środa, 30 grudnia 2009

Ależ leniuszek, ależ niecnota. Tyle nie pisać.
Ano nie chce mi sie nadal! Nie może mi sie chcieć czegokolwiek poza pisaniem setki prac na uczelnie, z zaplanowanych trzech (no co, co...siąde jak człowiek przed wigilia, napisze, po swiętach dokoncze, jak wzorowa uczennica, jak dobre dziecko studentka pannica dorosła pffff) zrobiłam pół jednej. Żałość. Bede plakac w weekend posylwestrowy i pisać i płakać.

Święta cudne urocze i roztapiające me serce skore do wzruszeń. Kochana mamusia i tatuś i przytulanie się i jedzenie i słodkość. Wszechsłodkość. Kevin oczywiście, jak u wszystkich, szampan i cichutkie sto lat dla nas, lalala. Jak to człowiek docenia rodzinę jak sie od niej wyprowadzi (sapnęła stara babina JA);)Pod choinką nowy Mikołajek, dziewczyna z pomarańczami gaardera, smar do ciała, nauszniki, AMERYKAŃSKIE slodyczki i pinionc, ktory przeznacze na jakiś włajaż włajaż bo strasznie mnie już ciągnie w świat, ale na wiosne poczekać muszę raczej gdyż teraz nadejdzie straszny czas na litere S...
Pierwszy dzień świąt uprzyjemniony totalnym ZWICHNIĘCIEM śluzówki macicy. Wiem, to może zbyt naturalistyczne, ale nie zamierzam wstydzić się swej wybujałej (huehue, plaskatej nieco i rozdartej i mówiącej basem, ale zawsze, genetycznie zdeterminowej) kobiecosci. Ból i rozdarcie uniemożliwiły mi nazarcie się do nieprzytomności więc może nie jestem dużo bardziej gruba niż mogłabym być:>
Potem nie wiem co było, taki rozlazły urzekający okres zimowania w ciepłym domku i żywienia się pysznościami. Świąteczne filmy, jedzenie na wyścigi babki cytrynowej, robienie fryzur i paznokci dziecku chrzestnemu, internetoowanie, łyżwowanie po którym do tej pory mam zakwasy, nieuczenie się i niepisanie.

A dziś byłam u kolejnego lekarza palcologa ktory stwierdził że mam niedorozwinięte stopy i ze sromota tragedia i klęska. Zakazał obcasów i TAŃCÓW. Nikomu już nie wierzę. Boje się swoich stóp.

A jutro sylwester ktory spędzę na dwuosobowej imprezie z moim własnym najulubieńszym na swiecie chłopem. Gotując, jedząc, oglądając filmy, grając w scrabble, całując się i pijąc alkohol. Śpiąc. Niepotrzeba ludu:) W tym celu wsadzilam do marynaty kure i upiekłam sernik limonkowo czekoladowy. Musze to jeszcze przetarabanić niewiemjak do lublina. Ale to jutro.

Wspaniałości na nowy rok! Oby był lepszy, nikogo nie bolały palce, wszyscy zdali egzaminy uczelniane życiowe i bóg wie jakie jeszcze, żeby alkohol i salatka jakaś nikomu nie zaszkodziła na sylwowej zabawie, żeby wiosna szybko przyszła. Ucałowania i serdeczności. A do tego miks zdjęć bez wiekszego sensu, żeby jakkolwiek zilustrować przerwę świąteczną ;)Sugerują że nic nie jadłam i że mam dwa domy, jeden srebrzysty drugi złotawy. A to psikus, srebrzysty mój a złotawy ciociny i natalczyny (bobo widoczne na foto i jej pazury i jej modne zabawki przedszkolaka).







Dosiego cokolwiek...

środa, 23 grudnia 2009

Milion dziś zdjęć tego samego czyli manufaktura ciastkowa ruszyła! Jako że jestem w domu to oddaje sie jakże uroczym czynnościom przygotowawczym. Próbuje wszystkiego zbyt wczesnie, jak na przykład śledzi i chciałabym żeby już było jutro i żeby mikołaj przyszedł i żeby człowiek sie ładnie ubrał najadł i narozmiawiał a z drugiej strony jak minie jutro to będzie już tylko gorzej, bo pisanie trzech dłużyzn na różne uczelniane zaliczenia, bo sesja, bo zima bez nadziei na święta, bo wiosna dopiero w kwietniu, bo obleśna ciapa błotna dżem szary na ulicach przez pół roku. Ależ po cóż dziś ta sromota skoro jest tak miło i wszystko wydaje się być do przeżycia:)

Ciastka, moje i mamine piękne ciastka przekładane dżemem mirabelkowym.



ciastko w kolorystyce niemowlaka poniżej

i ciastko przedstawiające dzisiejszą najpaskudniejszą z paskudnych aure, również poniżej

Z dziwów powstały również ciastko ryba, ciastko z czerwonym telefonem ze skręconą słuchawką, ciastko ironiczny bałwan. I takie tam różnostki.

