tag:blogger.com,1999:blog-82425935306985086052024-03-13T12:35:20.883+01:00bzubzubzubzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.comBlogger193125tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-84748549638418846292018-07-16T12:29:00.001+02:002018-07-16T12:29:50.194+02:00Jak to, ja?Pusta kartka bloggera zawsze działała kojąco i nigdzie potem nie pisało mi się tak dobrze. Od ostatniego razu tutaj tyle się wydarzyło, że chyba nie sposób i nie potrzeba tego opisać, przecież są social media, wiadomo, że mam męża i psa, zawodowo nie ruszyłam się od czterech lat i geograficznie w zasadzie też nie, bo co to są dwa tygodnie <strike>ucieczek </strike>wakacji razy cztery lata. Na przykład ostatnie, bretońskie, które zanotowałam calutkie w pamiętniku-zeszycie i teraz nie potrafię odszyfrować i przetłumaczyć na język internetu, to wydaje mi się to odarciem z intymności tej podróży poślubnej, słodkiej jak morela. Odkąd jest Marcek, wszystko jest lepsze i spokojniejsze, a ja przecież od zawsze umiałam pisać tylko o frustracji, smrodzie, osobach z papieru ściernego i miejscach, których się brzydzę - radość kleiła mi się z pięciu przymiotników na raz i tyle. Odkąd Warszawa stała się jednym z takich miejsc (troszeczkę, ale jednak - nie podnoszę wzroku znad książki, nie siadam na ciepłych od cudzych tyłków siedzeniach, modlę się, żeby nie spotkać żadnej z osób, które znam - myślałam sobie wiele razy, żeby ocucić bezukową, niezawodną w przyjmowaniu wszystkich złośliwości i żali, a potem jeszcze zdarzyły się po drodze wszystkie te miłe postacie, które o niej wspomniały. Przelatywały mi wtedy w głowie slajdy - krzywe chodniki w Lublinie, mokra Szwajcaria, wszystkie podróżki razem z Ulą, wszyscy mali dranie, których powinnam z tych stron skasować, ale niech sobie będą, bo dzięki temu wszystkiemu, co tu pochowane, myślę sobie, że chyba jednak trochę dojrzałam do bycia trzydziestolatką, mimo tego, co mam w planach na najbliższe tygodnie i tego, że od 48 godzin - tyle jesteśmy w Polsce - smarkliwie płakałam już jakieś pięć razy. Więc otwieram pamiętniczek z młodości, dziś już mocno starodawny w formie, i zobaczymy.bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-74533112327295680992015-09-01T22:55:00.002+02:002015-09-01T22:55:24.416+02:00Ostatnie chwile upału.<br />
Ciemno o dwudziestej i tak gorąco, jak gdyby człowiek stał w czyimś oddechu. Groźnie. Uciekam do domu. Jakby coś miało zaraz uparzyć, pedałuję jak najszybciej, bo znam na pamięć wszystkie dziury na poboczu Grochowskiej. Dobrze jest wyjechać z centrum, robi się pusto i zwyczajnie, ludzie jadą do swoich kanapek na kolację, telewizorów, do siedzenia bez spodni przy otwartym oknie i balkonie, zabijania komarów, które przez to okno wlazły. Chociaż nie, w tym roku komary uschły na wiór.<br />
<br />
Jestem supłem.<br />
Wisła wyschła, a mnie zalała klęska urodzaju. Dwie prace marzeń jednocześnie, a więc niewykonalnie. Czyli skończę z niczym, wrzodem, alkoholizmem, zanikiem mięśni i wielkim kołtunem na głowie. Jak taka wielka piramida ludzka, wszystko balansuje, a na szczycie dziewczynka, która niechybnie się spierdoli, tylko jeszcze nie wiadomo kiedy i nie wiadomo czy się nie złapie po drodze jakiejś łydki, kostki, ręki. Nie umiem nic udawać, zdradzać i chować, moja twarz pokazuje wszystko od razu. Jest więc supłem i zgryzotą, kreska między brwiami coraz głębsza, dorosłość coraz dotkliwsza, nie narzekaj innimajagorzej, ale ja umiem tylko widzieć możliwe katastrofy. Podobno to niezdrowo i nie warto, bo katastrofy przeważnie się nie wydarzają. Jak to jest być pogodnym i dobrej myśli? Na dniach się dowiem, czy da radę dwie pieczenie na jednym ogniu, a jeśli się da, to chyba sobie sprawię terapię, bo będzie mnie stać.<br />
<br />
A i tak najbardziej to bym chciała się nagle zatrzymać. Albo łazić całe dnie i tylko robić zdjęcia, a potem czekać pod Relaxem, aż mi je wywołają.<br />
<br />
I iść na kawę z Filipem Springerem (ale serio). Chłonę każde słowo z bloga, bo przeczytałam już wszystkie książki, a do wypłaty i wizyty w tej żółtej od środka i skrzypiącej kamienicy z księgarnią wydawnictwa Czarne, która ciągle wygląda i pachnie trochę jak Lublin, a trochę jak w remoncie, jeszcze chwila. To są te chwile, kiedy się zatrzymuję, dlatego najmilsze.<br />
<br />
Niby mądrzeję, a tak naprawdę wcale nie. Po prostu robię się coraz mniej naiwna i coraz bardziej zmartwiona do wewnątrz. Bo nie tylko nie ma komu upiec chleba, nie ma komu się wymartwić.<br />
<br />
Wszystko dobrze, wręcz przesyt, a bida.<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-73551587664913386672015-07-12T19:13:00.001+02:002015-07-12T19:13:29.724+02:00
<style>
<!--
/* Font Definitions */
@font-face
{font-family:"MS 明朝";
mso-font-charset:78;
mso-generic-font-family:auto;
mso-font-pitch:variable;
mso-font-signature:1 134676480 16 0 131072 0;}
@font-face
{font-family:"Cambria Math";
panose-1:2 4 5 3 5 4 6 3 2 4;
mso-font-charset:0;
mso-generic-font-family:auto;
mso-font-pitch:variable;
mso-font-signature:-536870145 1107305727 0 0 415 0;}
@font-face
{font-family:Cambria;
panose-1:2 4 5 3 5 4 6 3 2 4;
mso-font-charset:0;
mso-generic-font-family:auto;
mso-font-pitch:variable;
mso-font-signature:-536870145 1073743103 0 0 415 0;}
/* Style Definitions */
p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal
{mso-style-unhide:no;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
margin:0cm;
margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:12.0pt;
font-family:Cambria;
mso-ascii-font-family:Cambria;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"MS 明朝";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Cambria;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
.MsoChpDefault
{mso-style-type:export-only;
mso-default-props:yes;
font-family:Cambria;
mso-ascii-font-family:Cambria;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"MS 明朝";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Cambria;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;
mso-ansi-language:CS;}
@page WordSection1
{size:595.0pt 842.0pt;
margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt;
mso-header-margin:35.4pt;
mso-footer-margin:35.4pt;
mso-paper-source:0;}
div.WordSection1
{page:WordSection1;}
-->
</style>
<br />
<div class="MsoNormal">
Cukier puder.</div>
<div class="MsoNormal">
Roztkliwia mnie i jest uniwersalną szczęśliwością. Na jagodach,
na naleśniku, na racuchu w Wigilię. Na naleśniku najbardziej, błyszczącym od
masła, robiła takie babcia i faszerowała je serem z rodzynkami. Smażyła już złożone w trójkąty i kładła na
kołderce z waniliowego cukru i przysypywała właśnie pudrem. Zjadałam takie
cztery. Zobaczyłam ten cukier puder, jak wyfruwa z pudełka na moje jagody w kubeczku i zatęskniło mi się do pisania. Nie to żeby konkretnymi słowami, tak
po prostu do wypisywania tego, co zgrzyta, mimo że to przecież takie nieważne
chybotliwe problemy. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Po śniadaniu zaległam w szarej, szeleszczącej kołdrze
(jednolorowa pościel to moja nowa ulubiona dorosła wersja łóżka) ze Zwykłym
Życiem, książką Breakfast Bible, nowym Kukbukiem (to tak bardziej z obowiązku,
odkąd go tworzę, o ironio, nie jestem na bieżąco), Spitzbergenem z wydawnictwa
Czarne (którego księgarnię obrabowałam jakiś miesiąc temu, po strasznie
sztucznym wywiadzie, który przyszło mi prowadzić z szefową tajskiej restauracji
koło Placu Zbawiciela – księgarnia miała spełnić rolę ryżu na mleku i swetra,
czyli kojącą) i komputerem. Zaczęłam czytać Polę Paris od podszewki sprzed
dwóch lat i zrobiło mi się smutno. Bo. Chęć pisania pojawiła się razem z
przerażeniem, że nijakość i kopia. Wszystko kalka, każdy mówi cudzymi słowami,
nic nie wymyślił sam, oprócz siebie samego, złożonego z puzzli, albo może to tylko ja. Nie wiem i wprawia mnie to w
drżenie. Nawet teraz nie słyszę w swoich słowach swojego głosu i nie wiem jak
on brzmi w ogóle, który to był ten mój całkiem? Ten o cierpieniach młodego
Wertera czy o kpieniach lubelskiego studenta? Nie pamiętam. Może tylko przy
niedzieli.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Pola Paris twierdzi, że jak można nie lubić niedziel, a ja
właśnie za to ich nie lubię, że już jutro trzeba będzie coś musieć i ta groza
mi promieniuje już na dziś. Mam wpisane w jestestwo martwienie się na zapas i
właśnie teraz to się wydarza: nie napisałam tekstów w piątek a tym bardziej
dziś (vide szara kołdra), im więcej ich nie napisałam, tym więcej suchych
pestek po morelach poniewiera się po stole. Wpadłam w obsesyjno-kompulsywny
nastrój wobec bobu. Zjadłam pół czekoladowej wedlowskiej choinki, która nawet
nie była dobra. Oraz pół papai, która smakowała jak Porto w grudniu i przy której trochę się wstydziłam zdrady polskich owoców lata. Nadal pusto. Powiem to na głos, na litery: dziennikarstwo kulinarne odebrało trochę radości z jedzenia, bo gdzie miejsce na równowagę praca życie? Zaburzenia
odżywiania ciągle na tapecie. Zaburzenia tożsamości dziś, bo niedziela, bezruch
wymarzony znowu okazał się być brzemieniem. Upiekłabym ciasto, ale jestem na
nie zbyt pojedyncza i żarłoczna. Niech no już zacznie lać, a najlepiej niech
przyjdzie jesień. Dobrze, że nikogo tu nie ma.</div>
bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-15271022001648878392014-11-20T23:13:00.001+01:002014-11-21T09:59:45.102+01:00Nie lubię być smutna kiedy pierwszy raz w sezonie pada śnieg. Wewnętrzne dziecię chce się rozradować gdy widzi paproszki na tle latarni (bo od godziny 15 ciemno), wiec jak przeczytałam w półśnie, że od jutra (od dziś) śnieg, to trochę nie wiedziałam co z tym zrobić. "Pora wstać z wyra i iść cieszyć się życiem" powiedział Konwicki gdy jechałam uwieszona rurki, omijając skrupulatnie pierwszą (tak) linię metra. W której miałam w tym tygodniu przygodę.<br />
<br />
Jak często zdarza mi się uśmiechać do obcych ludzi w publicznym transporcie - czasami, zwykle to przemiłe dziadziusie. Jak często obcy ludzie odwzajemniają uśmiech - z rzadka, raczej mają w poważaniu. Nigdy nie mów nigdy nie dziękują, przecież to logiczne.<br />
<br />
