Jako że jest sporo do nadrobienia oto czas przeszły, teraźniejszy i przyszły mojej skromnej osoby.
Wydarzeniem z przeszłości niech będzie moja podróż busikowa z miasta stołecznego do miasta rodzinnego:
(muzyka, pełna grozy!)
Wlochata lydka brzuchatego sennego misia bezlitosnie lepiła sie do mojej nogi. Misio przysypiał rozlewajac sie na okolicznych siedzeniach i w zadnym razie nie baczył na to czy ktos na nich siedzi. Misio po usunieciu mozgu, nie kontrolujacy swojego ciala i jak ciele zasypiajacy wszedzie tam gdzie spoczywa jego dupa.
Zylasty krzepki budowlaniec do dzwoniacego telefonu za kazdym razem wrzeszczał jak jakas postac z kreskowki: witaj, moj przyjacielu!! Moze mentor budowlanej sekty.
Slonce naiwne swieciło przez brudna szybe. Radio sret dudniło piosenkami z lat 90. Sierpniowy zapach prac polowych i spalenizny. Bus toczył sie przez krzaczory i klepiska. Zupy nie zjesz. Moczu nie utrzymasz. Wstrzasnienie mozgu miec bedziesz. Sto kilometrow na godzine pedzi bo zdazyc musi. Bo zupy nie zje.
Atmosfera biesiadna. Wszyscy jedziemy na tym samym wozku. Wjezdzamy w powodz, patrzymy przez szyby busa zdjeci niema trwoga. Jak przez sciany tunelu pod dnem morskim. Przeplywa wielki zolw, macha do nas lapa. Matki wskazuja dzieciom na co nalezy patrzec i z czego radosc czerpac. Plaska plaszczka plaszczy sie nad nami i ma w nosie powodzie i korki na trasie lublin warszawa. Klamie. Plaska trawa lezy na powierzchi wody i patrzy jak wolno jada brudne samochody. Pelne spoconych misiow z urazona mina. Zerkajacych lakomie na swoja wielka butelke pelna slodziutkiej owocowej ice tea. Andrzej lepper nie zyje. Powiesil sie. Wszyscy jedziemy na tym samym wozku. Dzwonia do nas telefony w tej sprawie. Wczoraj zyl a dzis nie zyje. Nie zobaczy malinowego nieba nad warszawa. Nic nie zobaczy bo nie zyje. Misio musi miec miejsce dla swojej moszny, lepkosc mosznie szkodzi. Rozklada nogi. Ziewa, skrobie sie po czuprynie. Jego bury tiszert jest cały cieplutki i soczysty, wiem to, bo przytula sie do mnie ramieniem. Słodko. Było przesłodko.
(muzyka cichnie)
Cóż jeszcze... odbyliśmy kolejną podróż do Serocka (co za idiotyczna nazwa, niby polska, ale moja głowa usilnie próbuje mi wmówić, że angielska!). Zebraliśmy sto kilo kurek i zjedliśmy steki na sto dwa. Pewna zdrowa doza wiejskich wakacji. Co więcej, powrót odbył się STATKIEM. Statkiem kurna. Z wykładziną dywanową i prosze ja was grylem na pokładzie. Woń kiełbasy, obmierzły wujek w burej podkoszuli z ryżymi przyklepanymi włosami i przedziałkiem dokładnie na środku głowy... Tańce do muzyki disco polo. Tańce, takie weselne, a każdy zakończony owacją tych wstydliwych, którzy też by chcieli. Nie znajduje słów komentarza.
Teraźniejszość przedstawia się następująco:
Zastanawialiście sie pewnie nie raz i nie dwa jak wygląda mój dzień. No wiem że się nie zastanawialiście, ale Wam opowiem, bo dawno nie miałam takich regularnych dni.
Wstaje o 7.15 budzona 'like a rainbow' rolling stonesów. Idealny budzik, nie wywoluje panicznego strachu ('ojezu, oborze, jest szosta rano zima i musze isc do szkoły' ;(((). Przeglądam twittera i niezliczone gówna jakie przesyła mi groupon i okazik. Następnie jest czas na higienę, śniadanie i różne duperele. Wybiegam do pracy. Docieram do pracy. Coś robić trzeba, więc przeważnie przyjmuje płyny.