Aha, byłam wczoraj u wielu lekarzy palcologów:> którzy zdjęli ze mnie brzemie potwornej choroby metabolicznej, choroby nerek, mózgu, żył, które to mogłyby się objawić bólem palca mego. Przynajmniej jeden powód do paranoi mniej, bo już widziałam siebie stojącą na przeciw diagnozy. Już to kiedyś pisałam, ale młodziutką nieprzyzwyczajoną do tragedii pielęgniarkę łkającą w garść. Żelazne spojrzenie ubranego w zielony kitel lekarza na dyżurze. Mą zszokowaną mine i powolne osuwanie sie na krzesło poprzedzone szukaniem go po omaacku wilgotną ze strachu dlonią. A tu prosze, źle stawiam stopy! Masz babo placek;/

W ramach dodatkowego uzdjęciowienia notki nie dam ksera palca ani mej dodatkowej kości w stopie o której istnieniu dowiedziałam się w marcu, tylko pochwale się biżą, (niewyraźna bo nie umim robić zdjęć;/) bransoletka od małżonka, pierścionek robokopa ode mnie i pereły w ramach tła. Piękna martwa natura konsumpcyjna, brak tylko zmarszczonego weluru i poszłoby na wystawe jaką!


Na zakończenie 'że to niby artystyczne zdjęcie choinki', tu są serca symbolizujące mą miłość i tęsknotę za małżonkiem oraz nastrój świąteczny.
No więc słodkich świąt!;)

sobota, 19 grudnia 2009

Mam przerwe swiąteczną! Przeżyłam ten ostatni tydzień! Odkryłam że na mrozy minus piętnaście dobre jest szybkie chodzenie połączone z szybkim mówieniem. Jęzor nie zamarza.

Zrobiłam wczoraj wywiad diagnostyczny. Dziś go przepisuje, moim marzeniem idealnej studentki jest zrobić dwie prace pisemne PRZED świętami i przeczytac dwie zaliczeniowe książki w ich trakcie. Nie cierpiąc. Koleżanka uporządkowała mi notatki, ja odwdzięczyłam się pancakes z sernikowym przełożeniem. Nastąpiło też głośne śpiewanie Florence połączone z pąsem na licu bo ostatnio takie rzeczy robiło się z koleżankami w podstawówie. Kupiłam pierścionek robokopa za pięć złotych. Małżonek zaszalał i podarował mi bransoletkę greckiej bogini. Nie chce mi sie pisać;)





Na zdjęciach ostatni z prawie kilograma świątecznych żelków z lidla, kupionych tydzień temu wśród miliona innych słodyczy. W roli serca maryjnego (złe, niedobre dzieci!), oraz dowodu miłości do mnie. Pustka żelkowa. Resztki cynamonu odpadnięte od najcudowniejszego słodycza świątecznego jaki istnieje, czyli migdałów w grubej czekoladowej pysznej skorupie z cynamonem właśnie. Poleca je me serce rozkochane. Kawał piernika, mojego pierwszego pięknego i smakowitego piernika. Dumnam.

Zimnoooość. Bo zima!