Jak często (troszeczkę celowo) tak udaje się zakląć rzeczywistość, żeby wpaść na ten uśmiech dokładnie 24 godziny później - no rzadko (nigdy). Trochę straszno, że pewnie takie rzeczy zdarzają się tylko jeden raz. Ale synchronizacja czasowa ma wiele wymiarów, się okazuje.<br />
<br />
Kolejne 12 godzin później siadam do taksówki jadącej w takie zakamarki Warszawy, ze nawet nie ma latarni przy drodze, a jak w słupie świateł widać nagle psa, to jest wielka bestia. Sto razy pada 'przepraszam', dostaję nawet batonika z okazji 'przepraszam' i nie ruszam się prawie wcale bo nie wiem co się dzieje. Raz po raz widzę ostrzegawcze race gdzieś tam na ciemnym niebie. Co by powiedziała mama. Nie wiem gdzie jestem ani z kim, a w ogóle się nie boję. Potem włażę na parapet, podkulam stopy i słucham gramofonowej płyty, wdycham kurz z książek i czekam na senność, która by kazała iść do domu, ale wtedy pękłaby ta dziwna bańka mydlana. Milczę trochę dlatego, że nie wiem co powiedzieć, a trochę dlatego, że chcę tylko słuchać. <br />
<br />
Jak często (bardzo często) wpada się na taki krzywy uśmiech w nieodpowiednim momencie. Odwidziałoby się, odstało, ale wtedy nie byłoby o czym rozmyślać, co nie?<br />
<br />
Ciężko jest podejmować racjonalne decyzje, a jeszcze ciężej nie mieć nic do powiedzenia. Znowu mam 6 lat i ktoś chce mojego dobra, a ja chce wrzeszczeć, bo to jest zawsze gówno prawda. Kilka lat, kilka miesięcy, kilka tygodni, kilka godzin. Trochę mi się odechciewa spoglądać na następną datę ważności. Zawsze nawias obustronnie zamknięty, po cholerę w ogóle otwierać.<br />
<br />
Dobrze że moja cudowna praca i warszawskie ścieżki prowadzą mnie w cieplutkie kąty, na przykład życiowstręt (a może właśnie tym razem wszystko by się udało) znika, gdy turla się po blacie bułeczki grahamki. (Czemu ja zawsze, czemu znowu) zagłusza się tańcami w czapce córki rybaka, z dwulatkiem i jego rodzicami, do Michaela Jacksona i piosenek z programu Ciuchcia. <br />
<br />
Więc, gdy spadał pierwszy śnieg, stałam w ciepłej czapie, butach w mące, z pieczonym jabłkiem w brzuchu i winem nie nouveau we krwi. I nawet mi było niesmutno.<br />
<br />
Jak często zdarza mi się uśmiechać do obcych ludzi? Unikam. Nie podnoszę wzroku znad książki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-GA0wSVOC5Bk/VG5mIVWswSI/AAAAAAAAEPU/D3xJruMGPhY/s1600/Zrzut%2Bekranu%2B2014-11-20%2Bo%2B23.07.03.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-GA0wSVOC5Bk/VG5mIVWswSI/AAAAAAAAEPU/D3xJruMGPhY/s1600/Zrzut%2Bekranu%2B2014-11-20%2Bo%2B23.07.03.png" height="636" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<br />
<br />
<br />
(Mój własny melodramat nawet mnie samą strasznie żenuje, a inaczej chyba nie potrafię, do tego miła anonimowość gdzieś się gubi, więc oświadczam, że blog pewnie niedługo zostanie zamknięty. Pojedyncze myśli możecie śledzić na twitterze, a obrazki na instagramie. W razie czego zapiszcie sobie maila, chętnie przyjmę też papierowe listy z pogróżkami. To było ładnych kilka lat ewolucji i akrobacji. Może za kilka lat wrócę z blogiem parentingowym, hehe.)bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com39tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-19043460149381461842014-08-17T23:54:00.000+02:002014-08-17T23:56:44.356+02:00Trzy dni na daczy w Wildze i najgłupsze myśli idą sobie w las.<br />
<br />
Jeszcze trochę gryzę usta nad poziomkami, w ręku mam gliniany garneczek, w głowie wścieka się złość na dupków durniów i innych
kłamców, ale coraz mniejsza, bo po co sie denerwować, skoro znikają w samą porę i potem to nie ja będę się martwić, że ktoś jest niedorajda i frajer, a został ojcem moich dzieci, na przykład. <br />
Wystarczy dać się obudzić od walącego w dach deszczu i leżąc w czerwonym ciepłym kokonie śpiwora wąchać zapach drewnianej chatki. Potem wyleźć w tym śpiworze na taras i czytać wysokie obcasy, przytulać parujący kubas, kiwać stopą, odmawiać psu gonitw z kijem.<br />
Tak, jeszcze poproszę psa do głaskania, ten jest taki, że pakuje Ci się na kolana w samochodzie, bo jest przerażony, że go ktoś znów wyrzuci (gdy idzie się z nim na spacer, zawsze spotka się dresiarza, mafioza albo innego wariata, który mówi: 'ej, to kiedyś był mój pies, tylko mi spierdolił jak tylko go zaszczepiłem i mu kupiłem zabawki!' - bardzo bym chciała, żeby opowiedział nam swoje życie). W toku kolejny etap pragnienia zwierzątka, to się skończy jakimś towarzystwem, no naprawdę.<br />
<br />
Zawsze głodni, jemy ciągle. Jajecznica paruje z wielu talerzy, obok niej kłąb orzechowej rukoli, pomidory malinowe, małe cukinie smażone ze szczypiorkiem czosnkowym, chałka z masłem i wielki chleb, cały w mące, ze sklepu Borowik, też z masłem. Pokrojona w cienkie plastry kalarepka z solą.<br />
Żeby spalić te wszechświaty, idziemy na spacer nad bure wodne oczko, nad którym karki i wąsacze chrupią prażynki i
opalają w pochmurny dzień brzuchy tuż koło śmietnika pełnego puszek po
Tatrze. Robimy zdjęcia dyniom, porywamy z drzewa śliwki, planujemy spływ
tramwajem wodnym ZTM do Otwocka (powrót pod prąd trwa 6 godzin - trzeba
zabrać sto trzydzieści tysięcy tartinek, alkohol i gry planszowe). <br />
<br />
Wieczór, ćmy nic nie zmądrzały od zeszłego lata, kna deser po dziecinnych grzankach z serem i siekanymi pomidorami są karczochy - one parzą palce, a nalewka bazyliówka gardło (będzie w jesiennym kukbuku). Każdy karczochowy listek taplamy w oliwie z ziołami i czosnkiem (a gdyby tak w holendrze...), a serce nam przymyka oczy z zachwytu. Kolejna super erotyczna rzecz do jedzenia, tuż obok rybich policzków i raviolo con uovo (na dniach ochota pęknie i wbiję w toto wreszcie nóż, przysięgam, szukam jeszcze odpowiedniego towarzystwa, żeby się poroztkliwiać). Potem zwijamy się na kanapie i jemy krówki ('no weź na pół'), a na sękatej ścianie sękaty film z projektora.<br />
<br />
Kolejny poranek to osiem kilometrów biegu po puchatym poszyciu,
rozrywanie czołem nitek babiego lata i zbieranie kurek w garść. Taki
las, że do wdychania. Ostatnie pięćset metrów ścieżką Leśnych Ludzi sprintem i każdy krok wytupuje te resztki wkurwu i podrywa jakieś kaczki czy inne gawrony, w powietrze. Gdy namydlam głowę, kończy się ciepła woda. Kawa pita sinymi ustami dwa razy bardziej przepyszna. Na koniec wakacji łoimy partyjkę w scrabble. A potem kończy się woda w ogóle i zęby płuczemy resztką która została w ekspresie do kawy. Pakujemy manele, śpiworki, psa i jedziemy na chaczapuri - kolejne odczarowanie dupkowej historii, ponieważ jedna z randeczek to była gruzińska kolacja, jako sam początek końca - pamiętam że po jakiejś zaskakująco męczącej rozmowie pomyślałam, że chciałabym stracić przytomność.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-lXgNb-k1ejI/U_EhbEXjmLI/AAAAAAAAEJk/fhsSsArYD1M/s1600/IMG_0004_2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-lXgNb-k1ejI/U_EhbEXjmLI/AAAAAAAAEJk/fhsSsArYD1M/s1600/IMG_0004_2.jpg" height="400" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-2BuSwngCE3k/U_EhhS3ujqI/AAAAAAAAEKU/ZzqznEESXv0/s1600/IMG_0009_2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-2BuSwngCE3k/U_EhhS3ujqI/AAAAAAAAEKU/ZzqznEESXv0/s1600/IMG_0009_2.jpg" height="400" width="400" /></a></div>
<span id="goog_535516324"></span><span id="goog_535516325"></span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-uPZiho4hQRU/U_EheGZW4xI/AAAAAAAAEJ8/BC8Lr-jfUCE/s1600/IMG_0006_2.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-uPZiho4hQRU/U_EheGZW4xI/AAAAAAAAEJ8/BC8Lr-jfUCE/s1600/IMG_0006_2.jpg" height="400" width="400" /></a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-Q1T65CavjQk/U_Ehg_q5ZUI/AAAAAAAAEKQ/3qypv5fehWQ/s1600/IMG_0008_2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Q1T65CavjQk/U_Ehg_q5ZUI/AAAAAAAAEKQ/3qypv5fehWQ/s1600/IMG_0008_2.jpg" height="400" width="400" /></a><a href="http://2.bp.blogspot.com/-2BuSwngCE3k/U_EhhS3ujqI/AAAAAAAAEKU/ZzqznEESXv0/s1600/IMG_0009_2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"> </a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-sghQoLrMYlM/U_EhdrNaJNI/AAAAAAAAEJ4/W6HaQRyRHys/s1600/IMG_0005_2.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-sghQoLrMYlM/U_EhdrNaJNI/AAAAAAAAEJ4/W6HaQRyRHys/s1600/IMG_0005_2.jpg" height="400" width="400" /></a> </div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Ja wiem, że ten blog jest o niczym i bardzo za to przepraszam wszystkich, którzy zbłądzili. Jak komuś zamontowali stałe łącze w okolicach roku 2003 to jeszcze rozumie ideę blogów, które nie prawią okrężną drogą o hajsie. Nie wiem jakie mam statsy. Myśli odsiewam, a że komuś chce się je czytać, wspaniale. Przypominam, witać się na ulicy! Na glutenowe spotkania zapraszać! Jeśli komuś się chce. Skoro przeczytał tyle słów o weekendzie na daczy w Wildze...<br />
<br />
No dobra, to Wy tu sobie kończcie weekend a ja się tymczasem terapeutycznie wryję twarzą w świeże pranie. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com27tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-45365951495373054442014-08-12T23:59:00.000+02:002014-08-13T00:01:02.796+02:00Trochę ponad trzy miesiące temu wszystko było takie oswojone, a wy i tak już wszystko wiecie z twittera. No ale dobra, nadajmy farsie narrację.<br />
<br />
Zaczęłam wieczór o 17:00 i to był ostatni dzień kwietnia. Urodziny mojego młodszego brata. Zaczęłam od porządnie napełnionego kieliszka białego wina i croque monsieur, a na lancz tego dnia był tort i łzy, bo z pracy odchodziła najmilsza buzia. Czy jakoś tak.<br />
<br />
Zostawiłam klucze gościom, którzy pojechali na moją kanapę i po raz niepierwszy i nieostatni łamiąc prawo, wgramoliłam się na rower - ilość sera w kanapce złagodziła wpływ wińska. Zjechałam radośnie z największej górki i wtedy właśnie zatrzymała mnie policja.<br />
<br />
Życząc miłego wieczoru.<br />
<br />
Zjechałam by wjechać, wjechałam żeby pić dalej - najmilsza buzia opuszczała miasto. Przyszłaś dwa kieliszki wina później i zaczęłyśmy rozmawiać o wstydach ubiegłego roku. O tym z kim się ostatnio całowałam, a obok kogo obudziłaś się Ty. W ostatniej chwili wyrwałyśmy się z duchoty i przebiegłyśmy przez Puławską, na lody. Makowe i kokosowe. I przy tych kokosowych zaczęłaś mi opowiadać o chłopaku, który nosi bordowe koszulki i wie, dlaczego czeska literatura jest jedną z najlepszych literatur. Wróciłyśmy w duchotę i w wino, a potem piechotą na Plac Zbawiciela, co chwilę nabijając sobie siniaki na łydkach o pedały mojego roweru - mam je do dziś, ale to chyba nie te same, panta rhei, czy coś. O wszystkim zapomniałam. O złożeniu bratu życzeń też.<br />