W między czasie troche pracy a troche opieprzania się. Nie wiem czy już to pisałam, ale jestem teraz w dziale kontaktów w klientami i mam służbowy telefon :> siedzę w ślicznym pokoiku i jest fajnie. Zostanę tu do końca września i być może, ale SZAAA, dostanę za to jakiś grosz :> No w każdym razie póki co klepie sobie w dziwnie skonstruowaną klawiature applową (serio? japko robi polskie znaki i kopiuje!? moje palce są zdezorientowane za każdym razem gdy siadam do jakiegokolwiek komputera, nie wiem kiedy dojdą do siebie) i patrze na applowy monitor cztery razy większy niz ten w moim netbooku. Galanto.
Pach pach pach i jest godzina siedemnasta, wybiegam radośnie. Z Marcelim trzymamy się za ręce i jemy, pijemy, albo liżemy (lody, świntuszki! miętowe z fragoli... < zakochany >). Chodzimy sobie tu i tam, czarująco szczebiocząc. Sen złoty spływa na me oczęta o 23 i poczynam smacznie chrapać w swoim łóżeczku. Fast forward button klik i już poranek, otwieram szeroko okno i wdycham poranek śpiewając piosenkę musicalową a pościel pachnie płynem do płukania silan BLA BLA BLA.
No dobra, już się popodniecałam.
Teraźniejszość mą zawsze obrazuje też potworna tęsknota i rwanie serca (wiem, że powtarzam to milionowy raz ale ja naprawde potrafie się zakochać w mieście! :(). Wczoraj w Berschce usłyszałam piosenkę 'empire state of mind' i łzy jak grochy stanęły mi w oczach. Ambaras :( Nie wiem co poczne jeśli dostanę odszkodowanie od LOTu. Nie wiem czy nie wydam wzystkiego na bilet żeby pobyć bezdomną przez kilka dni w najfajniejszym mieście świata. Nie wiem tylko które miasto jest fajniejsze - Nowy Jork czy Paryż?
To było to, co jest. Teraz będzie to, co będzie (wiem, mogłabym być ghost writerem paulo coelho!)
Będzie fajnie, bo przyjedzie do mnie do Warszawy Ula Celebrytka! Spędzimy zupełnie szalone kilka dni jak jakas Blair i Serena. Sza - lo - ne. Oprócz tego, do 15 września powinnam oddać jakąś część pracy magisterskiej a mam... no zgadnijcie. To nie trudne. No dobra, dla tych którzy nie zgadli: ZERO słów :( I coraz bardziej mnie to gniecie. I upośledza moją zdolność pisania CZEGOKOLWIEK, jak widać. Oh crap.
To było to, co będzie. Teraz będzie to, co chcę żeby było, tradycyjny element frustracyjny.
Chce rzucić wszystko w cholere, pieprznąć o ziemię więzami typu studia praca i Polska i wyjechać. Tylko nie umiem i ciągle mam wrażenie, że ci, którym się to udało, byli w lepszej sytuacji, lepiej znali język, mieli wykształcenie odpowiednie do rzucenia wszystkim co znane o ziemię i szukania pracy tam, gdzie sie marzy. No i co ja mam zrobić, skoro bla bla życie sie ma jedno i bla bla kiedyś będziemy żałować tego, czego nie zrobiliśmy, a nie tego, co zrobiliśmy. Potrzebuję brata syjama, drugiej głowy wyrastającej z ramienia która mnie będzie kopać w dupe (nie wiem jak ona to zrobi) i popychać do przodu i kiedyś sobie powiem: no ładnie. Próbowałaś.
Z takich bardziej irracjonalnych rzeczy...
Chcialabym kiedyś obciąć sobie sama włosy nożycami i czuć się beztrosko z tym swoim nowym krzywym i uroczym uczesaniem. Póki co codziennie rano wypowiadam liczne przekleństwa gdy próbuje dojść do ładu z wszechpuchem który sterczy mi z każdej strony.
Powiedziec komus kto sie gapi: co sie gapisz baranie jeden!? Zwłaszcza jeśli jest to paskudny dziobaty dresiarz rozkraczony w autobusie, albo starsza pani o wrednym wyrazie wąsa. Uwolnić swe frustracje w momencie ich narodzenia. Zawsze boje się riposty która zetnie mnie z nóg albo nabije śliwkowe oko.