wtorek, 15 grudnia 2009


Chrystusie...
Jak wiadomo, nastała zima.
Cudny zwiewny cukier puder który pokrywał wszystko przez weekend i który dzieki latarniom zmieniał całe niebo i całe to nieatrakcyjne miasto w rozświetlony obrazek jak z filmu na polsacie puszczanego w pierwszy dzień świąt po obiedzie, to gwiazdkowe cudo zmieniło się w lodowatą skorupe na trawnikowych powierzchniach płaskich i chrzęszczące bloto na ulicach i wybitnie uczęszczanych chodnikach.
Wobec tego miałam dziś na sobie: wpuszczoną w portasy podkoszulkę (podkoszulek? parasol parasolka? pomarańcz pomarańcza? nie wiadomo.), koszulę z długim rekawem zakrywającą tyłek, sweter na guziki zapięty pod szyje. Gruby wielkokołnierzasty golf składający się z wełny i angory. Najcieplejsze z mych paltocików, z kapturem. Wełniany szalik dlugości sto metrów okutany wokół szyi. Wełniany berecik, nauszniki, na to ów kaptur. Wełniane rekawice ocieplane dodatkowo polarem. Wełniane skarpety. Ocieplany but. I UMARZŁAM.
Czy ktoś ma jakiś pomysł co możnaby wtrynić jeszcze w ten wrzeszczący kłąb wełny żeby było mi ciepło?

I dziś tyle, bo czytam o chorobach układu nerwowego i psychopatologii. To jest diabelnie ciekawe, ale u nas w polszczy nie da sie pracować nad ciekawymi aspektami ludzkiego mózgu, jak na przykład zespół ignorowania lewej strony - smarujesz masłem tylko prawą stronę kromki chleba, ubierasz tylko prawą rękawiczke, malujesz tylko prawe oko! - nie, u nas w polszczy trzeba sterczec nad dzieckiem na wózku i obcierać mu śline, zamiast spędzać całe dnie w laboratorium godnym discovery channel :/ I jak tu rozwijac swe choleryczne pragnienie sukcesu naukowego!

Fota jak zwykle z dupy. Dekoracja ryneczkowa deptaczkowa świąteczna.

Aha, jeszcze. Zbliżam się do studenckiego ideału. Kupiłam dwa pisaczki zakreślacze jadowicie żółty i jadowicie różowy. Przepyszna zabawa.

sobota, 12 grudnia 2009



Śnieg. Zaczął padać w nocy, kiedy dzieci jechały na zabawę. Padał, gdy dzieci piły alkohol za pieniądze szefa szefów, siedziały w vip roomie klubu 'czekolada' i jadły karpia w galarecie (ja pierwszy raz!). I gdy tańczyły jak dzikie dzikusy. Padał gdy wracały do domu nocą, a jedno z nich szło bardzo niepewnie i bełkotało. Tak to jest gdy alkohol jest za darmo, człek głupieje. Padał też gdy obudziły się rano (nie umiem spać po imprezach, zawsze budze się o ósmej!:/) i gdy jadły kacśniadanie jajkowo bekonowo fasolkowo pomidorowe (jedno tylko jęczało że chce umrzeć).

Pada i teraz, kiedy dzieci czują się już dobrze (ja nażarta tłuszczem ze sniadania nie czuje nawet tego ciepłeego naleśnika na mózgu, drugie dziecko niech cierpi skoro gupie). I może będzie padał jak pójdą dzieci na spacer i eggnog latte? (łohoho)

PS1 - rzyganie ( oh boże jakie wulgarne słowo ) naprawde pomaga
PS2 - rzygający powiedział z poważną miną i wiarą: chyba zatrułem się sałatką...jasne kurna, pewnie zboże z którego zrobiona została półlitrówka wyborowej zostało zasikane przez chorą krowe. z której potem zrobiono szynke do sałatki. chorą szynke.
Miłej soboty;)

piątek, 11 grudnia 2009


Ah zawstydza mnie moja własna niesubordynacja, te posty co pięć dni i ogólnie panujący żal. Dziś zdjęcie z dupy bo nie mam żadnych innych ani pięknych ani nawet brzydkich, bo moje miasto jest zbyt nijakie żeby robić mu zdjęcia. Ludzie chodzą po 15 lat w tych samych czarnych kurtkach i czapkach z płomieniami/dziadziusiowych kaszkietach/smutnych beretkach. U staruszek nadal panuje moda na rysowanie brwi na czole, a u zaniedbanych czterdziech woniejacych meliną na kurtki dermiane z potwornymi sciągaczami i zaszewmai na plecach, najlepiej uszty z małych kawałków owej dermy połączonych podejrzanie dumnie widocznym szwem o takim wzorze: /\/\/\/\. W ich dłoniach wciąż i na zawsze wyblakłe reklamówki z kociętami na łące, albo usmiechniętymi dziećmi ktorych dalszy los jest nieznany, ważne że zaistniały oba te gatunki na siatkach o czarnych uszach, do nabycia w sklepach sieci społem. Na wszystkich budynkach tego miasta widnieeje nasprejowany napis: urodzeni by kochać motor, że klub sportowy. Ze wszystkich budynków sypie się tynk i smierdzą pleśnią. Nawet najelegantszy czlowiek jakiego znam, pan menel z łohoho placu miejskiego litewskiego zasranego przez gołębie tak, że nawet w środku lata wyglada jak zasnieżony, pan menel ktory zawsze ma białą koszule, kapelusz, krawat i karmelową torbę za którą miliony szafiarek dałyby sobie pokroić twarz, nawet on miał dziś smutną twarz.

