Jetem w rozowej bance. Rozowa banka jest we mnie. Zawieramy sie w sobie.
Prawie dwa miesiace temu zdarzyl sie maly cud. Jak to sie zwykle dzieje, wspolpraca
z jedna z najfajniejszych osób pod słońcem zaowocowała czymś ekscytującym. i
teraz nosze w sercu sekrecik. Pod sercem tez. Dwa miesiace temu
odczekac musialam troche ponad 9 miesiecy. Teraz jest ich tylko siedem.
No bardziej osiem.
Maly slodki sekreciku, nikomu o Tobie nie
powiem poki nie nadejdzie wlasciwy czas, mowilam sobie.. Zeby nikt
Twojej fantastycznosci nie zniszczyl. Zeby nie pytali: po co Ci to!? Ale
juz teraz? To droga sprawa...
Oni nic nie wiedza. Nikt kto pyta "po co", nie zrozumie tego, kogo pyta. Nie ten sort.
Jeszcze
siedem miesiecy i wszystko bedzie inaczej. Pojawi sie nagle mnostwo
malych przedmiotow. Zmieni sie jadlospis, na taki zdrowiutki, mmm.
Najpierw nie bede sie wysypiac. Bedzie mnie wszystko bolec ze zmeczenia. Ale nie bede zalowac - juz to czuje w każdej kosteczce.
Przekrocze
do tej pory dla mnie niewyobrazalne, chociaż brzmi to nad wyraz tandetnie. Nawet nie wysnione, potraktowane
jako zbyt niesamowite i bezczelne. Jedno, troche jednak wysnione,
przekroczylam pol roku temu. Wiec sie da.
Bo
gdy zobaczy sie swiatla miasta, cos w srodku wibruje i wykreca sie z
radosci. Ciekawe co by to było gdybym pozwoliła temu czemuś wyskoczyć. Jakiś pewnie brokatowe jednoroże! Ale nie wyskoczy, będzie patrzeć spłoszone z setnego czy któregoś tam pietra, nocą. Między słowami. Jak Scarlett.
Gdy pod sercem - w pojemnym mym zoladku, nazwijmy go przezuwacz - zagosci sushi i ramen, bede miala gesia skorke i słowotok i nikt mi później nie uwierzy że to było takie dobre. Nigdy nie wierzą.
Juz za siedem miesiecy.
Za siedem (no prawie osiem) miesiecy lece z Ula do Tokio.
A zdjęcia niech zastąpią najeżone emocjonalnymi banałami opisy swiąteczno-sylwestrowe. No przecież wiadomo że było cudownie.
Gdyby ktoś chciał skomentować a nie wiedział jak, to może odpowiedzieć na moje bardzo proste pytanie: gdzie kupuje się ciepłe wełniane płaszcze? Bo wszędzie tylko śliski poliester, albo coś tak super stajlisz kwadratowe że aż wpuszcza powietrze lodowate od tyłka przez nerki po szyje :(
wiedziałam:)
OdpowiedzUsuńcudowny pomysł na notkę!
OdpowiedzUsuńi już się nie mogę doczekać relacji! :)
Bzu i Ula celebrytka - kolejna podróż pełna przygód :) Co do ciepłych, wełnianych płaszczy niestety nie podpowiem, ponieważ przy każdej próbie poszukiwawczej ciepłej kurtki/płaszcza/jesionki zakrywającej nerki (niepotrzebne skreślić), utwierdzam się w przekonaniu, że już chyba nikt takich nie produkuje. Ale i tak życzę powodzenia :)
OdpowiedzUsuńależ fajny zabieg notkowy, już zaczęłam wierzyć, że jesteś w ciąży :) życzę pełnego pyszności i przygód roku!
OdpowiedzUsuńja az zacisnelam poslady w podnieceniu.... i final tez mnie ucieszyl :) zazdroszcze mucho. ja wlasnie zabukowalam moj pierwszy spontaniczny locik za tydzien do madrytu. musze jakos ogarnac sensowny aparat do tego czasu...