Zapytać kogoś z dawnych czasów czy też o mnie czasem myśli tak jak ja o nim. Koleżance która zwymiotowała w pierwszej klasie na swoje ćwiczenia ze "środowiska". Koledze z liceum który mnie denerwował, a teraz chętnie bym się z nim spotkała i pogadała a sie wstydze poprosić. Takich osób jest z milion i jestem jedna ja aspołeczna i będę o nich sobie przypominać do końca świata i jeśli los nas nie zetknie na jakimś przejsciu dla pieszych to już nigdy z nimi nie porozmawiam. Czy ktoś też tak ma? Czy może normalni ludzie dzwonią do swoich starych znajomych kiedy tylko im przyjdzie na to ochota?
A tak wogóle to mnie sie juz ta blogowa zabawa nie podoba. Zawsze jest ktoś lepszy i to mnie denerwuje, bo jestem w pewnych sferach nadambitna i chce być nikt inny tylko master. Chcę codziennie radosnie znajdować czas na wrzucanie noteczek blyskotliwie napisanych tak ze nic tylko obsikać sobie nogi. Chce w każdej z nich mieć przynajmniej trzy zdjęcia ostre jak brzytewka przedstawiające szczupłą kibić, smakowite śliczności i rozświetloną chmure nad moim wiejskim domem. Chce wrzucać to co chce, czyli totalne duperele, one photo every hour, nową torbę i lakier do paznokci, a czuję się zobligowana do intelektualnych wypocin i to mnie taaaaak męęęczy i powoduje, że pisze raz na sto lat, a każdy głos krytyki to drżąca broda. Gdzie te czasy, kiedy bloga czytało pięć osób w tym ja i Marcel! Dla zobrazowania, chce być taka, taka i taka jednocześnie. No dobra, już się natłumaczyłam i nausprawiedliwiałam. Z czystym sumieniem mogę udać się na wypoczynek na drugim boku, bo innego wypoczynku to ja w te wakacje nie zaznaje.
Na deserek moje śliczne czerwcowe śniadanie (ah te bezrobotne, mają czas smażyć pancakes co rano...), moja śliczna torba i śliczne perfumy urodzinowe, śliczna leśna kura i parszywa ja i śliczny Marceli.
A w następnej noteczce, o ile nie nastąpi wcześniej koniec świata, podzielę się z Wami sekretem naszych babć. Otóż dowiecie się, jak uwaga uwaga, make poop easier! : - ) Będzie fotostory (ja w eleganckiej-ponadczasowej-odpowiedniej-na-spotkanie-i-kolacje-z-przyjaciolmi-kupionej-na-wyprzedaży bluzce, musowo), a efekt koncowy zamieszcze na fejsbuku i będzie można kliknąć "lubie to"! Czyż to nie kuszące? Pomyślcie tylko... < rozmarzona na amen >
W następnej noteczce pewnie będzie jesień i będe jeść buraczki i nosić buraczkowe swetry i będzie CUDNIE. O ile nie zacznie padać śnieg pierwszego września. To możliwe. Wszyscy to wiemy.
Dziękuje za cierpliwość. Całusy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ej no, przecież Ty jesteś master! czytam Cię od od dawna, ale komcia zostawiam dopiero teraz, bo mi się scyzoryk w kieszeni otwiera:D
OdpowiedzUsuńm.
nie wiem czy widzialas, ale pisalam dzis na fejsiku o tymze samym (tzn o jakiejs jednej setnej tego, co ty splodzilas, bo moja notka byla dlugosci kilkunastu zdan zaledwie), a mianowicie o skoku w dal i rzuceniu wszystkiego, co obecne. jakos wszystkim widze sie polsza nudzi (a ja marze o chocby tygodniowych wakacjach tam)
OdpowiedzUsuńwiec generalnie jesli chodzi o rzucenie terazniejszoscia i wyprowadzka gdziekolwiek, tudziez zaczecie nowego zycia to goraco polecam! moze nie na swoim przykladzie, ale po samej uli widzisz, ze moszna i ze wcale nie jest tak zle! :)
kaj
rzucaj wszystko i wyjeżdżaj, jeśli nie zrobisz tego szybko to z każdym dniem będzie tylko trudniej i gorzej wszystko opuścić. no i początki zawsze są cieżkie, ale jak nie sprobujesz, to bedziesz zalowac! a nuż wszystko Ci się uda! w razie porażki (odpukać:P) zawsze mozesz wrocic do naszej kochanej Polszy :)
OdpowiedzUsuńno i nie mow, ze źle piszesz, jestes jedną z moich ulubionych blogerek! :)
Oczywiście, że Nowy Jork. Bez dwóch zdań! Paryż jest dla zakochańców. W Paryżu można się potknąć o bezdomnych zakochanych a NYC jest miastem szalonych 30letnich singli :)
OdpowiedzUsuńA Ula mówi: popracuj sobie w tej agencji do końca września, wytrzymaj ostatni rok na studiach, dostaniesz pracę w reklamie i za parę lat będziesz wybierać między Paryżem lub Nowym Jorkiem;).
