środa, 30 września 2009

Witaj szkoło! ;(
To były jedne z lepszych wakacji w moim życiu.....najpierw Chorwacja, gorące i leniwe trzy tygodnie na plaży i w morzu. Dwa tygodnie przerwy i lato w mieście, wszystko pachnące kurzem i lody z mcdonalda i jagody. Potem Grecja, z Ulą i małżowinką. Grecja, Macedonia, Kosowo, Bułgaria a na koniec czeska Praga. Znów przerwa, na idiotyczną prace polegającą na dzwonieniu do APTEK i nakazywaniu im aby sprzedaż srodków przeciwko komarom nasilili. Warszawa, wycieczka po aparat, Moj Pierwszy Raz w barze mlecznym:>. Poznań, koncert Radiohead. Nie wiem, nie pamiętam co jeszcze, to były jedne z lepszych wakacji w moim życiu....:)

Miała być obszerna fotorelacja ale większość z Was te zdjęcia juz widziała, no i to tak strasznie boli, jak ogląda sie je i wie o tym, że jutro trzeba pójść na uczelnie, spędzić bezproduktywne pare godzin wśród dziewuch których hobby jest używanie zakreślacza i ktore kserują co im w rece wpadnie a potem odczytują to na głos na zajęciach, a ćwiczeniowcy i wykładowcy uwiebiają to i pławią sie w tym, kochają jak im włazić w dupe i tytułować pięcioma tysiącami słów naukowych plus nazwisko, i magistrzy którzy myślą że trzeba coś robić, bo inaczej spłonie ogniem piekielnym pięknie oprawiona praca dyplomowa i są nadgorliwi i pocą im sie ręce i stawiają plusiki za to odczytywanie z kserówek, co zamienia te studia w przedłużenie przedszkola. Jakże gorzkie dni nadchodzą. Przedwczoraj miałam gołe nogi, dziś rękawiczki. Zostało mi 6 minut wakacji. Ide płakać;(

wtorek, 29 września 2009

Dziś pierwszy dzień obrzydliwej zgniłkowej jesieni....w nocy śniły mi sie potwory i miałam być zamordowana w jakiś straszliwy sposób, do czego nie dopuściłam budząc sie umyślnie koło 5 - tak po prostu nagle przy ucieczce przed potworami przyszła refleksja że to chyba jendak sen i jeśli boje sie smierci to musze sie odpowiednio natężyc a jej unikne - i było paskudnie lodowato. Juz nie moge sie doczekać tych zimowych ciemnych porankow kiedy to budzik co rano wprawia mnie w osłupienie że to już, że ta ciemna noc to szósta. Co rano mam ochote sie rozpłakać i zaplacić każdą cene aby tylko pozostać w ciepłym wyrze, rzucić studia, prace, jesli akurat ją mam, zeby tylko zostać w wyrze. Dziś był ten szczęśliwy dzień że mogłam. I do tej pory w nim siedze, stopy mam jednak lodowate pomimo odziania w grubą warstwe różowej wełny skarpet z pomponami...towarzyszą mi ciastka z czekoladą i orzechami wloskimi ktore wyszły tak brzydkie że żal wstawiać fote i duże ilości herby czerwonej z biedry. Z nowin, kkupiłam ową cudowną czerwoną sukienke, ale pokaże jak sie odpowiednio odstrzele, co już dziś próbnie nastąpiło a małżoneczek przyodział koszule i garnitur, krawat mu nawet zawiązałam, tylko po to aby stwierdzić że jest okej i że ktoś puka, a był to pan ze spółdzielni z prośbą o stan liczników i pewnie się zadziwił gdy otworzyła mu makowa panienka w wystawnej kiecy szeleszczącej. Do grup sie zapisałam i mój plan zajęć jest dopuszczalny. W kinie byliśmy, wnieśliśmy tam potajemnie paczkę pianek truskawek chociaż niewolno, niewolno! Film fantastyczny, przefantastyczny! Penelope w tej rozczochranej kłocącej sie albo płaczącej wersji niesamowita. Warto było wydać ostatnie pieniądze na kino, teraz co prawda małżonek dostanie na obiad kasze z tłuszczem, ale sam przyznał że nie żałuje;)

I tak to, sezon zgniłkowy uważam za rozpoczęty, a to niech będą pocieszacze...