OdpowiedzUsuńa ja plaszcz niedrogi i niecienki kupilam "na hali" w gdyni. czyli na targu jakims, bo wszystkie sklepowe drogie i zrobione z czegos okropnie zimnego. moj jest taniutki, cieplutki i czwerony :)
Przepełnia mnie zazdrość, od czubków palców, po cebulki włosów. Pewnie gdybym spojrzała w lustro byłabym cała zielona, no ale cóż. Byleby do maturalnego maja!
OdpowiedzUsuńMistrzu :) moge tak Cie nazywac?:) a plaszcze hmmm nie wiem, cieplego jeszcze w zyciu nie widzialam! zazdroszcze Tokio;) moja dobra kolezanka tam mieszka i zaprasza ale ja jeszcze chyba nie doroslam;p
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam, kiedy dobrnęłam do końca :)
OdpowiedzUsuńa ja wie-dziaaa-laaaam! :)) :P
OdpowiedzUsuńtokio very nice
OdpowiedzUsuńplaszcze welniane kupuje w benettonie i warmii
no. ale powietrza czystego to tam nie uświadczysz. nie, żeby z zazdrości...
OdpowiedzUsuńpowodzenia.go ahead!
teraz takiego płaszcza chyba nigdzie się nie kupi. jedyna nadzieja w szafach mam/babć/cioć... o ile coś podpasuje i lubi takie rzeczy -.- ja już przywykłam do zwykłego płaszcza "takiego co ich teraz pełno" i jestem zadowolona... w końcu gdy mamy 9 stopni za oknem O.o
OdpowiedzUsuńa co do wyjazdu to nawet nie wiesz jak zazdroszczę!
a liczyłam że jednak ciąża! a tu tokio ale także gratuluję :)
OdpowiedzUsuńhate ya!
OdpowiedzUsuńAle że tak na dłużej czy tylko zwiedzaniowo?
OdpowiedzUsuńchyba nie moge się tego doczekac bardziej niż Wy! :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Aga
wow, super! też sie dałam nabrac na ciąże;-), a ciepłe płaszcze kupowało sie w latach 80-tych więc proponuje cofnięcie sie w czasie albo jak ktos sugerował przekopanie szafy mamy. mozna jeszcze spróbować na allegro, ja jesienia znalazłam całkiem niezły 60% z jakiejs prehistorycznej kolekcji h&m
OdpowiedzUsuńhihi,tekścik mnie rozwalił. Tokio - mwah, pozazdrościć (ale zazdrość zło,wiec lepiej samemu coś kreatywnego wymyślić).
OdpowiedzUsuńPłaszcza grube i zimowe - toż to niemodne! - targi , zwykłe sklepy i ciucholandy.Zwłaszcza ciucholandy ;)
polecam Monari, teraz jest 50% na wiekszośc, wiec ceny przystępne i przynajmniej 80% wełny ;-)
OdpowiedzUsuńSuper, taki wyjazd to jest COŚ!:)
OdpowiedzUsuńCzytam dość długo i podziwiam kunszt pisania, pozdrawiam serdecznie!:)
Bzu zdradz ile płacicie za bilety i jakies inne szczególiki proszeeee! OLa
OdpowiedzUsuńa mnie zalewa żółć z zazdrości ;)
OdpowiedzUsuńoooo! nie dość że ukochane Tokio to jeszcze dwie moje ulubione blogerki :)
OdpowiedzUsuńBzu... co do moli...
OdpowiedzUsuńŻałoba. Mnie przywitały w nowym mieszkaniu studenckim. Były wszędzie i wszystkich pokojach łącznie z larwami...
Wytoczyłyśmy ciężką altylerię, czyli umyłyśmy WSZYSTKIE szafki, szuflady, ściany i meble jakimś ajaksem zmieszanym z wodą. Wszystkie jedzenie do pojemników plastikowych, ABSOLUTNIE WSYZTSKIE! plastry na moje poprzyklejane na każdej kuchniowej ścianie, wymieniane co tydzień, bo tak się pchały, że się nie mieściły.