<br />
Następnego dnia było jajko na grzance, waniliowy twarożek jedzony na spółkę pożyczoną z SAMa łyżeczką na dachu biblioteki uniwersyteckiej i cała ta sławna spięta majówka. Wiele kilometrów dalej weszłam na dach, z rękami w kieszeniach spodni łobuza (nowoodkrytego i całkiem pewnego siebie), popatrzeć sobie na Bielany. Skoncentrowana całkiem dobrze na teraźniejszości i buchającej zieleni. Nic się nie działo i to było takie dobre. Chociaż oczywiście, że byłam odrobinę niezadowolona.<br />
<br />
I nagle wszystko na łeb na szyję, cała misternie uklecona równowaga. Przedstawiłaś mi tego przemiłego kolegę, mistrza autoprezentacji. Rozpoczęte cudownym koncertem Florence&The Machine dwa tygodnie zachwytu i wyszczerzu absolutnego, a potem gasnący ten durny naiwny uśmiech, przechodzący stopniowo w zmarszczenie brwi. Ale może tak to teraz bywa?<br />
<br />
Gdzieś tam trzynasty lipca, o ironio ta ostatnia niedziela, ale naprawdę. Z tych niedziel, kiedy pogoda jest dokladnie taka jak przez całe dzieciństwo, balans równowaga i przygoda. Jeden z tych dni, kiedy od wstania z łóżka do pójścia spać mija duzo wiecej godzin niż te kilkanaście, bardziej kilkadziesiąt. Jeden z tych wieczorow, kiedy musi byc spacer, bo w domu powietrze (włosy?) pachnie śmiechem i tęskno. W zebranych na oślep częściach garderoby i ignorancji bieliźnianej, z różowymi oczami odciśnietymi w takie wzorki, że muszę popatrzeć w ciemne drzewa i neony te co zwykle, praskie twarze psy i kamienice, pooddychać chłodem. Lipiec miesiącem nowej jakości chaosu, zapowiedzianego dramatu. <br />
<br />
No i dziś. Kolejny raz nie robi w sumie zbyt dużego wrażenia. Zawczasu obliczyłam sobie jak to zrobić, żeby jak najmniej piekły policzki. Wszystko już było, wszystkiego się już spodziewaliśmy, można wrócić na doskonale znane tory wzdychania i katowania playlisty „tramwaj śmierdzi”. No surprises. <br />
<br />
(To w końcu ściągam myślami te pechy czy też może nie wierzę, że to możliwe?)<br />
<br />
Ale te kłamliwe oczy, no naprawdę. W ramach walki ze zniesmaczeniem wsadzam palec w słoik z masłem migdałowym, które ukręciłam jeszcze pełna nadziei na sercowe lepsze kiedykolwiek. Znów mi się chce takiej niewinnej destrukcji, gdybym paliła, to teraz nie wyjmowałabym papierosa z ust, może nawet nauczyłabym się zaciągać. A tak, zamiast chain smoking mam chain chocolate eating. No więc tak, palić i niefrasobliwie mieszać alkohole.<br />
Nosić sztuczne tkaniny i obgryzać lakier z paznokci. Przejeżdżać policji przed nosem i walić pięścią w maski taksówek, które przejeżdżają tak blisko mnie, że ocieram się łydką o drzwi. A przecież nie mam nawet ubezpieczenia zdrowotnego, przez chwilę.<br />
Co tydzień rzucać się biegiem w trasę i mieć w nosie stawy biodrowe,
które zaczynają napieprzać po siódmym kilometrze i nie przestają przez
następne trzy dni. Czekając na ich regenerację, w kostiumie we fruit loopsy w najwyższym wkurwieniu młócić wodę w pływalni Szuwarek i wracać w różowym zmroku rowerem, z mokrymi włosami.<br />
Zjeżdżać szybko z górki z Belwederskiej, pęd wywiewa wszystkie głupie myśli. A podjazd rzeźbi udeczko.<br />
<br />
I te tchórzliwe nieszczerości, było już kiedyś takie lato. Na śniadanie chrupki norweski chleb ze świeżymi ziołami i serem i teraz za każdym razem gdy kuchnia pachnie bazylią, czuję tamten
lipiec i tamte kombinacje.<br />
Nigdy, przenigdy, nie mogę sobie już pozwolić na marnowanie czasu w oczekiwaniu na. I ogólnie, nie
mieć za wiele oczekiwań. No po prostu nie. Człowiek umie tak doskonale zgłupieć wtedy, układać sobie rzeczywistość na podstawie tego, co mu w głowie urosło, przestać łączyć fakty i wyciągać wnioski.<br />
<br />
No więc znów jest po staremu. O wszystkim zapomnę, mam to wytrenowane tak jak mięśnie łydek. Jak tylko wyciągnę z powrotem ufnie pożyczonego Kunderę, znów zacznę słuchać marcowych i kwietniowych piosenek, trochę tęsknić za dżunglą i czekać na jesień. A potem polecę na tydzień na croissanty, pastel de nata i belgijskie wafle i nie chcę już o nikim żadnym hej Kasia idealnym dla Ciebie kimś. Ani. Słowa. Zanieistniejcie wszyscy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-_28vKJ6UqrE/U-qN4BFoxmI/AAAAAAAAEI8/UMienedKaZg/s1600/IMG_3688.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-_28vKJ6UqrE/U-qN4BFoxmI/AAAAAAAAEI8/UMienedKaZg/s1600/IMG_3688.JPG" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Nie wiem jak ten świat działa, a przecież taka już jestem stara, że chyba coś powinnam ogarniać. Niech już będzie 'jesień czupurna', gruszki, żółte swetry, nowe początki, stare końce.<br />
Do zobaczenia wtedy.<br />
<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-5913582472978247302014-07-05T20:41:00.001+02:002014-07-05T20:41:06.947+02:00Co jest pewne, to fakt, że Praga jest absolutnie zachwycająca. <br />
<br />
Wracałam dziś rowerem ze sprawunków sobotnich. Wzrok mętny, bo w domu robota, a w środku jakieś typowe smuteczki. Lokalne menele dręczyły ślicznookiego chłopca ("no daj pan chociaż dwa grosze!") i w momencie gdy obejrzałam się, czy już go tłuką, doścignął mnie pan w cytrynowej koszulce polo. Miał nogi ogolone dokładniej niż ja (dziś rano znów krwawa masakra, czy z tego się wyrasta?) oraz damskie okulary przeciwsłoneczne D&G.<br />
"O czym pani marzy?"<br />
Chichoczę zakłopotana, bo dobrze wiem o czym, ale że staram się tego jeszcze nawet na głos nie myśleć, to że tej chwili o kolacji (duszone na maśle kurki, ugotowany bób, bryndza, świeża i włochata nieśmiała mięta). Liczyłam na jakiś grubszy wątek egzystencjalny, albo chociaż marzenie na wymianę.<br />
"A czy ja mam sobie (zdejmuje D&G) zrobić botoks pod oczami? A włosy na blond, taki bardzo jasny blond?"<br />
Nie wiem proszę pana, mężczyźni potrafią się pięknie starzeć.<br />
"A czy ma pani partnera? (pomrukuję, mieszcząc w tym dźwięku całą niekonkretność świata). A ile ma lat? Bo pani to tak koło dwudziestki to on pewnie botoksu jeszcze nie potrzebuje! A co by pani zrobiła, gdyby załóżmy, pani partner miał wiele koleżanek i chciał z jedną, dajmy na to no nie wiem, Patrycją albo Pauliną, imiona tak wymyślam, pojechać na dwa tygodnie do Los Angeles, bo pani nie miałaby czasu? Pytam dlatego, bo wie pani, my polki (tak.) to podobno jesteśmy bardzo wysoko na takiej liście na temat zazdrości, że strasznie zazdrosne jesteśmy. Amerykanki dajmy na to w ogóle nie są zazdrosne o swoich partnerów, ale ja myślę prosze pani, że to bardzo dobrze, że my jesteśmy takie, bo to znaczy, że nam zależy. Ale ja tam nie oceniam, też bym nie puścił. O, pani widzę tu mieszka, to do widzenia!". Nawet Witkowski by go lepiej nie wymyślił.<br />
<br />
I pojechał radośnie i dobiłam do domu ja. Do swojej kolacji, do trzech książek które właśnie kupiłam, bo już nie mogłam wytrzymać bez kąsającej literatury, takiej co to nie da rady się nie zadumać. <br />
<br />
Strasznie mi czasem dobrze, jak jem jagody z emaliowanego garnuszka, albo jak jadę rowerem i jest trzecia nad ranem i łaskoczą mnie usta i powieki. Dziś mnie nic nie łaskocze, oprócz sumienia, bo pisanina leży i czeka. Od tygodnia jestem redaktorką KUKBUKa, fantastyczne uczucie, ponad wszystkimi innymi zmiennymi uczuciami.<br />
<br />
A czasem strasznie źle zupełnie bez wyraźnego powodu. Ale nie z życiem, tylko z samą sobą. Przecież watą cukrową też się można udusić. A jak ktoś czasami przytuli Cię tak, że stopy dyndają gdzieś tam nad ziemią, to najpewniej stracisz kontakt z rzeczywistością. Muszę się pilnować w każdej minucie.<br />
<br />
Wczoraj wieczorem też wracałam do domu rowerem, na leciutkim rauszu, w jednym z moich ulubionych momentów dnia, kiedy z każdym mrugnięciem robi się ciemniej, ale niebo jeszcze kolorowe. Praga zaczynała świętowanie weekendu. Dwóch bardzo pijanych delikwentów spotkać się miało w bramie, szli powoli i zygzakiem, patrząc ku sobie rzewnie. Wtem jeden z mozołem wyciągnął rękę, drugi otworzył usta, bo wiedział co nastąpi, nagle spotykają się: dłoń się otwiera, drobniaki lecą na chodnik. Bardzo to było teatralne.<br />
<br />
A ja sobie trenuję koncentrację na teraźniejszości, bo to pozwala zapanować nad neurozą.<br />
Na szczęście w teraźniejszości nie kończą się maliny i jagody, kurki, ciepłe od słońca pomidory malinowe na zimnym twarożku, no i ta praca, gdzie za oknem ogródek ziołowy, a ja wierzę w każde słowo, które piszę. Nie kończą się ludzie wokół, do jedzenia słuchania rozmawiania. Nie kończą się póki co także <a href="https://www.youtube.com/channel/UCAskl5pFqXmRv33qLaiXR7Q" target="_blank">filmy studia Kadr na YouTube</a> (czarno-biała polska melancholia, cudowne). Ani wino, ostatnio.<br />
Zobaczymy co będzie, zawsze zostanie nam lato i kłos na ręku. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-zZjTjwpj35E/U7hEboTMuiI/AAAAAAAAEH4/k-iy9PppoSo/s1600/IMG_3412.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-zZjTjwpj35E/U7hEboTMuiI/AAAAAAAAEH4/k-iy9PppoSo/s1600/IMG_3412.JPG" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-64505230208692531512014-06-07T22:52:00.000+02:002014-06-07T22:52:56.770+02:00Podłoga w tramwaju obrzydliwie się lepiła, jakby menelowi wylał się sok ze śmieci, ale i tak nie warto było podnosić wzroku wyżej niż poziom odzianych w spodenki w kancik/rajtuzy kolan chomiczków świeżutko wyplutych z klatek na Domaniewskiej. Więc to był zupełnie zwykły dzień. I otępienie w oczach i marzenie, żeby już można było zjeść wielką wielodaniową kolację i wpełznąć pod kołdrę, nawet o tej 20, to już przecież wieczór. Meksyk nadal był w Meksyku, opalenizna nieaktualna, długie minuty walenia głową w ścianę biurowej toalety po każdym nowym briefie czy uwagach do ulotki o pralkach odbębnione. I właśnie wtedy dostałam wiadomość od Uli. W ostatniej chwili, mam wrażenie.<br />
<br />