Kurak korma z migdałami.

niedziela, 27 września 2009

Sobota imieniny kota.

Sniadanie, potem długo długo nic bo poświęciłam poranek na obfotografowanie ciuchów z których mogłoby mnie odciążyć allegro. Po czym doszłam do wniosku że i tak nic sie nie sprzeda i rzuciłam cały ten majdan na łoże i tam będize spoczywał zapewne do bożego narodzenia kiedy to posprzątać trzeba na powitanie jezuska. Nastąpiła też wycieczka do centrum i popełniona została koszula z krawatem, nnie wiem czemu mąż sie w niej zaprezentować nie chce.

Zapisać na ćwiczenia mi sie niestety nie udało, gdyż nikt nie przewidział, ze serwer może zemdleć jak wszyscy na niego wlezą, po półtorej godziny spazmatycznego odświeżania strony ktoś to w końcu oznajmił i przeniósł zapisy na jutro, więc z kina będziemy musieli BIEC do domu;/


Zasromana twarz mężowska podczas gry w piłke na komputerze, haa haa...



Cud przemienienia jajek w kluski leniwe.


Ubułczone, tłuste i niezdrowe, utyjemy i umrzemy.....:<

Początki deseru który właśnie lodówkuje, kto z pięciu odwiedzających mnie osób zgadnie jaki to deser?:P

piątek, 25 września 2009

Wychodzi na to że moje zycie to głównie żarcie....no w zasadzie racja;/
Zakończy sie ta sielanka w przyszły czwartek kiedy to będe musiała wrócić na przebrzydłą uczelnie. Drżeniem mnie to napawa. Konwulsjami.
Jutro dzień sądu bo wieczorem rusza super nowoczesne internetowe zapisywanie sie do grup ćwiczeniowych i jak nie uda mi sie zapisać tam gdzie chce, to sie powiesze. Miliard okienek da sie bowiem doskonale wykorzystać na chodzenie po sklepach i miejscach gdzie dają jedzenie, say hello to my obesity.
Nowoczesność wkrada sie do tego miasta dalekowschodniego niepostrzeżenie - dzisiaj zaobserowalismy konsternacje na ludzkich twarzach kiedy to podjechał autobus w którym trzeba wcisnąć przycisk żeby drzwi sie otworzyły...przycisku nie wcisnął nikt, za to wszyscy wcisnęli sie przez jedyne dostępne już otwarte czyims wychodzeniem. Uroczość na każdym kroku. Nie wiem skąd mi sie wzieły dzisiaj te krótkie zdania, aby sie zrehabilitować, napisze co milego mnie dzizs spotkało: otóż otóż znalazłam sukiene na wesele na które idziemy za tydzień z małżoneczkiem. Jest przewspaniała, czerwona i kosztuje 65 zlotych, co moge przeżyć. Zostanie nabywa w poniedziałek, po małym DIY przystosowana do moich obłych i pękatych łydek oraz zabrana na weselicho w remizie gdzie, jak za każdym razem, zjem cały zapas ryby po grecku i jakiegokolwiek sernika...dzisiaj rano trenowaiśmy z miąższem tańce weselne, do jakiejś pieśni o kwiatkach, nie wiem czy to uskutecznimy publicznie. Jakaś jestem niezabawna, pozostaje mi więc pokazać żarło nasze dzisiejsze i iść spać. Jutro poszukiwania koszulyny i krawata a pojutro almodovar, falala.

Warzywa pieczone prosze państwa, tu PRZED. Przepis prosty, wziąć warzywa i upiec, uprzednio memłając w oliwie, ziołach i pieprzu. Nawalić solidnie fety pod koniec pieczenia a utraci słoność powiadam ja wam.

Warzywa pieczone PO. Mąż piszczał z uciechy że takie dobre, no owszem, owszem, polecam;)

środa, 23 września 2009

Lalala...znów mi sie nie chce pisać bo moje wczorajsze problemy przeniosły sie na dzisiaj:> do tego mam świadomość bolesną biedy swej, bo studiując dziennie nie znajde normalnej pracy. Nie zarobię pieniędzy. Nie spełnie swoich rudościowo-meblowych marzeń ;( czy ktoś chciałby może mi zapłacić za gotowanie?