OdpowiedzUsuńCo do bloga, to ale Ty jesteś %&%$%#!@$&#...
Przecież mogłaś tego posta podzielić na 3-4 osobne części!
Wszyscy zachwalają Twój sposób pisania i czujesz presję, a nie lepiej byłoby się tak nie spinać i olać ludzi?
Zresztą kobiety lubią czytać o poradach na powiększenie piersi czy kosmetykach do włosów, więc czytelniczki na pewno ucieszyłyby ze zdjęcia lakieru do paznokci;).
Rzuć wszystko i przyjeżdżaj do Wrocławia! Stąd lata Ryanair i Paryż bywa tanio dostępny ;)
OdpowiedzUsuńI weź się w tej Warszawie nie zrób taką co to napinka i tak dalej, bo Cię kopnę. Chociaż jak na razie to nie widzę symptomów. Ale obserwuję!
a ja love Twój blog! i weź nie zmieniaj! obsikana jestem jak czytam. ho ho ho :)
OdpowiedzUsuńiPhone zaczął działać. Dwa dni się męczyłam (oczywiście resetowałam też), w końcu wymyśliłam, że se ściągnę coś nowego i sprawdzę, czy nowe też nie działa. Podczas ściągania zaczęło wszystko inne działać! czary-mary-okulary! ta dam i wszystko jest okej ;)
A cóż Ty sie tak spinasz;-) Ja utrzymuje kontakt z dalszymi znajomymi głównie w swojej głowie, bo na inne formy nigdy nie starcza i energi i/lub odwagi. Więc mam wokół siebie tylko tych najbardziej cierpliwych na moje zdziczennie. Ulka ma racje- ja lubie poczytać o lakierach, bluzkach z wyprzedaży, sposobach na wąsik i jak pozbyć sie z dekoltu masci rozgrzewającej ktora sie na noc nasmarowało zeby ulzyc w kaszlu a rano chce sie wystroić w dekolty....
OdpowiedzUsuńp.s. Marceli wygląda tu troche jak Chris Martin
ajajaj.... i po co takie wyrzuty z tym niedorastaniem bloga do Twoich ambicji? przecież świetnie piszesz! co nie znaczy, że nie masz zamieszczać pierdół itp....
OdpowiedzUsuńdzisiaj dla mnie stresujący dzień (grrrr.... egzamin na prawko < kolana same się trzęsą>)i żeby zabić czas - Internet.... i oto co? Bzu coś "nabazgrała" - i jak się rozczytałam... cały stres mi minął - to chyba dobry znak? ( i mam nadzieję , że "bródka nie lata" ;D )
Ula ma rację - po co się przejmujesz? przecież w razie czego możesz zrobić "okres próbny" na takie posty jakie Ty chciałabyś mieć - a jak komuś nie pasuje no to co??
Kasiu, Ty się tą magisterką w ogóle nie przejmuj! Z taką lekkością pióra pisanie takiego bzdetu pójdzie ci "ino mig";) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBzu, że się tak wywnętrznię, ja Cię kocham za to pisanie.
OdpowiedzUsuńja bym chętnie zobaczyła lakier do paznokci, i chętnie bym się jeszcze dowiedziała, skąd masz bluzeczkę ze zdjęcia. jestem targetem twojego lakierowego posta
OdpowiedzUsuńJesteś zajebista:) Jesteś taka,że chciałoby się z Tobą kumplować a nawet przyjaźnić:)
OdpowiedzUsuńAsia z Lublina:)
ps. nie słuchaj Ulki celebrytki i nie olewaj ludzi=swoich czytelników. Oni Cię akceptują i lubią taką jaką siebie tu na blogu stwarzasz a co za tym idzie jaką jesteś!A jesteś jak w zdaniu pierwszym wg mnie;)
Boże! co za talent! powinnaś coś pisać! znaczy nie wiem, w jakiejś gazecie, czy coś! masakra! jak jakiś Tuwim czy Mickiewicz!