Podobno trzeba znaleźć gniazdo - na to miałam odruch wymiotny. Ni znalazłyśmy.Trzeba było poczekać troche czasu aż wszystkie larwy dostaną skrzydełek i się złapią na lep.
Walka trwała miesiąc, ale sytuacja początkowa była naprawdę krytyczna, Więc zacznij już teraz!
Przejrzyj wszystkie jedzonka - gdzieś musi być ich najwięcej! (moja rada zrób to w rękawiczkach.. :)
I bądź bohaterem w swoim domu :)
Nie wiem czemu wpadłam i zachwyciłam się Twoim blogiem dopiero teraz, bo Ulowego czytam od dawna i pamiętam, że przewijałaś się na zdjęciach z NY i zapewne jakiś link też się przewiną... a ja go niechybnie zignorowałam. W każdym razie: czyta mi się Twoje posty jak dobrą książkę. Niby o niczym, ale o wszystkim. I tak prawdziwie, bez przekłamania, tak lekko. Zazdroszczę wręcz. I mogę zapewnić, że od teraz będę tu regularnym gościem;)
OdpowiedzUsuńNieskuteczne są te lepy na mole bo one nie chcą się do nich lepić. Ja kupowałam takie płytki zielone na owady i to kładłam na szafę tak jak anonim pisał wcześniej trzeba poczekać aż dostaną skrzydeł i wyginą od tej płytki. A jedzenie sypkie obowiązkowo w plastiki albo w słoiki tymczasowe.
OdpowiedzUsuńMam pytanie Bzu do ciebie. Którą książkę Nigelli warto mieć? Którą możesz polecić?
Ania
o tej skandalicznej wycieczce wyrazilam sie na twitterku, tutaj pisze tylko, zeby napisac... wielbie zdjecie Twojej pizzy.
OdpowiedzUsuńczytam ten tekst jeszcze raz i doprawdy nie wiem jak moglyscie wysnuc wniosek o ciazy! przeciez na poczatku bzu pisze o "PONAD 9 miesiacach"... po pierwsze ciaza to 9 miesiecy, a po drugie dowiadujesz sie o niej najwczesniej w drugim miesiacu...
OdpowiedzUsuńA Marcina też pakujesz do walizki? :)
OdpowiedzUsuńAnonimowy - zwiedzaniowo, ale wierz mi, na moment wyjazdu gdzies niezwiedzaniowo czekam najbardziej, najbardizej na świeciie...
OdpowiedzUsuńOla - bilety kosztowały dokładnie chyba 1054 złote, a innych szczególików jeszcze sama nie znam:)
Ania - mam tylko dwie (plus jedna w hometown) książki nigelli, gryzie i lato w kuchni cały rok. gryzie fajniejsza, bo przepisy całoroczne, ogólnie wszystkie te starsze jej książki są podobne, domestic goddess i ogolnie nowszych nie miałam w rękach.
Anonimowy - nie, Marcin zostaje niestety :(
Dzieki za wszystkie komentarze, jesteście wspaniali :D
Zazdrość!!! Teraz mą tęsknote za niedawno odwiedzonym przeze mnie NY zamieniłaś na chęć zwiedzania wymarzonego Tokio :) Cena za bilet obłędna, grzech nie skorzystać.
OdpowiedzUsuńCzekam na relację Ulową i Twoją :)
Ciepłe płaszcze i ciepłe buty nie istnieją, wyginały jak mamuty. Niech nikt mi nie usiłuje udowadniać, że jest inaczej, bo nie jest! :)
E.
super!! jakimi liniami lecicie??
OdpowiedzUsuńk
lakier marylin&me?
OdpowiedzUsuńk, aeroflot
OdpowiedzUsuńanonimowy, tak. fatalnie sie naklada, fatalnie kryje, fatalnie schnie, fatalnie sie zmywa :( ale nawet ladny...
Świetna nowina. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na relacje.
Pozdrawiam.