Miałam dziś spotkanie w sprawie wyboru specjalności, kobieta w wieku poprodukcyjnym, bunia która zaraz po zajęciach leci pędzić sok z gumijagód, najbardziej niekumata postać tego świata przestawila wszystkie tajemnice tegoż procederu, po czym z ufnością wypisaną na twarzy wyraziła pewność że wszyscy ludzie z mojego parszywego roku podzielą się równo na cztery grupy i 50 osób chętnie pójdzie na sraki typu psychologia rodziny. Znam CZTERY osoby ktore się na to wybierają. Cała reszta chce iść na kliniczną lub społeczną. Ale przecież zbyt uroocze byłoby, gdyby każdy mógl pójsc tam, gdzie chce:) Takie niepolskie:) Więc walcz narodzie, sraj po gaciach czy masz jakąkolwiek szanse na rozpoczęcie zajęć z tego, co kochasz, przez co poszedłes na te PARSZYWE ZDZIADZIAŁE "STUDIA" w pcimiu dolnym na dalekim wschodzie, trzęś portami pół roku bo masz same tróje obiboku jeden i marne Twoje szanse nawet na krojenie bułek na pół w barku uczelnianym. Zieleniej do woli. Żesz cholera jasna. Nie wiem czy da sie to zrozumiec. Moze większość ludzi kocha swoje studia. Może więszkość ludzi UCZY się na nich i patrzy w przyszlość opierając łokcie na drewnianym parapecie i wpatrując się z półuśmiechem w różowobłękitny nieboskłon.

Reszte pieknego dnia spędzilam
a) jedząc nalesniki w barze wegetarioańskim i dyskutując z moją jedyną koleżanką na temat pottera (lubimy i chcemy być harrym), stu lat samotności (jesteśmy ciekawe jak smakuje ziemia i wapno ze ścian ktore żarła za mlodu remedios), przyjaciół, dnia świra, tego co powyżej.
b) grając w 'jaka to osoba z roku', uzywając do tego grzebienia, wsuwek i własnych plastycznych twarzy zdolnych do zrobienia każdej miny
c) tańcząc do becka, florence, jakiejs miłej radioheadowej elektroniki i instalując adblocka co wywołało szał wdzięczności bo reklamy już nie wyskakują;)
d) wszystkie odpowiedzi są prawidłowe

A teraz powinnam umyć się i włosy, ale nie wiem czy mi sie chce. Bo zaraz idziemy na impreze 'pracowniczą', więc i ta zaśmierdne ludem, fajkami i bóg wie czym jeszcze. Poza tym nie mam sie w co ubrać:/ Ah losie słodki, daj pomyślność.

wtorek, 8 grudnia 2009

Jestem leniem. Nie chce mi sie pisać, nie chce mi sie nic, jedyne co mi sie chce to usunąć z powierzchni ziemi moje koleżanki z roku i cały ten wydział i dołączyć do Uli i jeść z nią amerykańskie kanapki. Słucham jakichś potwornych mętów typu Mayer John i zastanawiam się nad tym czy studia powinny polegać na czytaniu z kserówek i byciu tępą kujońską pipą, jaką nie jestem, kujońską w każdym razie nie. Moje studia są ciekawe i naprawwde chciałabym to wsyzstko wiedzieć, ale do zrzygania mnie doprowadza atmosfera pierwszej klasy szkoły specjalnej, ulatwiającej poślizg na śmierdzącej drodze do sukcesu wazeliny i wrogim niepożyczaniu kserówek. Osiągnęłam to stadium które zawsze przerażalo mnie u dorosłych - nienawiść do swojej pracy i mus chodzenia tam. Niby święta, niby pogoda ok, a za miesiąc będę zielona ze strachu przed milionem egzaminów jakie mnie czekają. Bolą mnie różne tajemnicze części ciała. Głowa robi PĘK prawie codziennie i oczywiście to pewnie jakiś potworny tumor ktory mnie zabije w ciągu tygodnia. Nie chce mi sie gotować, pisać, nie chce mi sie nic. Ściągam Przyjaciół bo to pokrzepia.