OdpowiedzUsuńAnonimie z 12:39-> A czy "oni Cię akceptują i lubią taką jaką siebie tu na blogu stwarzasz" to nie są dwie różne rzeczy?
OdpowiedzUsuńGdyby Bzu czuła się tu w większyms stopniu sobą, to nie skarżyłaby się na presję. Dobry tekst to jedna z jej stron, ale ona ma poczucie, że musi napisać coś dobrego, sprostać oczekiwaniom czytelników i przez to ma miesięczne przerwy w postach.
Hmmm...porównania do Tuwima czy Mickiewicza co najwyżej sprawią, że Bzu będzie pisała jeszcze rzadziej... A tak wogóle to przydałoby się Kasi trochę dystansu do samej siebie. Wymagając od siebie nie wiadomo czego pokazujesz, że zupełnie go u Ciebie brak. Nie piszę tego, żeby Cię zranić, mi samej go brakuje, dzielę się tylko tym co zauważyłam.
OdpowiedzUsuńNie spinaj tyłka Maleńka, rób swoje i nie patrz na innych. Ja Cie kocham i tylko to się liczy:)
OdpowiedzUsuńHeh.nigdy nie sądziłam ,ze blog jest (tak presjo-gennym?nie wiem czy istnieje takie słowo) miejscem na głębokie przemyślenia i ambitne wywody...;)
OdpowiedzUsuńMnie się tu nadzwyczaj podoba,w obecnej formie.
Zawrzyj sie Dziecko, posluchaj starszej kolezanki. Koncz studia, wyjedz, zacznij prace, zacznij i skoncznij studia (tym razem nie w pl i zobaczysz,ze jest inaczej) . Swiat zdobywaj innemi slowy. Piniazki odkladaj i sie szykuj na Azje poki tam jestem co bym mogla Cie jak pod skrzydla swoje przygarnac...
OdpowiedzUsuńhejhej, wiem ,że powinnam Cię popierać na duchu itd. ale ja mam pytanie trochę z innej beczki:D
OdpowiedzUsuńZ jakiego sklepu jest ta cudocudocudowna torba?Pamiętam ,że kiedyś pisałaś o dylemacie dotyczącym wyboru koloru ale nie mogę znaleźć, coś mi się miesza kiedy to było.
A blog jest super, ale nie denerwuj się tak-tak czy siak to TYLKO blog.Twoje życie jest na pewno ciekawsze.To ma być zabawa pisanie na nim.Myślę ,że kiedyś będziesz miała inne priorytety i nie ma co tu się stresować takimi bzdetami czy czytelnikom się spodoba to czy tamto.Bądź sobą szalony gerlsie!
Ja glee kocham, toż to naprawdę relaks wieczorny:D.
BzuBzu,Bzu,
OdpowiedzUsuńTwój strumień świadomości jest tak potężny,że nikt go nie ogarnie!
I w trakcie lektury, gdzieś między 2 a czwartym wersem trzeciego akapitu, nie wiadomo skąd, na twarzy czytelnika pojawia się uśmiech.
Dzięki Ci,och dzięki za to!
Możesz zastąpić muffina&latte o poranku.
(No ok,możesz zastąpić drugi taki zestaw,bo po co rezygnować z przyjemności,jeśli może być podwójna ;)
Uwielbiam czytać Twojego bloga. I myślę, że będę uwielbiać czytać o wszystkim, co przyjdzie Ci do głowy napisać :)
OdpowiedzUsuńJa też kocham Cię czytać, to jest mój najulubieńszy blog, a gdybyś pisała trochę częściej, to już w ogóle byłby najnajnajulubieńszy;)
OdpowiedzUsuńolrajt, za duzo tu watkow, by do wszystkich nawiazywac. tak wiec: piekny obraz pielgrzymowania polskiego autobusowego, za ktorym nie tesknie i lezki w oku nie wywoluje, jednakowoz zawsze obecny w naszych sercach i srodkach komunikacji bedzie. *sigh*
OdpowiedzUsuńpo drugie, skoncz mgr i wtedy rzucaj w pioruny. albo (choc juz chyba troche pozno) aplikuj na mgr 'zagranico'. przyjemne z pozytecznym i studia 9274768x latwiejsze.
po trzecie: presja sresja. pisz o lakierach, celulicie, obwisajacych sutach czy wlosach z uszu. pisz o tym i tak, zeby Tobie bylo dobrze. czytelnik sie znajdzie, biliwmi. a jak nie, to fujara ;)
tak naprawdę mogę przestać czytać wszystkie blogi bo lepszego posta nie znajdę już nigdy, przenigdy!
