niedziela, 23 stycznia 2011

O jezu boże.
Przeżyłam dziś traume miesiąca, bo nie powiem że roku, na to zbyt wcześnie, a moje szalone życie zwariowanej nastolatki lubi mi rzucać tęczowe kłody pod nogi. Więc traume miesiąca, ale to nie umniejsza jej traumatyczności.

Jechałam pociągiem.

Ale zacznijmy od początku. Początek miał miejsce w piątek, kiedy to włożyłam swój pensjonarski płaszczyk, okręciłam migdałki szalikiem i wyruszyłam na wycieczkę do Warszawy. Gdyż w Warszawie mieszka teraz mój chłopiec mąż partner o wdzięcznym imieniu Marceli, może go pamiętacie. Mieszka tam u bogobojnej cioci, pracuje jako wieszakowy w riwerwd i ogólnie spełnia swoją kosmiczną misje stawania się dorosłym człowiekiem. Uprzedzam pytania (bądź nie), owszem było mi smutno, owszem zaniosłam się mokrym rykiem pare razy, ale teraz doceniam drobne przyjemności jakie płyną z łóżka w którym NIE MA piasku, jedzenia przez okrągły tydzień gulaszu (a nie tylko przez pół tygodnia), domytych naczyń. Ważne są te plusy które można z sytuacji wyłuszczyć, no i to właśnie czynię.

No więc pojechałam, dojechałam. Śnieg prószył, zimnica mroziła mi tak zwane przydatki przez które rozumiem okolice krocza i jaj-ników, okryte li i jedynie cienką sukienką i jakże ładnym i nieprzystosowanym do wiatru płaszczykiem pensjonarki. Kawa z karmelem grzała. Grzecznie się pocałowaliśmy a potem oglądaliśmy seriale, a ciocia dreptała w tą i nazad mamrocząc coś o zabawie karnawałowej w kościele za jedyne 20 złotych od osoby. Rano obudziły mnie kanapki. I znowu snieg prószył, znowu zimno w tyłek, piękny Wars i piękna Sawa. Niezliczone tramwaje. Brud na Bródnie przykryty jeszcze nie zasikanym śniegiem. Pół dnia samotnie, bo Marceli pobiegł spełniać się jako wieszakowy, a ja jako ten pierwszej wagi marnowacz pieniądza, skorzystałam z wyprzedaży i kupiłam kilka niepotrzebnych ale bardzo ładnych szmat, pocąc się przy tym jak mysz w tym swoim pięknym płaszczyku pensjonarki. Miły wieczór spędzony przed tewe z piwem risottem tostami i waflami. No i tu sie skończyły miłe rzeczy.

Najpierw uciekły nam wszystkie nocne autobusy, niczym te czołgi, wywołując nieopisaną grozę ruszyły świecąc po oczach, ostro biorąc zakręty, ruszyły na swą misję dowiezienia śmierdzących śpiewających ludzi gdzie tylko zapragną. Ruszyły wyjąc. I weź czekaj godzine, jajka marzną coraz bardziej, wszędzie unosi się woń kebabów.

Potem...okazało się że Marceli ma do pracy na 12 więc sie okrutnie nie wyspałam, ale to zupełnie nieważne. Apogeum koszmarności a w zasadzie jedyna koszmarność jaką chciałam tu opisać, miała miejsce dziś.

Najpierw pani w kasie, która napewno miała na imie Bogusia i od dwudziestu lat chodzi do tej samej fryzjerki na pazurki, sprzedała mi bilet ze złą datą. Wczoraj na wczoraj. Czego dowiedziałam się siedząc w raźno mknącym ku lubelszczyźnie pociągu. Dzisiaj. Pociągu który miał STO MINUT OPÓŹNIENIA, opóźnienie może ulec zmianie. Przyszedł pan konduktor i powiedział mi, że mój bilet jest nieważny i że musze kupić sobie nowy jeśli mam zamiar dojechać do Lublina. Haha frajerko. Czytaj co na bilecie i mamy Cie ogólnie w dupie. Moje bełkotliwe i płaczliwe prośby i tłumaczenia że ja mam tylko trzy złote nie spojrzałam o boże co ja glupia cipa co to nie spojrzała zrobie :C zmusiły pana do poskrobania się po głowie i obietnicy że zaraz wróci. Nie wrócił. Wszyscy zaczeli mnie pocieszać. Pani, było sie nie przyznawać że to wczorajszy, pewno by nie przyuważył. Jechałam bez biletu, aż do momentu gdy jakiś miły chlopiec wpadł na pomysł, że pożyczy od kogoś ważny bilet. I poszedł pożyczać. I jechałam z biletem jakiegoś innego miłego chłopca. Nie rozumiem. Aby rozluźnić nieco swe spięte ciało, poszłam do latryny a tam zastałam....

Ah, to takie piekne.

...w jednym z kibli zastałam bardzo dużo krwi, jakby ktoś poronił, albo dostał erupcji okresu, no nie wiem. Zaś w drugim, w metalowej muszli spoczywała sterta mokrego papieru, zielona puszka po piwie lech, a na samym szczycie lśniła brązem wielka, naprawde wielka kupa. Było to urzekające. Poczułam, że naprawde warto będzie zapłacić drugi raz za bilet, wydając w sumie za podróż tym pkpowskim cacuszkiem 41,66 plus reszta której nigdy nie mają wydać. Konduktor jednak więcej się nie pojawił.