Wczorajsze niespodziankowe kokosanki i prezent od małżonka, taka pociecha;)


Dziś też czeka go niespodziana gdyż poświęcilam się i wyjęłam z kurowych udek tony obleśnych gąbczastych krwawości i tłustych błon żeby zrobić z niego kurczaka z oliwkami i pomidorami i właśnie to cudo dopyrkuje i czeka na powrót marnotrawnego. Oby wynagrodziło swym smakiem wsyztskie me bóle.

EDIT: dopyrczało, moim zdaniem to cudowność, małżonek kwiknął że woli pierś z kuraka, co za nudziaaarz....

wtorek, 22 września 2009

Weekend.

Sernikobrownies z malinami...zdjecie na to nie wskazuje, bo ciężko było wiedzieć że już je ktoś je a ja nie mog bo musze zrobić trzysta zdjęć i wybrać jedno idealne. Wilgotne mocno czekoladowe ciasto, w srodku kremowy ser a w tym maliny, ktore upieczone smakuja wyjątkowo dobrze z czekoladą...Było przefantastyczne i zniknęło. Goscie których urocze twarze zaraz Wam sie ukażą chcieli jeszcze porwac ostatnie ostatniutkie resztki, ja jako goscinna pani domu powinnam im była je wydac jednak rozmyślili sie na szczęscie;> przepis tutaj.

Karinka. Karimatka. We własnej pogodnej świetlistej osobie niczym ta bozia...

Najlepsza i najzacniejsza Kasia na swiecie, od której w ramach rocznicy dostaliśmy prezenty mocno zawstydzające w swej obfitości ;)

Ah ah uroki Nałęczowa! Masa staruszków kuracjuszy i całe rodziny ubrane niedzielnie krokiem spacerowym przemierzające park;)

Gąsieniczka cwaniara.


Dziki skok wpędzający moje kaloszki w niebywały furkot;>

Małżonek spojrzał z powątpiewaniemm i.....

...zawlókł w krzaczory aby obić za kare i za głupote i niepowage.

A potem wróciliśmy do Lublina, przeleźliśmy sie po starówce i mróz zapędził nas do domu:( goście, a w zasadzie gościówy pojechały i mogliśmy zapaść w letarg przedkomputerowy;)
I dzisiaj więcej tekstu nie bedzie, bo jestem zasromana. Trzeszczy mi coś w uchu, a uszy to narządy w których manipulacja przyprawia mnie o dreszcz i omdlenia, więc modle sie do posążków i relikwi jakie posiadam aby to przeszło samo z siebie;( Poza tym rozważamy z małżoneczkiem wazną sprawe a mianowicie NABYCIE kociątka, a co za tym idzie przystosowanie mieszkania i pokłady odpowiedzialności jaką trzebaby chyba tez nabyć, bo nie posiadamy...;/ Wracam do mojego spaghetti bo jedzenie pomaga na frasunki każdego typu:> a na deser, na deser kokosanki ktore właśnie wypełzły z piekarnika. Kasiowe oczko na koniec;)

piątek, 18 września 2009

Teraz opadly ze mnie emocje i nie umiem stworzyc opisu tak barwnego jak wczoraj, gdy wypadłam z tesco zanosząc sie histerycznym cichotem. Teraz jestem niemrawa i uleżana, bo caly dzien spedzilam przed kompem, jedząc i nie robiąc nic, zasłużenie. teraz jestem przerażona, bo jutro musze wstać po 5, PIĄTEJ, gdyż do pracy ide na SZÓSTĄ. Ale postaram sie cos wycisnąć, bo szkoda byloby nie podzielić się wrażeniami z mojego pierwszego dnia pracy jako "wykładacz towaru"....:P