OdpowiedzUsuńdziewczyno! miażdżysz! i nie przestawaj :)
Blog niesamowity. Kasiu myslisz o pracy w reklamie? to tak z ciekawosci.
OdpowiedzUsuńTroche jestem zaskoczona komentarzem Uli...nawet jesli to byl "skrot myslowy" to troche przesadzilas Ulu..brak szacunku okazalas. To nie fajne jest. :( zuzka
Piszesz niesamowicie! Publikowalaś gdzies poza blogosferą?
OdpowiedzUsuńIle masz lat jesli moge spytac i kiedy masz urodziny.
Wierny czytelnik ha!
Tomik
OJEZU jakie wspaniałe komentarze < ryczy jak opętana > dziękuje!
OdpowiedzUsuńanonimie, bluzczyna z zary
anonimie kolejny, zjdae sobie sprawe ze dystansu do siebie jest u mnie niewiele i potwornie sie wszystkim przejmuje i napinam, coz począć...
karolina, torba jest z raramodo, poszukaj w necie;)
zuzka, mysle o pracy w reklamie i staram sie wlasnie jakos zacząć swoja kariere w tym ;)
tomik, nie publikowalam nigdzie, co najwyzej wypracowania na polskim :( mam 23 lata chociaz jeszcze sie do tego nie przyzwyczailam - urodziny mialam 2 sierpnia ;)
bzu
To trzymam kciuki za wymiatanie w reklamie!!!!
OdpowiedzUsuńZuzka
Czyli to już pewne. Siedzisz w mojej głowie, ale w odróżnieniu do mnie, potrafisz to wszystko tu wywalić. Zmieniłabym tylko imiona.
OdpowiedzUsuń;)
No to spoznione happy birthday! Mrs President ;-)
OdpowiedzUsuńTomik
Ulo,
OdpowiedzUsuńZwrot: "oni Cię akceptują i lubią taką jaką siebie tu na blogu stwarzasz" dotyczył Twojego zdania "olej ludzi" a nie kwestii spinania się w pisaniu przez bzu.
Jak sama bzu stwierdza to jej "spinanie się" to wewnetrzna sprawa a czytelnicy/ludzie o których piszesz akceptują (jak patrze na komentarze ) ja w 100% procentach.
Wiec nie zrozumiałaś co chciałam przekazać swym komentarzem bądź zroumiałas go inaczej niż chciałam przekazać:)
Pozdarwiam, Asia z Lublina
Bzu, uwielbiam Cię czytać^^
OdpowiedzUsuńA tak z innej bajki: ta klapa (bo chyba się to tak nazywa) w tej pięknej torbie jest zapinana czy to tylko ozdoba? Jest w środku suwak? ;>
Pozdrawiam M.
aaa a ja tam lubie takie długasne notki-jest co poczytać przynajmniej:) choc czasem tak tęsknię i tesknię za nowymi notkami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
kimkolwiek i gdziekolwiek, byle sobą wsłuchaną w serce... ono dobrze radzi. powodzenia
OdpowiedzUsuńSkoro piasnie nie przychodzi łatwo i nie jest dla Ciebie przyjemne to po co, sie pytam, to robisz? Myslalam ze umiesz poprostu "odpowiednie dac rzeczy slowo" ale jak zaczelas narzekac i okazalo sie, ze tyle Cie to kosztuje to jakos tak .. czar prysł..
OdpowiedzUsuńtkie notki ale z przymusu, po sleczeniu tygodniami.. kazy potrafi stworzyc..
x.
nie chcialam cie tez urazic tym co napisalam wczesniej, ale zastanow sie po co tracic energie na cos co nie przynosi satysfakcji tylko frustruje?
OdpowiedzUsuńdrogi anonimowy, czasem notki same sie rodzą, a czasem czuje ze juz powinnam cos dodac zeby nie przepasc w blogosferze i wtedy troche mnei to kosztuje. To nie tak ze frustruje mnie pisanie, frustruje mnie to, ze jestem daleka od swojego wymarzonego idealu blogera.
OdpowiedzUsuńbzu