Niedziela - mikołaj przyszedł po raz drugi. Małżonek wylazł z łóżka i głosem radosnego elfa zagaił: 'ciekaaaawe, czy mikooołaj coś dla Ciebie zostaaaawiiiił...!' Po czym oddalił się. Za minute rozległ się odgłos sikania [tak, wiem, to takie intymne, tak odzieram swe życie ze wszystkich sekretow na wizyji, oborze] i zblazowane przepite: 'Niee, nic niema.' Ale był to jedynie wysmakowany żarcik! Mikołaj przyniósł naszyjnik idealnie oddający me jestestwo.


A małżonkowi między innymi kubas w wytłaczankę którą lubie macać, dlatego częściej ja z tego kubasa pije. Herbatę miętową z cytryną.


A dziś odzyskałam wiare w szmateksy. Poszlam do jednego olbrzymiego, takiego gdzie rankiem bobki w beretach walczą o szmaty ktore potem sprzedają na targu a wszędzie panuje wrogość no i nic nie znalazłam, bo mam wyśrubowane wymagania. Wracając do domu i myśląc o bezkresie swej beznadziejności, weszłam do małego, lokalnego lumpa. I znalazłam spodnicę CUD. Którą jakieś pół roku temu obdarzałam codziennie tęsknym spojrzeniem gdyż sto złotych to panie dziejku nie. Nie. A tu prosze, 12 złotych, mój rozmiar, z metką h&mową i jakiegoś charity shopu. Jestem w niebie. Róże. Wysoki stan. Rozkloszowaność. Kieszenie. Cud boziuniu.

Oddalam się czynić modły rytualne żeby dostać info że zaliczyłam kolokwium z zeszłej środy. Eh.

sobota, 5 grudnia 2009

No i dopadł nas weekend mikolajkowy....jak cudnie :]
Dziś rano wstałam rześka niczym proszek bryza i pobiegłam na spotkanie z mamą, która stwierdziła że był u nas w domu święty mikołaj i zrobił mi na drutach genialny czerwony pasujący do mojego czerwonego berecika małej paryżanki szalik pełen wypukłości, kulek i warkoczy oraz zakupił najcudniejszy zestaw słodyczy ever i idealnie wełniane skarpety ocieplające każde buty. Ja na to że u nas też był i upiekł ciastka. O ciastkach później, natomiast teraz moje mikołajowe domowe prezenty;)


skarpetom i milka lila stars oraz skittlesom darowałam obfotografowywanie bo każdy wie jak piękne są. bywają.
Mama dostała od mikołaja ciastka córczynej roboty i sweter który miałam na sobie - jakkolwiek żałośnie to brzmi. Szukała szarego rozpinanego swetra, a gdy zobacyzła mój, troche za duży ale nadal śliczny swapowy koleżankowy, zrobiła mine pod tytułem 'jestem mamą i z zasady niczego nie żądam tylko kocham moją córuchnę bez względu na wszystko, ale bardzo, bardzo bym chciała dziecko Twój sweter'. No i dobiłyśmy targu, w zamian dostałam czarny rozpinany z cubusa, który dużo bardziej mi sie przyda;)

Natomiast teraz pare słów o ciastkach - jako że czwartek i piątek upłynęły pod znakiem wzajmnego odęcia się z mężulem i jego oczu rozżalonego radży, postanowiłam upiec ciastka żeby chłopa jeszcze bardziej zgnoić wyrzutami sumienia że nie szanuje wystarczająco swojej dobrej kobiety piekącej ciastka i wyszywającej serwetki na telewizor. Powstało więc tysiąc ludzików, a że zdązyliśmy sie pogodzic, to teraz przy każdym ciastku ów chłop symuluje wrzaski jakie mogłaby wydawać istota ktrej odgryza się głowe, noge czy co tam sie uda oraz nadaremne wyrywanie sie z paszczy tegoż ludzika. Na załączonym obrazku biały żołnierz ciągnie swojego czarnego brata towarzysza broni który własnie stracił w walkach noge. Wieeele radości;)