Listek peonii trzęsie się jak głupi od pisania i od powiewów zza okna, bo nastało już moje drugie lato tego roku. Wata w powietrzu. Wata w domu wata w nosie wiosna w nosie. Peonia się kuli. Rozkula.<br />
<br />
Od momentu otrzymania tamtej wiadomości minęły dwa miesiące. W tym czasie (a tak konkretnie to jakiś tydzień temu) udało mi się osiągnąć absolutny szczyt marzeń zawodowych. Rzuciłam papierami - na zawsze zapamiętam ten moment gdy wokół mnie stało, kibicując, kilka osób z oczami ciemnymi od frustracji, a ja jako kolejna w firmie składałam podpis na wypowiedzeniu i śmiałam się na głos, że to już, że to TERAZ. Od lipca nowy wspaniały świat (boje się go nazwać, bo wtedy pewnie stłuczecie mnie kijami, że śmiem tak kwękać, ale jak mawia jedna z moich ulubionych osób, to jest mój blog i mogę tu pisać nawet o połowie ośmiornic, jak trzeba będzie).<br />
<br />
Nigdy w życiu tyle sobie prywatnie nie tańczyłam, w samych majtkach znów, albo nawet jadąc rowerem, palcami postukując w hamulce. I nawet zawiści nie było (cudze szczęście boli wszystkich, prawda), biurowi towarzysze niedoli poczuli się nawet odrobinę zmobilizowani do poszukiwania czegoś, co im nada tak rozkosznych rumieńców.<br />
<br />
A potem znów zaczęłam klasycznie oklejać się niepokojem. <br />Co jeżeli. Co wtedy. Jak.<br />
No bo ale przecież od nieprzytulania boli mnie już skóra i nie mam komu upiec ciasta z truskawkami, a jak upiekę sobie, to zjem, a to niedobrze, tego nie chcemy. <br />
Ale przecież wieczne przekładające spotkania koleżanki przestają odpisywać na wiadomości, więc nawet nie mam komu pokazać, że nareszcie mi wesoło.<br />
Ale jak wyciągnąć palec ze słoika z masłem orzechowym.<br />
Ale nie mam ani jednego dnia urlopu i obecna robota będzie ze mnie wysysać siły życiowe do ostatniej pracosekundy, a przez audyt - mam wrażenie że to jakiś abstrakt, kopniak od szatańskiego korpopierwiastka - muszę codziennie być w biurze bladym świtem o 8:30. I nic nie robić przez 9 godzin. Tak wygląda okres wypowiedzenia, siedzę po turecku i przewijam wszechświat. Powinnam sobie zrobić kalendarz adwentowy a w każdym okienku setka żołądkowej.<br />
Ale mama się nie ucieszyła, tylko przestraszyła. Że ALE JAK TO RZUCIŁAŚ PRACĘ (wyczułam caps locka przez telefon). <br />
Ale ciasno mi w biodrach.<br />
Ale co jeżeli, no nie wiem sama, nigdy nie będzie na sto procent dobrze? Lepiej zasmucić się już teraz.<br />
<br />
Fatalizm asekuracyjny, nazwała to Agata. Nadanie imienia nijak nie pomogło zlikwidować sprawy. <br />
Dekulizacja peonii.<br />
<br />
Dobrze, że chociaż są truskawki. Idealne na bulimiczne nastroje, każda jedna sensem życia, bo 'gdy jem truskawki, moja tragiczna koncepcja świata unicestwia się w zachwycie, że jem truskawki', chociaż nigdy nie wiadomo, kiedy trafi się taka smakująca grobem i złem. Dobrze, że istnieją lody maślane i Solec, ciepłe ciężkie pakieciki burrito z Gringo Baru, kozi sernik i hummus i moje ulubione jedzenie dla świtezi: kasza z twarogiem, olejem lnianym, pestkami i ziołami, kasza z botwiną i koperkiem, kasza z owocami, wodą różaną i migdałami. Kasza to nowy sens mojego życia (masło zostało odrobinę zdetronizowane ze względów biodrowych). Jak Boga kocham, wytatuuję sobie kaszę, dokładnie w ten czwartek.<br />
<br />
Ciekawe czy miał jakieś plany na ten czwartek człowiek, którego dziś nie spotkałam. Jechałam sobie Mostem Świętokrzyskim, na samym środku jezdni migały czerwone i
niebieskie światła, a przy barierce stali policjanci, strażacy i
ratownicy, smętnie wpatrując się w wodę. Bardzo to było otrzeźwiające.<br />
I nagle nie mam problemów i dojadę do drugiego brzegu.<br />
<br />
Co jest z nami, że wszystko jest nie tak. Czy to ten paraliż, że jak można wszystko, to ogarnia przerażenie wpędzające w marazm? Czy to może tylko ja? Palec pod budkę, kto za minutkę oszaleje.<br />
Naprawdę było już bardzo radośnie i nadal jest, ale te chwile kiedy nie jest, wkładają mi w palce więcej słów. No więc ten blog już chyba na zawsze pozostanie studium upadku człowieka durnego.<br />
<br />
Sama sobie to robię, czytam książki za piękne, żeby były wesołe (albo w wesołych znajduję gorzkie tabletki) a potem gaszę światło i muzyka do umierania dożylnie (The Black Keys siedem razy dziennie). A za chwilę pozostaje się przeciągnąć w szeleszczącej pościeli i wstać do pysznej kaszy, różowej rozczochranej peonii i słońca na nadgarstkach, stukania palcami o hamulce i przejażdżki pachnącymi parkami. Ławeczkowych rozmów i tych truskawek.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-pRifRjXteJ4/U5N6fkRe1kI/AAAAAAAAEGg/TinJBLYOeDQ/s1600/IMG_3346.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-pRifRjXteJ4/U5N6fkRe1kI/AAAAAAAAEGg/TinJBLYOeDQ/s1600/IMG_3346.JPG" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-iakL9A4Bu0c/U5N5xupeK4I/AAAAAAAAEGY/OnMBIOiguXg/s1600/IMG_3359.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-iakL9A4Bu0c/U5N5xupeK4I/AAAAAAAAEGY/OnMBIOiguXg/s1600/IMG_3359.JPG" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-ZRXH0s487to/U5N5xgvXMKI/AAAAAAAAEGU/U75S_qGOmdA/s1600/IMG_3388.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-ZRXH0s487to/U5N5xgvXMKI/AAAAAAAAEGU/U75S_qGOmdA/s1600/IMG_3388.JPG" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
(No i już mi lepiej.) <br />
Euforia i Depresja. Grają sobie w klasy.<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-79330561309844221192014-05-10T21:43:00.000+02:002014-05-10T21:43:33.466+02:00Gdzie jesteśmy? W busiku, który przez 9 godzin raczy mnie tą samą zapętloną piosenką.<br />
Gdzie jedziemy? Do Meksyku, gdzie nad oceanem czeka na mnie opalona Ula Celebrytka.<br />
<br />
Najpierw San Cristobal De Las Casas, gdzie chłodniejszy wieje wiatr i jako jedyna mam na sobie szorty. Na pierwszy meksykański posiłek enchilladas z kurczakiem, serem i czekoladowym sosem mole, na deser pierwszy od tygodnia jogurt, jako że dramatycznie tęsknię za nabiałem. Lodowaty nabiał to taka Skandynawia wśród delicji.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-qHZARDrPYBs/U250aX5tN-I/AAAAAAAAEDM/vgABpzUyByg/s1600/imm002_N2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-qHZARDrPYBs/U250aX5tN-I/AAAAAAAAEDM/vgABpzUyByg/s1600/imm002_N2.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-9OfbAPaYNTQ/U250aIAV7wI/AAAAAAAAEDI/bFUU8gmlrhA/s1600/imm003_N3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-9OfbAPaYNTQ/U250aIAV7wI/AAAAAAAAEDI/bFUU8gmlrhA/s1600/imm003_N3.jpg" height="640" width="426" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/--ZsR2q2Rjwo/U250a5S9kJI/AAAAAAAAEDU/p7IM3zaG6DE/s1600/imm004_N4.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/--ZsR2q2Rjwo/U250a5S9kJI/AAAAAAAAEDU/p7IM3zaG6DE/s1600/imm004_N4.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-zUqHaCw2XLA/U250bXA5jhI/AAAAAAAAEDc/UpV8OvdBduA/s1600/imm028_26A.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-zUqHaCw2XLA/U250bXA5jhI/AAAAAAAAEDc/UpV8OvdBduA/s1600/imm028_26A.jpg" height="424" width="640" /></a> <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Pieką nas plecy i ramiona od kajakowego słońca.<br />
<br />
My to ja. Smakuję sobie <strike>samotność</strike> wolność. Gdy mi nieswojo, pożeram tacos (dlatego tacos powinny być sprzedawane na każdym rogu, bo od nich znikają smutki i problemy - ostatni raz jadłam je 21 marca, więc jestem już od dawna martwa w środku). Gdzie się nie obejrzę, wszędzie piękni podróżnicy. Jakim cudem wszyscy są tak estetyczni i w dodatku chcą ze mną rozmawiać? W kawiarni dosiadam się do klasycznego wydziaranego drwala z Melbourne, który pracuje jako redaktor i jeździ sobie po świecie. Wymieniamy się trasami podróży i historiami życiowymi. W hostelu cichutko przygrywa mi do snu kawałki Radiohead chłopiec z nagim torsem i maślanymi oczami, a potem gadamy w ciemności, tak jak gdyby to nie były dwie różne połówki świata nagle tu i teraz. Między arkadami na placu miejskim człowiek z niemieckimi kośćmi policzkowymi (wspaniała sprawa) użycza rąbka mojej chustki do przetarcia obiektywu oraz rabuje mnie z dwóch godzin, które spędzamy gawędząc sobie leniwie. Tak po prostu. W każdym autobusie kryje się jakiś marzyciel z którym przychodzi mi rozmawiać. 11 godzin podróży to w sam raz, żeby w ramach wymiany międzyludzkiej poznać prawnika z Nowego Jorku, który uznał, że Gwatemala to jego ulubione miejsce na świecie i po prostu się tam przeprowadził. Albo dziadziusia pod krawatem, który postanowił wydać oszczędności swojego życia na podróże z walizą. Albo ojca rodziny, który od razu przygarnia mnie do grupki swoich przewracających oczami dzieci, podziwia, że ja tak sama sobie i troszczy się, wypytując o polskie zwyczaje polskich ludzi.<br />
<br />
W San Cristobal wsiadam w nocny autobus i od razu zasypiam, co można uznać za cud, bo jestem typem, który nie zasypia za dobrze nawet we własnym łóżku, ale tryb Indiany Jonesa robi swoje i pozwala kraść każdą godzinę, podczas której człowiek nigdzie nie biegnie. Budzi mnie bezruch, stajemy gdzieś w czarnej pustce. Wieje ciepły wiatr, po ziemi chodzą gigantyczne mrówki, a ja mam gęsią skórkę. Bzyczy świetlówka w taquerii, wrzeszczy nazwy potraw gruba kelnerka, ryczą przejeżdżające ciężarówki ubrane w światełka. Dosiadam się do uśmiechniętego chłopaka z Holandii, z którym później we trójkę spędzimy parę piwnych i plażowych chwil. Pod nogami błąka nam się mały, szary kotek i sprawia wrażenie zwierzątka, które zaraz zginie.<br />
<br />
I w końcu tysiąc kilometrów później docieram do końca świata, który w styczniu był nie dość że nie nazwany, to jeszcze taki trochę nieprawdziwy. A tu proszę, jest rano i w końcu widzę spokojny ocean, wściekle radosna sprawa. Ula odbiera mnie z dworca z plecakiem pełnym świeżych owoców. Pamiętam każde nasze takie spotkanie - Warszawa, Wrocław, Nowy Jork, Rzym, Berlin (to chyba była tylko uliczka przed moim alternatywnym domem). I malutki, otoczony palmami dworzec autobusowy w Puerto Escondido, gdzie dojechałam jako taka wersja siebie, którą lubię bardziej. Z zaciekawieniem czekam na następny punkt na mapie świata. I na to jaka wersja mnie tam się doszwęda.<br />
<br />
Jest milion stopni ciepła, codziennie. Jest koktajl z papai, mango,
kokosa, truskawek i mleka migdałowego, posypany orzechami brazylijskimi.
