Leżę pod kołdrą i ruszają mi się tylko oczy, na więcej nie mam siły, bo oduczyłam się zasypiać. Niepokoje takie tam. Leży się smakowicie, nie wiem kiedy znów będę tak sobie spokojnie.
Mam rozpisany plan zmartwień na każdy dzień.
W środę będą mi się trzęsły ręce od czekania.
Jutro będzie nieogarnięte. Niech mi ktoś zrzuci linę do tej studni. Stara śpiewka. Czas domyślić do niej nowy plan. Może na plaży.
Dzisiaj było dziwne, wietrzne i poddenerwowane. Zostały mi dwa dni i nadal nie mam japonek ani filtra przeciwsłonecznego. Takie sezonowe rarytasy to nie u nas nie teraz, panie tego.
Wczoraj był dobry zimny dzień, doskonale miejska niedziela. Śniadanie w Kubku z fajnym państwem Tolowym. Sto milionów kroków, ból głowy i koszmarne niewyspanie na twarzy i w nogach, a mimo to jakaś podejrzana (wcale nie) uciecha. Dawkuję sobie ludzi, bo czasem jakoś nie mam na nich siły, zwłaszcza jak znajdę odpowiednią do włóczęgi muzykę, na przykład dziś Jefferson Airplane. Pustym Śródmieściem dobrze się idzie, w końcu docieram do Rakowieckiej i znajduję sobie misję. Wspólne milczące szorowanie stuletnich drzwi i przesuwanie wielkiej szarej kanapy w pachnącym najlepiej, bo farbą i drewnem mieszkaniu mojej przyjaciółki na ostatnim piętrze starej kamienicy. A potem idealne na niedzielę pierogi z mięsem i grubymi jak dla górnika skwarami, z najfajniejszego mleczaka warszawskiego. A ręce pachną nam płynem do mycia szyb. I znów samotny szaro-granatowy spacer z rękami w kieszeniach i drapaniem w gardle. Różowe buty dobrze niosą. Wyprzedzam wszystkich na trzeciego.
Dobrze, że z głowy wymiotło stary brud. Ten nowy jest taki biały i puchaty jak pyłek lipy, ciekawe czy dostanę od niego straszliwego kataru. Staram się nie zastanawiać nad tym, co będzie później niż za trzy godziny.
Dostajesz to, co widzisz.
Słodko toniesz w tym i łamią Ci się usta w ostatnim uśmiechu.
Oby jak najczęściej. Ale na wszelki wypadek o tym nie rozmyślaj.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
podam Ci chusteczkę w razie tego kataru. w chwili niemocy największej nawet pomogę wydmuchać nos.
OdpowiedzUsuńKtóry jest najfajniejszym warszawskim mleczakiem? Prasowy? :)
OdpowiedzUsuńnowy brud niesie nadzieję, że da się go okiełznać! ślicznej, szczotki z piór! pysiak, Joana
OdpowiedzUsuń"Dostajesz to, co widzisz". Planujesz sobie zmartwienia, więc będziesz się martwić - dokładnie tak, jak sobie życzysz.
OdpowiedzUsuńPiękne, szczególnie ostatni akapit. Zapożyczę go sobie, mogę? :) Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńBzu, wielokrotnie podkreślam sobie w głowie Twoje słowa i mam ochotę cytować.
OdpowiedzUsuńRozpieszczasz tym swoim pisaniem. Chłonę, wszystko.
<3
UsuńSpring fever! Na to cierpią wszystkie osoby spod znaku Barana.
OdpowiedzUsuńTłusty czwartek. Zdjęcie na twitterze. Bluzka w chmurki.
OdpowiedzUsuńSkąd jest ta cudowna bluzka w chmurki?
marka Widze Niebo :)
UsuńUwielbiam taki klimat zdjęć! Są świetne!
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie, tam dużo zdjęć z Krakowa i nie tylko :)
http://przedsiebieprosto.blogspot.com/
Rozpisany plan zmartwień na każdy dzień -brzmi znajomo. Pozdrawiam genialna kobieto.
OdpowiedzUsuń