Ten opis powinien być dużo bardziej błyskotliwy, ale jestem zestresowana swoją niewiedzą na temat wyników ze strasznego kolokwium z psychometrii. Gównometrii, psia krew cholera jasna. Wszyscy wiedzą a ja nie;/
W ramach rekompensaty możecie popatrzeć na moje najładniejsze w świecie majtki oraz inne ładne rzeczy.





Tak, gdy nie ma mojego chłopca w pobliżu, wieszam sweter na ramie łóżka i do niego mówię. Tutaj akurat sweter jest ukontentowany, widocznie powiedziałam coś naprawde prześmiesznego.

Pozdrawiam Kasię z Wrocławia.

15 komentarzy:

  1. łał, niezłe przeżycia :)
    a z tego co widzę to zakupy świetne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. eejo ale jakis komentarz do tych szmat by sie przydal, skad za ile. poza tym wszyscy sie niecierpliwa na te paczke od uli!

    OdpowiedzUsuń
  3. PKP i Poczta Polska. Nie będę po nich płakać. Przynajmniej jakoś dojechałaś, nas wyrzucono na stacji Zabrze bo pani w kasie sprzedała nam bilet na zły pociąg.
    No właśnie, co w tej paczce?!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pake mam w domu w uPulawach wiec otworzE dopiero w weekend!
    A szmaty to zara, 59,39,59, gacie topshop 3 pary za 38. Tyle pieniedzy ;[

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorrx dziewczeta, poprawka, 69,39,69. Tyle tyle pieniedzy :O

    OdpowiedzUsuń
  6. Niczym wymiary Miss Anorektyczek. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Przygoda, przygoda - każdej chwili szkoda... :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Joł, się działo. Opis drugiego kibelka - zaskakujący!


    :)

    OdpowiedzUsuń
  9. moja droga Bzu! calkowicie rozumiem Twa traume. przez 5 lat studiow kazda moja wyprawa do domu oznaczala 10 godzin pociagowych (po 5 w kazda strone). a jak wiadomo, godziny pociagowe sa znacznie dluzsze od tych pozapociagowych. szczegolnie gdy ma sie zelazna zasade 'nie sikac w pkp'. przez 5 lat studiow zlamalam te zasade dwa razy (calkiem niezle, biorac pod uwage fakt, ze po 5 minutach jazdy moj mozg wysyla sygnal 'siknij sobie'). te dwa razy sprawily, ze do dzis cierpie na pkp'owe ptsd... oby Twoja trauma nie byla az tak gleboka ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Noooooo, to sobie przypomnialam, ze Nowy Jork wcale nie jest takim zadupiem;). Brakowalo mi wlasnie takiego przejazdu PKP z Kasią i tego opisu kibla, bo tutejsze publiczne sa tak czyste, ze juz czasami jest mi wszystko jedno i na nich siadam.

    Drogie te ubrania! Zara tu jest droga, ale jak przecenili wszystko, to za te ubrania dalabys taka sama lub nawet nizsza cene. Takie swetry jak ten ostatni sa teraz za 15$.

    I ja sama nie moge sie doczekac mojej paczki na Twoim blogu, bo tak dawno ja wyslalam, ze juz nie pamietam co w niej jest;P.

    OdpowiedzUsuń
  11. to miałaś przeżycia..a jak długie będzie to rozstanie z mężem??
    Zakupy super..

    OdpowiedzUsuń
  12. eh, dla mnie każdy kontakt z PKP jest traumą.
    Ostatni - z 02.01.2011. Poprosiłam bilet do Łodzi (normalny) na 17.20. Pani wystukała na klawiaturze, drukarka wyrzygała bilet, stara baba w kasie mówi do mnie "44,60", na co ja reaguję "ILE?". Dwa dni wcześniej jechałam do Wa-wy za 33zł, a tu taka zmiana? Pytam ją czemu tak drogo, a ona "przecież to nie ja ustalam ceny, tak? tyle drukuje, tyle kosztuje". ja na to OK, tylko taka różnica..., ale płacę, do domu muszę wrócić.
    Pytam na odchodne, z którego peronu odjeżdża mój pociąg, a stara baba z kasy "a dokąd?" ??? to jej mówię, że do Łodzi. Ona na to "z 4" i patrzy na mnie wzrokiem niepewnym. za chwile mówi tonem jakim gani się złe dzieci "niech pani pokaże ten bilet!" patrzy, patrzy i mnie opieprza "przecież to jest bilet do Kutna! co, nie patrzy pani dokąd bilet kupuje?!" jak już doszłam do siebie to jej mówię "przecież to pani zarządza klawiaturą i to pani sprzedaj mi bilet, więc to pani powinna wiedzieć, co mi sprzedaje".
    mówię Ci, rozwaliła mnie totalnie... od teraz nie ufam nikomu, a zwłaszcza starym babom z kas PKP!
    z latryn pociągowych nigdy nie korzystałam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam Twoje notki, chociaż przeżyć nie zazdroszczę! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. o chrystusie- zaczynając od biletu przez toalety a na wyprowadzce marcelego kończąc. mieszkanie samej- ok, tylko szkoda że to spory kawałek drogi.
    ale majtki masz prześliczne, ja sama takie uwielbiam. u mnie kupowanie bielizny jest tak jak ubrań czy butów- nie każde wyjście kończy się zakupem ;P

    OdpowiedzUsuń