Idziemy na plażę. Żar wciska mnie w wodę, woda mną targa.<br />
<br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-Zhk5-AGp4NY/U258na2kjCI/AAAAAAAAEFY/ied_BzFio50/s1600/imm015_N15.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Zhk5-AGp4NY/U258na2kjCI/AAAAAAAAEFY/ied_BzFio50/s1600/imm015_N15.jpg" height="426" width="640" /></a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-wJ9gve849pI/U253Lm28Q-I/AAAAAAAAEDs/mBtiqGIl0wY/s1600/imm004_2A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-wJ9gve849pI/U253Lm28Q-I/AAAAAAAAEDs/mBtiqGIl0wY/s1600/imm004_2A.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-gexRPsNloUw/U255K13GwEI/AAAAAAAAEEw/F3By5MRcXZw/s1600/imm026_N26.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-gexRPsNloUw/U255K13GwEI/AAAAAAAAEEw/F3By5MRcXZw/s1600/imm026_N26.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-0DZEZJT8fJs/U253M8J-69I/AAAAAAAAEEE/Ppe49AmJmdQ/s1600/imm022_20A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-0DZEZJT8fJs/U253M8J-69I/AAAAAAAAEEE/Ppe49AmJmdQ/s1600/imm022_20A.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Helados ze świeżego kokosa - sprzedawca dziadziuś zawsze dobrze wie, kiedy człowiekowi mózg osiąga temperaturę wrzenia. <a href="http://instagram.com/p/lmxrdIr3Q7/" target="_blank">Plaże</a> <a href="http://instagram.com/p/ls1VX7L3cG/" target="_blank">dokładnie</a> <a href="http://instagram.com/p/loDvvmL3bc/" target="_blank">takie</a>, o jakich człowiek marzy w listopadowe wieczory i poranki. Panierka z piasku na całym <a href="http://instagram.com/p/lkUsrEr3Ta/" target="_blank">ciele</a>, usta słone od wiatru, <a href="http://instagram.com/p/ls1vB-r3cn/" target="_blank">Arizona</a>. Znowu trochę owoców. Bezruch i spacery w samo południe. Nie opłaca się brać prysznica, skoro wystarczy założyć sandały, a już człowiek cały mokry. I niezbyt rozgarnięty i nieruchawy. Wycieczki 'do miasta' śmiesznym collectivo, które zatrzymuje się wszędzie tam, gdzie stoi jakiś przykurzony człowiek. Wystarczy złapać się rurki i zignorować furkotanie sukienki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-cEXEwBHodjY/U258mpSWGaI/AAAAAAAAEFQ/Nkz-BFa5Wfg/s1600/imm015_13A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-cEXEwBHodjY/U258mpSWGaI/AAAAAAAAEFQ/Nkz-BFa5Wfg/s1600/imm015_13A.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-wphaJuheyBY/U254KsxYjNI/AAAAAAAAEEo/_LQgXQjzp-A/s1600/imm027_N27.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-wphaJuheyBY/U254KsxYjNI/AAAAAAAAEEo/_LQgXQjzp-A/s1600/imm027_N27.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-Tp_hdDrzzRc/U258m8z1vZI/AAAAAAAAEFU/FhwQ64Fug9A/s1600/imm014_12A.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Tp_hdDrzzRc/U258m8z1vZI/AAAAAAAAEFU/FhwQ64Fug9A/s1600/imm014_12A.jpg" height="426" width="640" /></a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-KkJxSXIRhGc/U254KZYfvMI/AAAAAAAAEEY/v4r-iLzz3_Q/s1600/imm034_N34.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-KkJxSXIRhGc/U254KZYfvMI/AAAAAAAAEEY/v4r-iLzz3_Q/s1600/imm034_N34.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
I te straszne momenty, kiedy jest za pięknie. Biegnę brzegiem oceanu i już czuję, że za tydzień mnie tu nie będzie. Leżymy na plaży w środku nocy i gadamy, a Wielki Wóz jest naprawdę wielki. Zachód słońca jest codziennie ładniejszy, a ostatniego dnia po prostu rozsadza głowę. Albo taki moment, kiedy stoję nocą na pustej plaży, z <a href="https://www.youtube.com/watch?v=cFXN20bpWtY" target="_blank">tą piosenką w uszach</a>. Ocean się kotłuje, niebo się błyszczy gwiazdami i nie wiem czy ze szczęścia czy ze smutku jest ta gęsia skórka.<br />
<br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-4XQkmS_N0Tc/U254KZ1PQBI/AAAAAAAAEEU/n2FYd0nP9ow/s1600/imm023_N23.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-4XQkmS_N0Tc/U254KZ1PQBI/AAAAAAAAEEU/n2FYd0nP9ow/s1600/imm023_N23.jpg" height="426" width="640" /></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Albo żółwiki.<br />
Zostałam matką chrzestną setki żółwików. O zachodzie słońca przyjechałam na plażę z Człowiekiem Od Ratowania Fauny. Żółwie noworodki (wykluły się jakieś 10 godzin wcześniej) <a href="http://instagram.com/p/ltl6jCL3Y2/" target="_blank">cichutko sobie skrobały o wnętrze skrzynki</a>. Zanieśliśmy ją na piasek, a potem wzięłam w palce każdego żółwia i położyłam na piasek. <a href="http://instagram.com/p/ltoHePr3aV/" target="_blank">Zrobiły bojowe miny</a> i pobiegły. Zakotłowały się w falach. Niektóre niezbyt kojarzyły, że nadszedł już ten moment strasznej dorosłości i trzeba było je podnieść i lekko podrzucić w palcach, żeby zaczęły machać łapkami. I one też pobiegły. A niebo miało wszystkie odcienie różu, fioletu i pomarańczu i to w całkiem dobrej rozdzielczości. Nie da się tego opisać, bo pojawia się taki wstyd, że słowa spłaszczą prawdę. Nieśmiałość wobec rozkosznego OGROMU fantastycznych rzeczy do przeżycia. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-hbFyioUj29s/U255KoDJK2I/AAAAAAAAEEs/UdCw94-TuYs/s1600/imm009_7A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-hbFyioUj29s/U255KoDJK2I/AAAAAAAAEEs/UdCw94-TuYs/s1600/imm009_7A.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-APEITXbNInk/U253Mp4tYxI/AAAAAAAAEEI/oE-DfrQ0JDY/s1600/imm020_18A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-APEITXbNInk/U253Mp4tYxI/AAAAAAAAEEI/oE-DfrQ0JDY/s1600/imm020_18A.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-nMQy73k46fk/U255K4JRyfI/AAAAAAAAEE0/yvCb3D556KE/s1600/imm021_19A.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-nMQy73k46fk/U255K4JRyfI/AAAAAAAAEE0/yvCb3D556KE/s1600/imm021_19A.jpg" height="426" width="640" /></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Pięć dni mija błyskawicznie i znów trzeba się spakować w plecak, w
którym wszystko czego szukam, zawsze było na dnie. Z każdą sekundą
jestem bardziej pewna, że powinnam rzucić w wszystko w cholerę i zostać.
Ale jednak cmok w spocone czoło i do zobaczenia. <br />
<br />
<a href="http://instagram.com/p/l1DWcYr3d6/" target="_blank">Gwatemala wita się surowym chłodem, wulkanami, bałaganiarską zielenią</a>. Wracam na chwilę do Antigua, westchnąć na tym samym hamaku, na którym po raz pierwszy opadła mi szczęka. Za resztkę pieniędzy kupuję dobra eksportowe: czekoladę, kakao, kawę, herbatę kakaową, pół bochna chleba bananowego. Tak jakby na deser znajduję sekretną uliczkę, wzdłuż niej bielone mury i wysokie rozłożyste drzewa obsypane fioletowymi kwiatami. Pachnie miodem tak bardzo, że powietrze powinno być lepkie. Pachnie końcem wakacji.<br />
<br />
I już po wszystkim. W samolocie siedzę obok grubasa (oczywiście), który jest szalony (oczywiście; notuje godzinę każdego ruchu, posiłku, komunikatu; na moje pytanie czy jest tajnym agentem, odpowiada, że tylko robi notatki - na sto procent dla tajnego wywiadu).<br />
Jeszcze tylko przystanek w Salwadorze, podczas którego mam ochotę zwiać w nieznane.<br />
I w Madrycie, gdzie razem z Piotrkiem wymykamy się po bagietki, hiszpańską szynkę i pomidory, a potem robimy sobie dostojne kanapki, polewając je oliwą wyżebraną w lotniskowym McDonaldzie. <br />
Ostatni berliński wieczór odciąga nieco w czasie popowrotową depresję, a następnego dnia ktoś specjalnie idzie do piekarni po moje ulubione miodowe drożdżówki. Tu też bym mogła zostać już do końca świata.<br />
I jestem w domu i jak szalona sprzątam wszystkie kąty, zawalam stół pamiątkami dla wszystkich znajomych, a potem leżę pół nocy z rękami przyciśniętymi do twarzy i chcę umrzeć ze smutku. To nie fair, że Meksyk został w Meksyku.<br />
<br />
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-dNYeeXR1kY0/U253MOKvc3I/AAAAAAAAED0/oToC75OYWd0/s1600/imm018_16A.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-dNYeeXR1kY0/U253MOKvc3I/AAAAAAAAED0/oToC75OYWd0/s1600/imm018_16A.jpg" height="640" width="426" /></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-9MX7tgqyBrU/U258jByqxkI/AAAAAAAAEFI/b045rounyGc/s1600/imm019_N19.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-9MX7tgqyBrU/U258jByqxkI/AAAAAAAAEFI/b045rounyGc/s1600/imm019_N19.jpg" height="426" width="640" /></a> <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Jak się okazuje, samotna podróż to najlepsze, co się może człowiekowi przytrafić. Coś się przestawia nawet w głowach socjopatów, bo nagle rozmowa z obcymi ludźmi jest najbardziej naturalną rzeczą na świecie i leczy ze wszystkich sercowo-egzystencjalnych rozterek. I ze szczenięcego czepiania się tych, którzy mają mnie w nosie. Przecież ja sobie pięknie poradzę, nagle się zorientowałam. Nie tylko w podróży.<br />
I już się nie boję owadów. <br />
<br />
Swoją drogą przydałby się jakiś nowy dramat. Byłoby o czym pisać.<br />
Do następnego dramatu więc.<br />
<br />
<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-75321510297053782642014-04-27T22:35:00.001+02:002014-04-27T22:35:41.691+02:00O siódmej rano stoję nieprzytomna, oparta o ścianę w piekarni.<br /><br />Niebo jest różowe, na wulkanie siedzi chmura, a ja sobie leniwie ćpam zapach kukurydzianych bułek. Dzieci idą do szkoły, wszystkie mają mundurki i dziwne drewniane przybory, którymi tradycyjnie tłuką się po głowach. Rzucają nabożne spojrzenia w kierunku lokalnego McDonalda. Pies wlecze worek zakrwawionych kości, rozsypują mu się na środku ulicy i nie za bardzo wie co zrobić. Też bym nie wiedziała. Senne dumanie nad losem świata przerywa mój nowy kolega Piotrek. Czas zmierzyć się z twardą rzeczywistością chaosu i korzystając z wielu sprzecznych wskazówek, odnaleźć nasz środek transportu. Okazuje się być oczywiście j<a href="http://instagram.com/p/lYwsqKr3bT/" target="_blank">ednym z tych starych szkolnych amerykańskich autobusów i wygląda jakby miał ożyć i nas zabić</a>. Jakby kierowca był wariatem. Jakby nie miał prawa jazdy.<br /><br />Autobus pędzi przez góry i zbiera z poboczy <a href="http://instagram.com/p/lX_iV8L3XP/" target="_blank">wszystkich chętnych</a>, w tym rozwrzeszczanych sprzedawców empanadas. Na siedzenie przed nami wtłoczyła się pięcioosobowa rodzina, dziecko pełza po szybie, trzymając się rączkami półki na bagaże. Jemy najlepszy, i mówię to z całą powagą na jaką mnie stać, chleb bananowy tego świata – dwa tygodnie później celnikowi przeszukującemu mnie na lotnisku w Gwatemali na widok tego chleba znacznie wypogodzi się groźna twarz. Trwa niekończąca się dysputa na temat jedzenia. Trafił swój.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-Q82yG80dlh0/U11g9qsnUhI/AAAAAAAAECI/ccboP7wxf58/s1600/chicken+bus.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Q82yG80dlh0/U11g9qsnUhI/AAAAAAAAECI/ccboP7wxf58/s1600/chicken+bus.JPG" height="480" width="640" /></a></div>