Otóź, nie było tak jak myslalam, ze osiem godizn spędze siedząc sobie gdzies na kawałku przybrudznej tektury i wykładając czekolade/dezodoranty/pomysły na(temu tematowi moglabym poswięcić odrębną, mocno jadowitą notke;/). Otóz nie. Otóż osiem godzin spędziłam biegając wzdłuż dziesieciometrowej półki i ważąc kolosalne ilości ciastek i cukierków. Krojąc wielkie chałwowe bele. Naakładając po 3 kilo jaśków toffi i kulek czekoladowych po 5 złotych za kilo. Pietnastominutowa przerwe spędziłam szukając łazienki żeby napić sie wody z kranu, bo za darmo a ja biedna i półleżąc na ławce z tępawym wyrazem twarzy...Obsłuzylam potworne koleje ludzi, potworne ilości grubych bab z łakomie slizgającym sie po cukrze wzrokiem, jedną panią w ciąży ktora spędziła wczorajszy wieczor z krowkami, pare staruszek które mialy ze soba gazetke promocyjną i bardzo dbały oto żebym przypadkiem nie pomylila sie w cenie ciastek frmy bożena....ludzie na szczęście mili, nie to co dla akwizytorów:( Moej plecy wrzeszczą dziś, wrzeszczaly na tyle głośno że musialam im kupic paczke czipsów, wobec tego czuje że rosnie mi druga broda, normalnie aż swędzi od tego tlusazczu jaki pochłonęłam, aż laskocze od wzrostu jaki sie czyni. Mamm nadzieje że jutro też trafie na slodycze, bo przynajmniej wiem co ile kosztuje, no i może mi pare żelków o smaku coli jakimś cudem wpaść do kieszeni...mala to strata, 9,90 za kilo:>

A dziś...dzis mieliśmy z mężulem świąteczne śniadanie. Pancakes z bitą smietaną i borówkami, oszalamiająco dobre....a dlaczego, dlatego że mamy taką jakby rocznice:>


Film ktorego przepuscic nie mozna! Uwielbiam kino klasy zet, w ktorym zawsze jakieś potworne potwory typu zlośliwwy żywioł, krwiożercze skarpety, pszczoły czy też pola fasoli chcą zapanowac nad światem i nikt nie wierzy przejętym młodym naukowcom, a potem i tak wszyscy musza uciekać przed wsyztskim.

I na koniec małżenska mocno nosata twarz zastanawiająca sie nad pytaniem z egzaminnu gimnazjalnego, który zamieszczony w wyborczej zamienił nasze mózgi w pierze. Otóż, 22 grudnia, w dniu przesilenia zimowego wschód słońca najwcześniej zaobserwują mieszkańcy: Jokohamy, San Francisco (pozdrowienia dla Uli z ktorą sie lubimy lalala), Bombaju, czy Liverpoolu? To pewnie oczywiste, ale ja geografi jako takiej w szkole nienawidzilam, natomiast mąż ma chwile jakby impuls miedzy jego neuronami musiał przedzierać się przez zamieć snieżną...ale oczęta ma niekolorowane, same takie niebieściutkie <3

Udaje ja się spać znów, gdyż ta piąta...PIĄTA RANO;( A popołudniu przyjeżdza do nas Karinka. A w niedziele Kasieńka. i będzieemy miały super ciuszki i zapaszki i jadły jedzonko i pily alkoholiki i w ogóleńku będzie cudowniutko;>

środa, 16 września 2009

Na wyraźne życzenie oli, pragnienie oli oraz skowyt oli, dziś jedzenie. Tylko jedzenie, bo niedlugo ide spać i cierpie ponadto na niemoc twórcza wynikającą z siedzenia w domu, który mimo że obfitujacy w przedmioty warte lub też pragnące być sfotografowanymi jak np kurz na wazonie, moje palce, nowy wrzos w cynowej doniczce czy też nowe podkolanówki w prążki, jest przstrzenią zbyt ciasną. Jako jedzenie, nasza dzisiejsza kolacja, czyli makaron wstążkowy - zdecydowanie najfajniejszy do jedzenia, dlugi prawie jak spaghetti więc atrakcyjny, a oblepiający sie sosem jak jakieś podłe świderki. A do makaronu podsmażona z octem jabłczanym i czosnkiem pierś z kurczaka rozkawalkowana. Pieczarki w ilości dużej. Cebula w ilości półtora skarmelizowana nieomal i czosnki małe dwa. I śmietanka rozmaryn pieprz sól i pieprz i włala, pyśni obiat gotowi jak by to rzekł paskalek!
A w ramach tekstu notki, info że jutro ide do tesco rozkładać towar i troche sie tego boje, bo to jednak praca fizyczna a ja jestem miernota. No ale zarobić trzeba, rachunki popłacić. Odzieży nabyć.
I drugie info, że w notce niżej spostrzegawczy i z wyobraźnią dostrzec powinni wymienione przeze mnie zwierzęta na owym kserze;/ to czarne okrągłe to oko. To poniżej to szyja. Myślałam że to oczywiste :( Ale ja nie o tym, nie o tym! Powodzenia sobie życze na jutro;)