No i na zakończenie jedzeniowo - moje wczorajsze i dzisiejsze śniadanie. Nabiał na czterech kanapkach - love. Najwyżej będe tucznikiem, ale dwóch rzeczy sie w życiu nie wyzbęde, masła i sera żółtego. I dzisiejsze, jako że dziś slońce nie wstało ani na chwile to robione przy swietle sztucznym, omlet z czosnkiem, ziołami i serem. I idziemy zaraz na rocznicową kolację i trzeba się ŁADNIE ubrać;]


A tatul jest w chicago i pyta co chce dostać - co mam chcieć!? Zwłaszcza jak tatul nie jest mną i nie będzie szukał odzieży bielizny butów i dodatków? To takie pytanie na koniec aby było jak komentarz ułożyć. Miłego mikołaja dziś w nocy;)

środa, 2 grudnia 2009

Jako ze sie strasznie dopominacie to owszem, dobrze, popełnie coś...
Na imprezie było nieco nudnawo i czułam się troche jak mały smark. Gdyż 30latki lubią frytki karbowane z przyprawą do ziemniaków, rżnięte szkło i własne dzieci, te spłodzone lub zaplanowane, jeszcze w postaci dwóch komór. Tak więc ja i moja nienawiść do glutaminianu sodu, niedobrych i kretyńsko pracochłonnych ciast z pięcioma różnymi warstwami masy w tym jedna majtkowo różowa, segmentowych mebli ze sklejki noszacych sto tomów paulo koeljo oraz encyklopedii z wydawnictwa wysyłkowego, i mentalności polaka małego którego szczytem szaleństwa są wakacje w rabce nie mogliśmy sie jakos odnaleźć. Za co mnie zaraz małżonek skrzyczy, że jestem niedobra i nie lubie ludzi. Oh nie.
Jedyne zdjęcia które nie są poruszone, za ciemne - gdyż obiektyw mój ciemnym jest niczym najczarniejsza czeluść - lub przedstawiające obiekty nieładne, są takie:

mąższ i jego rubinowe odęte wargi

fragment uda mega obleczonego w bociani rajtuz cudownie pasujący do kropiatej kiecy w ktorej nie da sie siedzieć i byłam półnaga

typowa reakcja ludzka na widok obiektywu aparatu mego, nieodbiegająca sensem od mojej własnej, bo ja robie głupie miny, ale ostatnio nikt sie na mnie z aparatem nie zasadza.

WYkancza mnie uczelnianość, chociaż nic wielkiego nie robie, po prostu "chodze do szkoły" i jak już wrócę, albo zanim pójde to myśle o tym że niedługo znów mnie czeka "pójscie do szkoły". Patrzenie na ludzi. Słuchanie ludzi. Pocenie sie wszystkimi porami skóry na zajęciach z klinicznej, gdzie dobrotliwy uśmiech i pocieszna zaczeska pana profesora w każdej chwili mogą sie przeksztaałcić w demoniczny śmiech zniszczenia. Dziś na przykład miałam kolokwium na które uczyłam sie wczoraj może z godzine, a potem potwornie rozbolała mnie głowa, więc zaległam w wyrze i zjadlam kilogram mandarynek oglądając w necie buty. Skutkiem tego było dzisiejsze raczej zawalenie tego kolokwium, które o ironio było dość łatwe, więc nienawidze siebie o trzykroć silniej. I wyjście w butach sprzed stu postów, w których mam metr osiemdziesiąt coś i czuje się rączą łanią. Acz wygodne nie są. Po zawaleniu kolokwium kwiczałam wiele godzin aż do teraz i będe kwiczeć do wtorku bo wtedy wyniki. Szkoda ze jestem tym gorszym typem przejmującym bo nigdy nie nastąpuje to PRZED kolokwium;/ Moja jedyna koleżanka która też zawaliła, wręczyła mi na pocieszenie trzeci sezon friendsów i powiedziała ze spokojem małego buddy że z nami koniec bo ona sie nie koleguje z przejmującymi się - jako typowy flegmatyk - ah te smakowite teorie pawłowowskie;) ja jestem cholerykiem, co można poznać po otwieraniu całej poczty jeszcze w windzie - a pisze do mnie nie byle kto, gdyż real, lidl i millenium! I spółdzielnia mieszkaniowa. Nieważne. Temat zgubił się. Mam pstro w głowie. Chce nowe buty.