<br /><br /><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Po 78 kilometrach pokonanych w jedyne cztery godziny, nieco zdrętwiali, wysiadamy w miasteczku Panajachel. Dla mnie to pierwszy w tym roku, prawdziwie upalny dzień. Kupuję <a href="http://instagram.com/p/lX_zatr3Xm/" target="_blank">kokosa</a>, po wypiciu idealnie chłodnej wody wyskrobujemy łyżeczką miąższ. Ma konsystencję twardego melona, nie trzeba rąbać go siekierą i nie wygina sztućców, jak kokosy, które można kupić w Polsce. Na środku ulicy znajdujemy straganik z ceviche. Surowa siekana ryba i owoce morza z limonką, papryczką, cebulą, kolendrą i ostrą salsą jedzona z plastikowego talerzyka w tych wszechogarniającym cieple... Chce sie biec i z radości stukać piętami. Tak więc dobiegamy nad jezioro Atitlan.<br /><br />Widok uderza mnie po twarzy. A to dopiero pierwszy.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-Wp-YhaM8vqY/U11gAVN8BVI/AAAAAAAAEBs/_O2W9G-r9cQ/s1600/imm032_31.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-Wp-YhaM8vqY/U11gAVN8BVI/AAAAAAAAEBs/_O2W9G-r9cQ/s1600/imm032_31.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-9SHiqAgIIPQ/U11gBPoDQYI/AAAAAAAAEB0/Tr-IYLa-_ww/s1600/imm031_30.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-9SHiqAgIIPQ/U11gBPoDQYI/AAAAAAAAEB0/Tr-IYLa-_ww/s1600/imm031_30.jpg" height="426" width="640" /></a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-E4ddJyPP2Ik/U11f_4SfuhI/AAAAAAAAEBo/Knndd9RID54/s1600/imm033_32.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-E4ddJyPP2Ik/U11f_4SfuhI/AAAAAAAAEBo/Knndd9RID54/s1600/imm033_32.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br /><br /><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Znajdujemy łódkę do San Pedro La Laguna. Ona też wygląda tak, jakby miała nas zabić. Wszyscy siadają z tyłu, frajerzy, nic nie zobaczą, myślimy. Przez trzydzieści minut woda chlaszcze nas po twarzach, obijamy sobie dupska o ławeczki, błogosławię swój mierny wzrost, bo waliłabym też czaszką o brzeg kabiny. Nie mogę przestać opętańczo się śmiać.<br />
<br />
<a href="http://instagram.com/p/lYAK_tr3YM/" target="_blank">San Pedro leży na zboczu wulkanu</a>, więc wszędzie jest bardzo pod górkę. Plecak robi się ciężki, ale nie jestem żadnym mięczakiem. Włazimy w poszukiwaniu hostelu, aby zaraz zejść, bo okazuje się być położony tuż nad jeziorem. I są wolne miejsca. Wszystko dzieje się samo.<br /><br />Podobno ma też fajny widok z tarasu.<br />
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-rh8V2Zgww-o/U11mrEO7tmI/AAAAAAAAECY/WGEd0N0eNmo/s1600/IMG_7458.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-rh8V2Zgww-o/U11mrEO7tmI/AAAAAAAAECY/WGEd0N0eNmo/s1600/IMG_7458.jpg" height="640" width="640" /></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Sugarman w głośnikach, kanapy, piwo. Mam to odciśnięte w głowie i o tym myślę jak mnie boli jakiś banał. Że to ciągle tam jest. I czeka.<br />
Następne dwa dni są idyllą absolutną, słownikową, archetypem.<br />
Za skok z tarasu darmowa tequilla. Po ustawieniu aparatury fotografującej leci najpierw Piotrek, potem ja. Pięć metrów lotu bez żadnej myśli, tylko taka naelektryzowana chmura podekscytowania gdzieś w okolicach mostka. I jestem.<br /><br />Dobra cisza, rozpuszczamy w głowach te musujące wrażenia.<br /><br />Gdy nudzi nam się <a href="http://instagram.com/p/laJQXeL3fN/" target="_blank">wylegiwanie na tarasie</a>, idziemy szukać jedzenia. Znajdujemy stragan przy którym chłopiec ogląda koncert Iglesiasa, ale uprzejmie godzi się przygotować nam quesadillas. Posypuje je solą i inną białą substancją (nie, nie koksem). Co to? - 'Flavour' - glutaminian sodu, umami, słodka sól. Zalewamy je guacamole, które tu często bardziej przypomina sos niż dip, posypujemy kolendrą, dodajemy salsę. Kolejny cudowny posiłek zjedzony brudnymi rękoma, w pyle i upale. Idealna jest też <a href="http://instagram.com/p/lX8-4pr3Sc/" target="_blank">kawa</a>, a do niej lokalnie robiona, zawinięta w bibułę czekoladka z orzechami macadamia, z ręcznie kolorowaną kredkami etykietką.<br /><br /><a href="http://instagram.com/p/lZ33wPr3Y7/" target="_blank">Następnego dnia</a> wypożyczamy kajaki i <a href="http://instagram.com/p/lbJ8YwL3bN/" target="_blank">wypływamy w turkus i w spokój.</a> Wszystkie miasteczka tak samo przyklejone do zboczy, wyglądają jak wszędzie i nigdzie, mogłaby to być równie dobrze Azja albo Afryka. Na jednym z brzegów na środku polany stoi figurka. Po kącie nachylenia głowy poznajemy, że to Maryjka i faktycznie. Dewocjonalna globalizacja.<br /><br />Na środku jeziora dzielimy się piwem i sposobem robienia krewetek.<br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-zaluNfgANrs/U11gBSOEmfI/AAAAAAAAEB8/yT-w0Is3Ur4/s1600/imm035_34.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-zaluNfgANrs/U11gBSOEmfI/AAAAAAAAEB8/yT-w0Is3Ur4/s1600/imm035_34.jpg" height="426" width="640" /></a><br /><br /><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Potężna dawka sportu, w moim przypadku polegająca głównie na robieniu zdjęć dwoma ajfonami, wymaga uzupełnienia sił życiowych. Idziemy na targ, na którym z subiektywnie czystych metalowych talerzy jemy kurczaka z cieciorką i ryżem. Psy patrzą nam na ręce i czekają. Na deser kupujemy wcale nie pomarańczowe pomarańcze, banany i mango. Piotrkowi marzy się maczeta i z opętaniem w oczach we wszystkich sklepach i piekarniach pyta o pan de banano. Japonki jak stringi, robią krzywdę na tych wszystkich górkach. Nucimy obciachowe piosenki. Razem ze współlokatorem z hostelowego pokoju zastanawiamy się jaki jest dzień tygodnia. Wakacje tak bardzo.<br /><br />Jutro trzeba będzie opuścić ten <a href="http://instagram.com/p/laLSXor3Ry/" target="_blank">zachwycający mały raj,</a> więc pora poszukać transportu. Elegancki staruszek z agencji podróży - pomalowanej na różowo wnęce w ciągu domów, ściany wyłożone czymś na kształt gazetek szkolnych na temat kraju i miasteczka, gdzieniegdzie wyblakłe łańcuchy choinkowe, wielki brokatowy napis LAUNDRY - nakazuje stawić się następnego dnia tuż przed szóstą, zaprowadzi mnie na pierwszą i jednocześnie ostatnią łódkę, dzięki której mam szansę zdążyć na autobus jadący do meksykańskiej granicy.<br /><br />
Na kolację idziemy tuż nad ciemny brzeg jeziora, zamawiamy wielkie talerze nachos z guacamole i salsą. Są gwiazdy, jest pięknie i trochę szkoda. Ostatnie piwo w hamaku, ostatnie wdechy. Milczeniem chłonę rzeczywistość.<br /><br />Następnego dnia koło piątej budzę się w panice z kolejnej dziesięciominutowej drzemki (awaria budzika na wakacjach naprawdę super sprawa) i sprawdzam godzinę. Jest czas, ale następna drzemka pewnie byłaby złośliwa, więc biorę plecak i siadam na pomoście. W jeziorze Atitlan błyszczą się gwiazdy i światła miasteczek z drugiego brzegu. Nawet koguty jeszcze śpią.<br /><br />Tuż przed szóstą agencja podróży jest oczywiście zamknięta, a eleganckiego staruszka nie ma. Z ciemności wyłaniają się za to faceci z maczetami. Nawet nie zdążę struchleć, gdy słyszę 'hola!’. Idę więc sama, mijają mnie koty. Na molo już kolebie się łódka, wśród pasażerów prawdziwie amerykański monstrualny grubas z gigantyczną różową walizką w kwiatki. Jeszcze tylko dolać paliwa do baku za pomocą tylko odrobinę dziurawej rury i w drogę. W ostatniej chwili niespiesznie przychodzi dziadziuś, pokiwać mi na pożegnanie.<br /><br /><a href="http://instagram.com/p/ldmSjpr3QW/" target="_blank">Mkniemy po spokojnej tafli jeziora.</a> Lokalni mieszkańcy mają na głowach kaptury i śpią na siedząco. Niebo jest zbyt różowe, żebym mogła z czystym sumieniem zamknąć oczy. Tak jest zawsze, codziennie - notoryczna udręka, że zobaczyło się za mało.<br /><br />Na chwiejnych nogach wysiadam z łódki i pozwalam przywiązać swój bagaż na dachu busa. Nie boję się podróży do Meksyku, pilnujących każdej stacji benzynowej ludzi z karabinami ani łobuzów, którzy mogą okraść zabić zamordować, tak jak mi to wmawiano przed wyjazdem.<br /><br />Boję się, że zapomnę, jakie to uczucie być tam wtedy, nad leniwym brzegiem jeziora na końcu świata.<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-63134965457835473812014-04-09T23:39:00.000+02:002014-04-11T19:21:19.004+02:00Wzdycham codziennie jak takie smutne dziecko w oknie.<br />
Że moje wymarzone wakacje, te same, które wymyśliłyśmy z Ulą w pięć sekund w pewien styczniowy straszny piątek pełen rozczarowań i szlochu w trzech różnych łazienkach, naprawdę się już były skończyły. Teraz nawet nie pamiętam jakim cudem w mojej głowie mógł panować taki (niejeden) niewąski burdel. <br />
<br />
Wgapiam się we własne, jeszcze trochę brązowe nadgarstki z surferskimi bransoletkami, wącham kolendrę i tropię miękkie mango w sklepach. Żeby sobie przypomnieć, nie głową, tylko ciałem. Że to wszystko naprawdę się wydarzyło. Nadal nie mogę się przemóc do pomalowania paznokci i nałożenia obcasów, ba, ciężko mi się wbić w ciuchy, które nie mają kieszeni, żeby w nich trzymać ręce wyrażające postawę obrażenia się na dorosły świat w którym wakacje to tylko trzy tygodnie.<br />
<br />
Jako że grożono mi już śmiercią jeśli nie napiszę notki, emo relacja czas start.<br />
<br />
Różowe buciki i ja zaczynamy przygodę w najsłodszym Berlinie, już w momencie gdy wygrzebuję się z plecakiem z nadziemnego przystanku podziemnej kolejki (<a href="http://24.media.tumblr.com/tumblr_m09x86sJ2T1rpj6tfo1_250.gif" target="_blank">ale jak to</a>) i <a href="http://instagram.com/p/lNdzK2L3Ye/" target="_blank">idę do domu</a>. Tak jakby znów była jesień. Ale o tym już pisałam w poprzednim odcinku. Wzdycham jeszcze ostatkiem braku rozsądku za kolejnym niezdecydowanym, niebieskookim chłopcem, a potem śpię jak niemowlak, pierwszy raz od nie pamiętam kiedy. "Po tym właśnie rozpoznaje sie magiczne miejsca - ze ludzie łatwo w nich zasypiają.". Rano zaczynam się szczerzyć do siebie. Berlin żegna się na różowo i pogodnie. Jakby kiwał łapką.<br />
<br />
W Madrycie ja kiwam łapką Europie. Jadąc na lotnisko skanuję horyzont i zastanawiam się kiedy ostatnio widziałam góry. Dziki człowiek z korporacji.<br />
<br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-vCWFyBsPS_I/U0W0ruLTa3I/AAAAAAAAEAY/4ei3ylamN0o/s1600/imm000_00.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-vCWFyBsPS_I/U0W0ruLTa3I/AAAAAAAAEAY/4ei3ylamN0o/s1600/imm000_00.jpg" height="424" width="640" /></a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-1n_l0CkTCew/U0W0vgs1VgI/AAAAAAAAEAw/UHT_yBSZ9qs/s1600/imm004_3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-1n_l0CkTCew/U0W0vgs1VgI/AAAAAAAAEAw/UHT_yBSZ9qs/s1600/imm004_3.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
A potem wciska mnie w fotel. Patrzę na swoją dłoń, gdzie powoli zaczynają błyszczeć maleńkie kropelki potu. Lubię latać, ale i tak za każdym razem jestem pewna, ze zaryjemy ogonem w pas startowy i wszystko stanie w płomieniach. Nie dziś, lecimy.<br />
Uciekamy przed zachodem słońca, a ja ułamkiem mózgu zastanawiam się, kiedy zabije mnie zakrzepica, no bo na Boga, 11 godzin lotu. A po nich to uczucie, gdy za oknem widać zarys kontynentu, o którym gruba baba od geografii potrafiła w tak zabójczo nudny sposób mówić długie godziny. O uprawach kawy i zatokach i glebach. Baba do tej pory nie ruszyła się z miasta powiatowego. Szczerzę się do okna. Szczerzę się, wysiadając z samolotu - już w przesmyku między drzwiami a rękawem wali mnie w twarz parne, ostre powietrze. Aż mi głupio tak się cieszyć. Ludzie patrzą.<br />