wtorek, 15 września 2009

Obijanie sie wynika z przemożnej nudy na jaką sobie pozwalam, gdyż od pazdziernika jak każdy porządny człowiek wracam na uczelnie, no i mam nadzieje, że zechce mnie tesco abym u nich rozporządzała kremami do biustu, kostećkami smaku knora i być może nawet prezerwatywami, chociaz z tymi ostatnimi może byc problem, gdyż w lublinie spłonął dzisiaj magazyn gumowych artykułów erotycznych (w domyśle, sztuczne członki produkowane dzięki utylizacji dobrze nam znanych i bliskich opon samochodowych; z pewnych źródeł wiem że murzyńskie penisy są tańsze, bo taka opona nie musi już być farbowana;>) oraz prezerwatyw. Stąd własnie wynika obijanie się i to właśnie poprzedza: symulacje ciężkiej harówki jesienno-zimowej:c

Dzis nie będize zdjęc jedzenia więc wsyzstkie odchudzające sie i przzekonane że jedzenie tuczy mogą spokojnie patrzeć. Dziś będą zdjęcia przedstawiające rozrywki państwa...



Tak wygladam z rozpirzonym warkoczem.


....świetlne plamy które dobrze pokazują nostalgie, zamyślenie, refleksje nad upływem czasu i zachwyt nad chwilą....


...ogólną metafore tego że jest ciepło i czlowiek sie poci jak sie naubiera w rajtuzy dżynsy i botki...oraz......


....nasze tukaniątko vel lamiatko! Tak tak moi drodzy czytelnicy, będziemy mieli dziecko. Stoi już w przedpokoju karton z lamim/tukanim łóżeczkiem, naa regale leży świeżutko uprana uprasowana i wycałowana cała masa ubranek przystosoowanych do dwóch skrzydeł i dwóch cienkich nóg/czterech owłosionych nóg, w łazience zostało przygotowane miejsce na spluwaczkę dla lamiątka/na balkonie w ceramicznej donicy stoi dżewo na którym nasz pierworodny dzięciołowaty mógłby spocząć po porodzie. Własnie pracuje nad ustawieniem suwaczka ktory będzie pokazywał ile jeszcze do porodu i świecił i brokacił dumnym napisem: nasz tukuś/lamusia przywita rodziców już za 666dni! Jesteśmy TACY szczęśliwi:-)

niedziela, 13 września 2009

Niedziela leniwa jak i cały dotychczasowy wrzesień....z lubością przeciąganie sie w cieplutkiej pościeli, rozmyslanie o żarełu, robienie żareła, żareło. Wczoraj odbyłam sesje zakupową z własną rodzicielką pomagając jej nabyć kiece na wesele jakiejś rodziny której nikt nigdy na oczy nie widział i nie wiadomo jak ich nazwać w tej powalonej terminologii rodem z mózgu szalonego polonisty fanatyka nomenklatury, żaden niczyj śwagier, czy bratowa stryjeczna, ot po prostu cztery razy niedomyty garnek po wodzie po kisielu. Wesele kisiela ma być za miesiąc i mamula w płacz że nie ma sie w co ubrać. Stąd moja nie całkiem jednak bezinteresowna pomoc, gdyż zdobyłam fanty i zupe ogórkową w słoiku pierwszej jakości. Niestty dzis nad ranem otrzymałam enigmatycznego smsa że 'tacie sie podoba ale bluzka bo sukienka ma za duży szal ale sie podoba'. Nie wiem o co chodzi. Nabyłam też chęć i pragnienie i konkretny kolor włosów wymarzony i teraz musze uzbierać na niego fundusze, mam nadizeje że sie wyrobie przed końcwem świata dwatysiące dwanaście....Nie chce mi sie pisać, wstawiamm więc żarcie i siebie przybrudzoną z lekka nieczystą taflą lustra.