Najbardziej zazdroszczę Ci:
OdpowiedzUsuń- momentów a'la scarlett johanson w oknie hotelu/hostelu/jakiegoś ogromnego wieżowca i miliarda nocnych światełek miasta <3
- tego, że masz taką przyjaciółkę (niech nawet będzie z internetu), z którą możesz jechać na drugi koniec świata :D
Będę z niecierpliwością czekać na zdjęcia z waszego wyjazdu! Droga Bzu-mikołaju przywieź mi proszę pieska rasy shiba inu z japonii albo kimono :3 A tymczasem idę, bo zazdrość to uczucie godne potępienia.
a to dobrze, że napisałaś o tym lakierze, bo też mi się podobał i miałam sobie kupić, ale na bubel szkoda nawet tej dychy. dzięki:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę łatwości pisanie i zbierania myśli w całość :) Cudownie się czyta ! Pięknego 2012 życzę :)
OdpowiedzUsuńJa kupuję ciepłe, wełniane płaszcze w ciuchlandach ;)
OdpowiedzUsuńTokio. Zazdraszczam.
Jejku.. już chciałam gratulować dzidziusia! :)))
OdpowiedzUsuń-aśka
Też szukam takiego płaszcza, luźnego z dużymi klapami... lata 60 te! Niestety w żadnym ciucholandzie jeszcze nie odnalazłam.
OdpowiedzUsuńbzu, UWIELBIAM Twoje posty! :)przeczytalam wszystkie zaległe i znowu popadłam w zachwyt. szczególnie ten post o Mikołaju. az mi się smutno zrobilo, ze juz nie czekam z zapartym tchem na otworzenie prezentów.
OdpowiedzUsuńco do tego wpisu - aaaaaaa! nie mogę się doczekać relacji z Tokio! :) i na poczatku jak zaczelam czytac, to tez przeszla mi ciaza przez glowe, ale szybko pozbyłam sie tego pomyslu, myslac, ze to pewnie taka zmyłka :D haha :D nawet nie wiesz z jakim usmiechem przeczytałam ostatnie linjki!
Bzu, a podzieliłabyś się tymi cudownymi tumbrlami, o których wspomniałaś na twitterze? ;> Potrzebuję piękności,inspiracji i cudowności na parszywe dni! :D
OdpowiedzUsuńależ proszę uprzejmie:
OdpowiedzUsuńwszystko co robi ta oto panienka: http://blog.annettepehrsson.se/
absolutnie ukochany: http://lady-endy.tumblr.com/
tez super, ale mam inny gust facetowy przeważnie ;) http://laceandcake.tumblr.com/
http://julia.blogg.se/
bardziej modowy, ale kocham wszystko co pokazuje i ogólny klimacik http://hellocampcomfort.com/
więcej nie pamiętam i chętnie przyjme jakieś marzycielskie estetyczne adresy
Może by tak nowa noteczka ? Zawsze to jakaś odskocznia od magisterki:)
OdpowiedzUsuńdzięki za linki :)
OdpowiedzUsuńzupa jest fajna:
wszedziesmierc.soup.io
artlover.soup.io
trup.soup.io
polecam :*
Kasia, powiedz mi jaka jest szansa, że widziałam Cie dzisiaj tj. w czwartek na przystanku autobusowym przy metro politechnika? Miałaś spódnicę i beret?
OdpowiedzUsuńszansa zerowa, w czwartek obudziłam się daleko od warszawy ;)
UsuńNo to tak... Na uczelni jest taka osoba, jak administrator. Do niego bym poszła i zgłosiła, że coś takiego miało miejsce. Jeśli chcesz uzyskać np. zadość uczynienie w postaci przeprosin (a takie by chyba miało miejsce ze względu na to, że szkoda nieznaczna) to bym napomknęła też, że wystosowałaś jakieś tam już pismo :)
OdpowiedzUsuńJak masz czas to możesz np. napisać do Państwowej Inspekcji Pracy, że coś takiego miało miejsce a taki niepozorny gwóźdź stanowi, jakby na to nie patrzeć, potencjalne zagrożenie :)