<br />
Nie wiem który bus wybrać, żeby nie zostać porwaną dla okupu. W końcu wsiadam do takiego z dziurą po kuli na środku szyby. Jadę do Antiguy, dawnej stolicy Gwatemali, która w przeciwieństwie do obecnej stolicy jest śliczna i nie odbywa się w niej przynajmniej jedno morderstwo dziennie.<br />
<br />
W miasteczku jest już ciemno, a wszystkie domy mają tylko jedno piętro i są w niesamowitych kolorach. Krawężniki sięgają mi do kolan - małe pieski skręciłyby sobie karki próbując z nich zejść, może dlatego spotykam tylko duże psy, które wąchają mi kostki i lecą dalej, w jakimś ulubionym kierunku.<br />
Idę wąskim chodnikiem i ściskam w dłoni klucz i banknot. Wchodzę do taquerii i znów strasznie szeroko się uśmiecham. Trzy napakowane tacos z marynowaną wołowiną zalewam guacamole i jestem królem świata. Wracam do hostelu, wchodzę na dach i spotykam pierwszego Niesamowitego Człowieka z Wakacji. Spędzamy dwie godziny, wpatrując się w ciemność i gadając o tym jak pogodzić pasję z zarabianiem na chleb (tortille?), o filmie Her (smutny czy wesoły?) i o sobie samych też. Tak po prostu. <br />
<br />
Nie mam kiedy spać. Godzina nie ta, materace obłożone folią straszliwie skrzypią, a wszyscy pozostali lokatorzy to rosłe, spocone i oczywiście chrapiące chłopaki. Słychać ptaki i strzały. Moja paranoja godzi się z faktem, że to chyba fajerwerki a nie broń palna.<br />
<br />
Budzę się o czwartej rano i <a href="http://instagram.com/p/lUlgotr3av/" target="_blank">znów idę na dach</a>. Księżyc chowa się tuż przed szóstą, a chwilę później zaczynają piać koguty. To dziwne jak człowiek przyzwyczaja się nawet do drzew - tutaj wszystkie są postrzępione i zupełnie ich nie znam. <a href="http://instagram.com/p/lTXqE4r3cT/" target="_blank">Hamak jest wilgotny, tak jak powietrze</a>. Nade mną góruje wulkan, hipnotyzujący, częściowo schowany w chmurach. Nie mogę oderwać wzroku. A co jak zniknie? Szanuję Cię wulkanie.<br />
<br />
Na śniadanie <a href="http://instagram.com/p/lVWuszL3Qe/" target="_blank">huevos rancheros</a> i spacer. Mój nos jest czerwony już po godzinie, wiele dni później zejdzie mi z niego wiele warstw skóry. Antigua jest urocza i trochę europejska, jak przystało na hiszpańską kolonię. Na niektóre uliczki lepiej się nie zapuszczać po zmroku, ale teraz jest środek dnia, niebo pachnie kwiatami, a ja ściskam w dłoni woreczek z pokrojonym chłodnym mango. Ogarniam szachownicę ulic, kościoły i stragany z jedzeniem. badam stopami kocie łby. Wspinam się na te śmieszne krawężniki. Idę na targ, perfekcyjne awokado kosztuje 40 groszy za sztukę. Macie czasem tak, że dotykacie ręką ściany wzdłuż której idziecie, żeby się jakoś tak uwiązać w czasoprzestrzeni? Tak było.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-CZ82lgvkjII/U0W0NntL4AI/AAAAAAAAD_k/hSFGU-gFAnk/s1600/imm008_7.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-CZ82lgvkjII/U0W0NntL4AI/AAAAAAAAD_k/hSFGU-gFAnk/s1600/imm008_7.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-g_feFW5tIiM/U0W0NvUfOqI/AAAAAAAAEAE/7PBd1nYUvSU/s1600/imm010_9.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-g_feFW5tIiM/U0W0NvUfOqI/AAAAAAAAEAE/7PBd1nYUvSU/s1600/imm010_9.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-tXDrSfgBv4s/U0W0OJdvJCI/AAAAAAAAD_o/TcTsMrKiezU/s1600/imm012_11.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-tXDrSfgBv4s/U0W0OJdvJCI/AAAAAAAAD_o/TcTsMrKiezU/s1600/imm012_11.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-ozgXXqKm3rc/U0W0OlZ0HdI/AAAAAAAAD_4/VhynT2cUizQ/s1600/imm020_19.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-ozgXXqKm3rc/U0W0OlZ0HdI/AAAAAAAAD_4/VhynT2cUizQ/s1600/imm020_19.jpg" height="422" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-2WTnPH6s7ec/U0W0PaqeLJI/AAAAAAAAEAA/MF7LyYGqorg/s1600/imm024_23.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-2WTnPH6s7ec/U0W0PaqeLJI/AAAAAAAAEAA/MF7LyYGqorg/s1600/imm024_23.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-TzgmCIaKNm4/U0W0P8Vz5KI/AAAAAAAAEAU/v00vkTQWhV0/s1600/imm029_27A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-TzgmCIaKNm4/U0W0P8Vz5KI/AAAAAAAAEAU/v00vkTQWhV0/s1600/imm029_27A.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Popołudnie należy do wulkanu Pacaya.<br />
Mój pierwszy wulkan a od
razu jeden z najbardziej czynnych na świecie, ostatnia erupcja była
dokładnie tydzień temu, wtedy. Bus zbiera ludzi z całego miasteczka i
jedziemy. <a href="http://instagram.com/p/lWRsqIL3cZ/" target="_blank">Prosto w chmury</a>. <br />
Najpierw
maszerujemy gęstym lasem, im wyżej, tym ciężej rozmawiać. A jest z kim,
znów pełno Niesamowitych Ludzi z Wakacji, których chce się poznać wcale
nie po trochu.<br />
Potem wspinamy się już na poważnie, brodząc
rękami w czarnym wulkanicznym żwirze. Łapiemy się gałęzi i korzeni, żeby
nie stoczyć się w dół jak nie znające się na prawdziwym życiu
europejskie łamagi. Moje jasnoróżowe buty to jakaś kpina, ale teraz
wszystkim czepiającym się ich niechlujności mogę powtarzać, że 'oh
wiesz, ubrudziłam je sobie w Gwatemali, podczas wspinaczki na
wulkan...takie tam.'. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-xnSvL9HRuMw/U0W0QZYCsdI/AAAAAAAAEAQ/hob7KW6Zmfc/s1600/imm032_30.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-xnSvL9HRuMw/U0W0QZYCsdI/AAAAAAAAEAQ/hob7KW6Zmfc/s1600/imm032_30.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-1mmKaNZoUIw/U0W3DlARZmI/AAAAAAAAEBI/83Ti6v0nPDo/s1600/imm026_25.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-1mmKaNZoUIw/U0W3DlARZmI/AAAAAAAAEBI/83Ti6v0nPDo/s1600/imm026_25.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-_jzrO8GrM9Q/U0W3DyYChSI/AAAAAAAAEBE/Wit_xAuNXZ4/s1600/imm029_28.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-_jzrO8GrM9Q/U0W3DyYChSI/AAAAAAAAEBE/Wit_xAuNXZ4/s1600/imm029_28.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-JSa_t8oI7zA/U0W34U0q-eI/AAAAAAAAEBQ/KidnP9e_p2c/s1600/imm028_27.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-JSa_t8oI7zA/U0W34U0q-eI/AAAAAAAAEBQ/KidnP9e_p2c/s1600/imm028_27.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Robi się gorąco. Chłodne, białe smugi owiewają łydki, przeplatając się z ciepłem bijącym z ziemi. Niezwykłe uczucie, jakby chodzić po brzuchu gigantycznej, żywej istoty. Czekasz na oddech, który Cię zdmuchnie. Tu i tam mijamy żarzące się na czerwono dziury, w którym pieczemy nabite na patyki pianki, które chowamy między herbatnikami z czekoladą. Zjadamy te <a href="http://instagram.com/p/lWRBL2L3bi/" target="_blank">wulkaniczne smores,</a> oblizując czarne od pyłu palce. Jest dziecięco i cudownie, topią się podeszwy naszych butów. Wracamy, naćpani tą radością człowieka z miasta, który się całował z naturą.<br />
<br />
Drogi w Gwatemali prawie nie są oświetlone. Żadna nie jest pozioma. Co chwilę zakręt rzuca pasażerami po ścianach busa. Który gna na krótkich swiatłach jak dziki. Jednemu panu chce się wymiotować. To absolutnie najgorszy możliwy kraj na przejażdżki dla rozkołysanych błędników. Absolutnie najlepszy dla wszystkich pozostałych.<br />
<br />
Jaka jest szansa, że na wulkanie w Gwatemali poznasz Swojego Człowieka? Nie znasz dnia i godziny. 'People who love to eat are always the best people', to po pierwsze. Połączenie ogarniętego acz swobodnego trybu 'on the road' z wiecznie niezaspokojonym apetytem, to po drugie. No i proszę, mam doskonałe towarzystwo na następnych kilka dni, a mój plan zahaczenia o jezioro Atitlan nabiera kształtów. Kształtów fantastycznego bochenka chleba bananowego, który kupuję na drogę i przy którym wreszcie mam z kim nadmiernie ekscytować się żarciem. Happiness only real when shared. Wszystko się zaczyna.<br />
<br />
Znów nie mam kiedy spać. Następnego dnia o siódmej rano wyruszamy chicken busem w (nie)znane. <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-t1vC1oC-Vz8/U0W0PNKH35I/AAAAAAAAD_w/vS9sz35iI2M/s1600/imm023_22.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-t1vC1oC-Vz8/U0W0PNKH35I/AAAAAAAAD_w/vS9sz35iI2M/s1600/imm023_22.jpg" height="426" width="640" /></a> <br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-60886896867412180392014-03-06T21:51:00.000+01:002014-03-06T21:51:49.257+01:00Nic nie poradzisz na niepokój.<br />
Czasem po prostu wstajesz rano i marszczysz brwi. Dzień zaczynasz z niewyraźnym uczuciem, że zaraz coś runie. Mimo, że jest jasno, wszędzie palą się światła - na klatce schodowej w tramwaju, w całym szklanym, przerażającym biurowcu. Są w nim jednak pomieszczenia bez okien, odkrywasz w nich, że naprawdę masz kilkadziesiąt procent wspólnych genów z takim na przykład ptakiem albo ćmą. Coś Cię nosi, ale nie wiesz gdzie. <br />
<br />
Niebo wie, że jesteśmy teraz zmartwieni. Nic sobie z tego nie robi.<br />
<br />
Z nudów żujesz powoli obite, niesmaczne jabłko i patrzysz na ludzi z ukosa, jeżeli w ogóle patrzysz na kogokolwiek. Każdy kęs to 10 sekund mniej do godziny zero. W której nic się nie wydarzy. Bolą Cię plecy, więc wzdychasz co jakiś czas. Pomiędzy ziewami łykasz z zamkniętymi oczami przestygniętą kawę. Pieprzony małpi gaj, co dwie godziny chwytasz się czegoś, co znajdziesz w próżni, żeby dzień miał strukturę i żeby w serotoninowym marzeniu nie zjeść dwóch tabliczek czekolady na ławce przy stojaku rowerowym.<br />
<br />
Czekasz na katastrofę. Polega ona na tym, że kolejny dzień spędzasz na odliczaniu godzin.<br />
Nie ma nic gorszego od czekania. Z każdą minutą ktoś dokłada kamyczek i w końcu ledwo stoisz na nogach. Coś Ci przecież szeptało do ucha, że to się nie może udać, byłoby za pięknie. <br />
W końcu dostajesz to, co sobie tak rzetelnie wymartwiałaś cały dzień. Który to już raz nic wielkiego się nie dzieje.<br />
<br />
A czasem zrywasz się z łóżka zupełnie nieswoja, ładnie ułożą Ci się włosy i sukienka. Policzek różowy, dziewczyna jak malina. Och, wspaniały dzień na zdobywanie świata. To przecież nic nie znaczy, że nic wielkiego się nie dzieje. Czemu coś miałoby pójść źle? Przecież dobre nastawienie to podstawa, tak mówią na mieście, na tych ławkach koło stojaków rowerowych, gdzie nigdy nie dociera słońce, a zawsze dociera wiatr.<br />
W moim przypadku dobre nastawienie to podstawa do zawodu. Uśmiech prostuje się sam. Policzek czerwony. Jeszcze jedno nigdy-więcej.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-wHuZ04x8umA/Uxjeps5USaI/AAAAAAAAD94/GEHUSHo4zoo/s1600/IMG_2913.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-wHuZ04x8umA/Uxjeps5USaI/AAAAAAAAD94/GEHUSHo4zoo/s1600/IMG_2913.JPG" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<span id="goog_1847364982"></span><span id="goog_1847364983"></span><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Ktoś mnie chyba musiał porwać, uśpić i wyciąć całą intuicję, sprzedać handlarzom organów. Obudziłam się w wannie z lodem, z blizną pod żebrami. Jakby tego było mało, chirurg stażysta zaszył w środku szmatę i całkiem sporo naiwności. Wspaniale, oklaski. <br />