Wczorajsze śniadanie, mające wywołać skręt zazdrości u małżonka który wyleciał do pracy jak zwykle za wcześnie z powodu swej permanentnej sraki że sie spóźni...;) Kokosowe pancakes z jogurtem greckim.


Zupa krem z cukinii z rozmarynem, dymką i grzankami czosnkowymi. Przepistutaj.


Crumble migdałowe ze sliwkami, gruszkami i jabłkiem, przepis na kruszonkę tu, do owoców cukier i cymamon, a do tego jogurt grecki mrrr.....


Moja osoba dzisiejszo wczorajsza i test butowy...wyprawe do tesco wytrzymały, chociaż bez drżenia nóg sie nie obyło, a i zęby myślały że to ich koniec i tuliły sie do siebie. Co lepsze, spojrzenie skrzywdzonej sarny czy łuna bijąca z czoła?:P
Mężul posapuje patrząc na mecz ktory mam w nosie. Nie mam w nosie resztki crumble.... No jesteśmy miszcze, juszjusz.

piątek, 11 września 2009

Chryste panie...panie chryste, gdybym wiedziala ze wymienianie okien to taki potworny syf to chyba pozostałabym przy swoich drewnianych, które co prawda zimową porą świszczały uniemożliwiając zaśnięcie i pozostając w pozycji zamkniętej na amen przepuszczały dostateczna ilość powietrza żeby moglo ono stworzyć wiatr ruszający firankami i wywołujący u mnie dreszcze przerażenia że to jakimś cudem morderca wlazł i ostatnie me chwile spędze wierząc że to jednak wiatr i bezpieczna ma duszyczka. No ale nie pozostalam i dlategóż piąteczek spędziłam na klęczkach sprzątając, wycierając, zamiatając i KICHAJĄC bo chyba sie okazalo że mam uczulenie na kurz. Milion worów z pyłem i gruzem, gdyż okazało się że jakaś fenestracyjna cipeczka źle pomierzyła rzeczone okiena i trzeba było piłować MUR co wytworzyło czarne obłoki i smród. I pylice w mych płucach objawiającą się potwornym kaszlem charczeniem i rzężeniem powoli już ustępującym. No ale teraz moge sie cieszyć wstępnie ślycznym mieszkankiem, które ubogaci sie jeszcze o rolety, o ile uda mi sie zdobyć jakoś wiertarkę i je przywiercić...Tyle słowem wstępu.

Wczorej, jak już zapowiedziałam w poprzedniej mej publykacji, odwiedziła mnie moja ćwierćsiostrzana bratnia duża (huehuehueee taki troche żart ortograficzny za ktory sie pewno obrazi). Okazalo się ze jest wybitnie upierdliwa jako obiekt fotografowany i wierci się oraz mazgai że oboorze tutaj wygladam jak indianin, tutaj nie mam szyi, tutaj z kolei mam psie oczyyy jakby mnie to obchodziło co ona sobie roi....:/ No ale po odłożeniu przeze mnie aparatu odbyło się, jak za każdym razem gdy sie spotykamy, potworne obżeranie się. Makaron ktory najpierw wyglądał jak rosolowy a okazał się całkiem przyzwoitymi choć nie z lubelli wstążkami wraz z kurczakiem zamarynowanym przeze mnie, przednią panią domu, uprzednio w oliwie z czosnkiem, pieprzem i octem jabłkowym, następnie połączonym z cebulką, pesto ze słoika, pomidorami i bazylią. W trakcie przgotowywania tegoż zniknęła też wielka paczka czipsów (tak kurna, nie ćpsów jak to ma większość w zwyczaju z lubością wymawiać;/)a po spożyciu nastąpiła kolej lodów bakaliowych z malinami. Ja, jako że obsesyjnie jak wiadomo dbam o linię, musiałam wykonać trzeci dzień a sześć wu, co prezentuje to rozmazane zdjęcie. Dzień czwarty nie wiem czy nastąpi, jestem przewykończonaaaa....Do rzeczy w każdym razie. Wieczorem małżonek i ja żona postnowiliśmy przeprowadzić minisocjalizację i wyszliśmy na piwo, więc przez najbliższe trzy miesiące już nigdzie nie trzeba będzie iść sie kolegować, pozostaniemy w dziczy jako ci dzicy odludcy ;)


