności lubelsko-psychologicznej.

Praktyki sie odezwały i znowu jestem w pełni szczęśliwa. Jeszcze razem zawojujemy świat.

Ukojenie daje polewanie sie wrzątkiem na klęczkach w wannie niewyposażonej w prysznic. Ten moment między decyzją ide spać i pierdole społeczne teorie płci, a przyłożeniem głowy do poduszki. Osiadanie kośćca. Boże żeby to trwało jak najdłużej. Obieranie marchewki, bo to trzeba zrobić, nie zjem przecież nieobranej, na to nie żal cennych chwil aż piszczących żeby poświęcić je na nauke. Pancakes. Reeses. Cynamonowe bułenie. Wstręt do jedzenia jakby niestety minął.


Mam anemie i szczawiany w moczu. O boże jak wulgarnie i plebejsko.

Nadszedł piątek i powinnam teraz klepać prezentacje ale nie klepie bo zapadłam w śpiączke piątkową, tępy wyraz twarzy + jedzenie + bawienie sie ipodem. Tak tak ipodem, w dodatku dotykaczem, którego znalazłam pod choinką jak najprawdziwsza szczęśliwa dziewczynka z filmu albo radosnej reklamy, w swetrze w renki, trzepocząca rzęsami i szkliwem zębów urzekająca. Jest fantastyczny. Jestem całym sercem w sekcie appla.

Te szczawiany to napewno kamica nerkowa ;C

10 komentarzy:

  1. Czyli, że co? Sesja ma wyglądać jak u Dextera:

    http://www.youtube.com/watch?v=N7YpZqamjUA

    O nie, nie, nie... Nie daj się zwariować i spokojnie obieraj sobie marchewki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie daj się złej sesji! I w ogóle nie daj się złym myślom. Tylko ja mam do tego prawdo, bo mam naprawdę strasznie straszny okres w pracy. Nie odwracaj uwagi osób, które mogłyby w tym czasie współczuć mnie ;).
    A poza tym weź zrób jakąś etykietę na przepisy na Twoim blogu, bo nie mogę znaleźć na zupę porową, a jestem prawie pewna, że u Ciebie była.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja uwielbiam kiedy jesteś wściekła i masz dość. Wtedy mogłabym cię czytać 8h. A to niestety czas spędzony w szkole. Przepraszam za egoizm, ale taka prawda jak mawia moja babcia, kiedy powtarza mi po raz setny, że jak nie przestanę się garbić to nie znajdę chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo studia moja droga to najgorsze lata zycia. I pisze to ja, niedoszly mgr, ktory z pelna swoiadomoscia uwolnil sie od tego peta. I jestem takim nikim, lic.Dlatego jesli wpadne na pomysl kolejnych studiow, to juz na pewno nie w takiej formie.I nie w tym kraju.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kazalo mi kod 'parownix' wpisac. Brzmi jak nazwa nowego super produktu z telewizji mango

    OdpowiedzUsuń
  6. Współczuję sesji.
    Uwielbiam te Twoje zdjęcia naleśników. :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu drogi, jakie ładne naleśniki.

    OdpowiedzUsuń
  8. no teraz to ja juz sie zaczynam martwic, ze nie dostalas paczki... za kilka dni minie miesiac od wyslania...

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudne naleśniki, a czytanie Twoich notatek o studiach jeszcze bardziej zniechęca mnie od pójścia na nie XD

    OdpowiedzUsuń