Taa, pewno na mnie nawrzeszczy że wygląda na tym zdjęciu jak zasromany reksio pies czyco....swoją drogą, pozdrawiam wuja z rodzinnego miasta co to mnie tak zakomplementował, jako pierwszy poważny dorosły tutaj!;)

Nie jest to najostrzejsze i najwyraźniejsze zdjęcie makaronu ever, ale ta ONA sie non stop ruszała żebym to przypadkiem nie uchwyciła jej celulytuuuu...:P

Aha, celem odczernienia sieci komórkowej play informuję że udalo mi sie przenieść z numerem w co prawda nie jeden, ale blisko, bo tylko 25 dni!
A wieczór niech upływa spokojnie, przy żelkach akuku te nadziane serduszka dziesieć procent gratis bo nie było skittlesów:( i obserwowaniu jak mój niewolnik myje podloge i gary, lalala.
EDIT: ale my sie lubimy z tą ćwiercią i buzi buzi do siebie mówimy i bawiłyśmy sie razem barbiami za młodu! więc to tylko taka przekora te wszystkie oszczzerstwa;)
EDIT 2: a sześć wu dzień cztery zrobione;)

środa, 9 września 2009

Zanabyłam buty i troche się ich boje....dostalam od koleżanki Oli którą pozdrawiam;] informację, że podobne ale tańsze buty o ktorych marze sa w niechlubnym i tandetnym "dajśmanie". Wobec tego przestałam się snobować i poszłam spojrzeć...no i zakupiłam. Boję sie ich troche, bo mają straszliwy obcas prawie jedenastocentymetrowy. Skubałam w nich dzisiaj fasolke szparagową jak rpawdziwa dama i musze przyznać, że blat w kuchni jakiś poniżony, tak też pewnie poczuje sie małżonek gdy mu sie zaprezentuje....:> oj co z tego że z lekka karłowaty, jak taki kochany! Dziś bowiem poznalam oblicze prawdziwej miłości. Gdy rano czesałam włosy (pfi, nie mam nawet szczotki, kogo ja chce oszukać....rozmontowywałam nocnie zmemłanego kuca), gumka wystrzeliła i wpadła prosto do kibla wywołując mój wrzask przerażenia i cichutkie 'plusk'....na to małżoneczek, nie zważając na kryjące się w zakątkach muszli klozetowej bakterie eszericha koli i od innych inne, włożył ręke do WODY i cap, wyłowił moją ślyczną gumeczkie do włosa! To musi być miłość.

Prezentuje buty...mam trzy miesiące żeby je ewentualnie oddać, czyste bo inaczej pani sprzedająca sie zesra z nadmiaru ekscytacji, mam nadzieje że chodzone po ddywanie to ciągle są czyste, chociaż znając jakże przyjazną polityke zwrotów w naszym kraju to zostaną przeprowadzone badania laboratoryjne i udowodnią one że chodziłam po ekskrementach torfie oraz zwymiotowanym kebabie...;/



Pękata łyda w wyrzucie i zakurzone rajty.

I z ostatnich jedzeń - śniadanie, składowe to ciasto własnoręcznie upieczone, łatwe ładne i utylizujące glupawe skłonne do pleśnienia malinki, winnegronka i pyszna brzoskwinia za trzy złote kilogram;>



Sałatka z baby spinach, pomidorów i mozarelli, plus oliwa i pieprz. Wszytsko towar przeceniony z lidla;)



Zupeczka krem z pomidorów z papryką, bazylią, makaronem który wyglądal jak ryż i małżoneczek sie nabrał haha:> oraz tartym serem który sie tak bosko stopił....;)
Tak jak teraz patrze to chyba troche głupie fotografować każdy swój talerz z żarłem...:/ No nieważne, nieważne no. Buty oddać czy zostawić? A jutro będę karmić ćwierćsiostrę i troche sie stresuje, bo do tej pory tylko mążul testował te żarcia wszystkie...;>