<br />
Obiecuję, że to ostatni emo post przed wakacjami, odkurzam sobie głowę z tego białego puchatego alergizującego słodkiego gówna i cieszę się na plaże, owoce i Ulę. Jestem w Berlinie, czwarty raz w ciągu roku i znów z taką malutką sieczką w głowie. Ale jest wspaniale, piwnie, pizzowo i czekoladowo, przytulając własne kolana gadamy do późna przy starym drewnianym stole, otoczeni chaosem zabawek i kredek. Jutro włóczęga po znajomych kątach i najlepszy możliwy lunch na taki stan ducha, czyli ramen. A wieczorem Madryt. Pojutrze Gwatemala. Za tydzień Meksyk. Dobry plan. Załóżmy, że świat będzie istniał jeszcze tylko trzy tygodnie.<br />
<br />
Całkiem dobry plan.bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-43881943629532442872014-03-03T22:13:00.000+01:002014-03-04T09:41:22.536+01:00Leżę pod kołdrą i ruszają mi się tylko oczy, na więcej nie mam siły, bo oduczyłam się zasypiać. Niepokoje takie tam. Leży się smakowicie, nie wiem kiedy znów będę tak sobie spokojnie.<br />
Mam rozpisany plan zmartwień na każdy dzień. <br />
<br />
W środę będą mi się trzęsły ręce od czekania.<br />
<br />
Jutro będzie nieogarnięte. Niech mi ktoś zrzuci linę do tej studni. Stara śpiewka. Czas domyślić do niej nowy plan. Może na plaży.<br />
<br />
Dzisiaj było dziwne, wietrzne i poddenerwowane. Zostały mi dwa dni i nadal nie mam japonek ani filtra przeciwsłonecznego. Takie sezonowe rarytasy to nie u nas nie teraz, panie tego.<br />
<br />
Wczoraj był dobry zimny dzień, doskonale miejska niedziela. Śniadanie w <a href="https://www.facebook.com/kubekcafe?fref=ts" target="_blank">Kubku</a> z fajnym państwem <a href="http://tolala.pl/" target="_blank">Tolowym. </a>Sto milionów kroków, ból głowy i koszmarne niewyspanie na twarzy i w nogach, a mimo to jakaś podejrzana (wcale nie) uciecha. Dawkuję sobie ludzi, bo czasem jakoś nie mam na nich siły, zwłaszcza jak znajdę odpowiednią do włóczęgi muzykę, na przykład dziś Jefferson Airplane. Pustym Śródmieściem dobrze się idzie, w końcu docieram do Rakowieckiej i znajduję sobie misję. Wspólne milczące szorowanie stuletnich drzwi i przesuwanie wielkiej szarej kanapy w pachnącym najlepiej, bo farbą i drewnem mieszkaniu mojej przyjaciółki na ostatnim piętrze starej kamienicy. A potem idealne na niedzielę pierogi z mięsem i grubymi jak dla górnika skwarami, z najfajniejszego mleczaka warszawskiego. A ręce pachną nam płynem do mycia szyb. I znów samotny szaro-granatowy spacer z rękami w kieszeniach i drapaniem w gardle. Różowe buty dobrze niosą. Wyprzedzam wszystkich na trzeciego.<br />
<br />
Dobrze, że z głowy wymiotło stary brud. Ten nowy jest taki biały i puchaty jak pyłek lipy, ciekawe czy dostanę od niego straszliwego kataru. Staram się nie zastanawiać nad tym, co będzie później niż za trzy godziny.<br />
Dostajesz to, co widzisz.<br />
Słodko toniesz w tym i łamią Ci się usta w ostatnim uśmiechu.<br />
Oby jak najczęściej. Ale na wszelki wypadek o tym nie rozmyślaj.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-h3XP0QJob3I/UxTvY0CuzzI/AAAAAAAAD9Q/rKGjXEFVS3c/s1600/Zrzut+ekranu+2014-03-02+o+20.03.36.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-h3XP0QJob3I/UxTvY0CuzzI/AAAAAAAAD9Q/rKGjXEFVS3c/s1600/Zrzut+ekranu+2014-03-02+o+20.03.36.png" /></a></div>
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-83874185112245235682014-02-28T23:47:00.000+01:002014-02-28T23:47:57.031+01:00Kłuje mnie powinność.<br />
I kłuje mnie w zatokach, tak bardzo o tym marzyłam miesiąc temu. Nie zdarzyło się L4. Zdarzył się dzień <strike>dziecka </strike>urlopu, przespacerowany w słońcu w parku w kinie. Zdarzył się też najdłuższy i najcięższy tydzień pracy jaki pamiętam. Pełna mobilizacja w palcach. Mój pierwszy snickers od roku, hiperwentylacja, dużo westchnień i parę smacznych papierosów. Jakie to uczucie wyjść z pracy o północy i jechać niezdrowo pobudzona kawą pustym nocnym autobusem na Pragę i słuchać muzyki stworzonej do leniwych winnych wieczorów? Nowe.<br />
<br />
Ale wszystko mi jedno, bo za tydzień będę w Ameryce Środkowej. <br />
<br />
Słucham muzyki, od której aż wali mnie po uszach nadzieja. Nie wiem czy to dobrze. Tak się cieszyć. Wiosna, tak jakby. Hamuję, bo nic mi ostatnio dobrego nie wyszło z nadmiernego się cieszenia.<br />
<br />
Rozpraszam się wakacjami. One raczej nie powinny wywinąć żadnego numeru (chociaż w momencie pisania tego zdania już jestem pewna, że coś wywiną!). Myślę o tym jak smakuje awokado w Meksyku i jak będzie pachniało powietrze gdy wysiądę z samolotu.<br />
<br />
Ale czasem nie lubię wyjeżdżać z Warszawy. Zwłaszcza gdy celem podróży jest małe polskie miasto, które znam na pamięć. Chociażby to było miasto, w którym ponad 25 lat temu pierwszy raz rozdarłam się donośnie, a mój tata stał pod oknami szpitala, zaciskając palce na oczkach siatki i wypatrując wieści. Miasta, gdzie pierwsze dni wiosny celebrowałam wisząc na drabinkach głową w dół w fioletowym skafandrze z Ameryki, na placu zabaw ukrytym w sosnowym lasku koło domu. Miasta w którym pierwszy raz sie całowałam (pod szafką szkolną w szatni, pospiesznie, suche usta). Gdzie w deszczowe dni chodziłam po szkole do swojej przyjaciółki, u której zawsze było bardzo duszno, a jej mama smażyła racuchy. Brałyśmy zdjęcie klasowe i z nudów kpiłyśmy ze wszystkich po kolei. Albo patrzyłyśmy jak jej chomik robi kupę. Zarówno przyjaźń jak i chomik dziś bardzo martwe.<br />
To dokładnie to samo miasto, w którym na imprezie urodzinowej dostałam swój pierwszy dezodorant ze Spice Girls, mimo ze moja skóra pachniała jeszcze dzieciakiem. Bo wszystkie dziewczyny, mamooo...! Gdzie na dyskotekę malowałam sobie na ramieniu gwiazdki brokatowym flamastrem. Wszystko pachniało ekscytacją i wszystko czekało na 'wolny'. W pierwszej klasie na sztywnych rekach, w trzeciej na klej. I ten zapach pierwszego chłopaka, do którego biegły te sznureczki i ciągnęło jak diabli. Dziś ciągnie tak samo. Rwie tak przyjemnie i straszno, ale nie pobiegniesz, bo dziś jakoś łatwiej dostać w mordę. No to nie wiem, może karteczkę napisz?<br />
<br />
Każdy z tych zapachów małego miasta spotkałam w niedzielę w busie do Warszawy. To trochę jak dwugodzinna podróż wehikułem czasu, który za dobrze nie działa, więc rzuca Tobą po takich różnych kluczowych a przecież nieważnych momentach, które nie wiadomo po co składujesz w głowie.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-fN3G75JmyRw/UxERbifJFrI/AAAAAAAAD9A/euaRauPU3ZQ/s1600/imm006_N6.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-fN3G75JmyRw/UxERbifJFrI/AAAAAAAAD9A/euaRauPU3ZQ/s1600/imm006_N6.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Niegłupio jest jednak :) dobra kawa, dobre rozmowy i dobre wyniki na <strike>kołowrotku</strike> bieżni w korposiłowni. <br />
A o zapachu końca świata opowiem Wam za tydzień. Na zdjęcia, gdyby ktoś nie wiedział, zapraszam tu: <a href="http://instagram.com/bzubzu" target="_blank">insta(nt).</a><br />
<br />
<br />
<br />
Myśl kończąca zawsze ta sama: kasuj czy publikuj? Zamykam oczy.<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-72039249399080260002014-02-16T21:11:00.000+01:002014-02-17T11:28:09.755+01:00Jest tak strasznie ciemno, a to właśnie początek najlepszego dnia tygodnia.<br />
Ludzie o tej porze wstają, jedzą kanapki z pasztetem. Zmiatają okruchy z blatu, wchodzą pod prysznic i marzną, wychodząc. <br />
<br />
Jeżdżą ciężarówki z pieczywem, które ładnie pachnąc kłamie, że jest smaczne jak kiedyś (nie jestem stara, kiedyś kajzerki po prostu dało się szanować). Aż by się chciało zrobić kawy, poszeleścić pachnącą gazetą i zrobić sobie bułkę z serem żółtym, a nad stołem wisiałaby lampa i za oknem nie działoby się nic. Zawsze jak się zdarzy taki błyszczący nocny poranek, to się go pamięta. Wyjazd na kolonie. Tata wraca z Ameryki. Pierwszy zachwyt oczytanym człowiekiem. Spacer mostem i coś niesamowitego gdzieś tam w czasie przyszłym na drugim brzegu.<br />
<br />
Nikt nie wie, czy jestem dzisiejsza czy wczorajsza, nie to, żeby ktokolwiek się zastanawiał.<br />
Kierowca właśnie rozpoczął pracę i pewnie już chciałby, żeby się skończyła. Jestem sama w ciemnym autobusie. Biegłam sprintem żeby na niego zdążyć, przeskakiwałam po cztery schody, a na każdym pietrze wieżowca posapywał smacznie śpiący bezdomny. <br />
<br />
Wisła udaje, że nie istnieje.<br />
Jest tak strasznie ciemno, a ja mam tak szeroko otwarte oczy i śmieję się w szalik. To był doskonały wieczór, chyba najlepsze walentynki, tuż obok tego jednego razu, gdy bezkształtny tobół z kolorowego papieru skrywał pluszowego brokuła - czy to dziwne? Czy powinnam jak każda szanująca się kobieta z shutterstocka zaliczyć co najmniej jedną randkę typu reklama środka na refluks przełykowo-żołądkowy? No więc walentynkowa zadymiona impreza, na której o 2 w nocy robiłam czipsy z pietruszki i purpurowych marchewek. Jak to jest, że skok między obcych ludzi czasem jest straszny i obijasz sobie mordę i jako ten wstydniś kopiesz sobie grajdołek społeczny, a czasem tak dobrze wychodzi rozmowa i nie męczy nic, nawet ból głowy wywołany walentynkowo-buńczucznie wypitą przy biurku w pracy nalewką malinową siedemdziesiąt procent miłości. Ktoś mnie nawet głaskał po głowie z radości. Nie mogę wyprostować uśmiechu.<br />
<br />
Jestem jutrzejsza.<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-DaIs7prrMgc/UwEYRXEpa2I/AAAAAAAAD8Q/zUAJIpPUWEQ/s1600/imm022_N22.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-DaIs7prrMgc/UwEYRXEpa2I/AAAAAAAAD8Q/zUAJIpPUWEQ/s1600/imm022_N22.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Dostałam ostatnio na firmową skrzynkę tajemniczego maila od zupełnie nietajemniczego (acz przystojnego jak wymarzony diabeł) kolegi z brytyjskiego oddziału mojej agencji. Nie był przeznaczony dla mnie, to oczywiste, ale przecież go nikomu nie ukradłam:<br />
<br />
<br />
'kat<br />
<br />
Im sorry today was so troublesome <br />
<br />
We will have a better tomorrow'<br />
<br />
<br />
<br />
Traktuję to jako luźną obietnicę.<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-90177493947896925102014-02-01T02:47:00.000+01:002014-02-01T12:25:52.297+01:00Zza okna dochodzą takie dźwięki, że nie wiadomo jaka to pora roku.<br />
<br />
Pół roku temu - pora roku Lato.<br />
<br />
W domu stoją pudła i torby pełne rzeczy. Połowa. Kiedyś. Robi miejsce. Teraz. To ten moment. Dwa tygodnie oswajania i to ten moment. Wychodzę.<br />
<br />
Cały gorący dzień ze stopami schowanymi w ciemnozielonej trawie. Chińskie pierożki zjedzone na poboczu, wycieczka rowerem przed drogę szybkiego ruchu i trąbiący straszliwie autobus, który zdmuchuje nas prawie pod koła taksówki, wreszcie to porośnięte zbocze, gdzieś jakaś muzyka, tort bezowy z truskawkami, milion ludzi wokół, samozmieniająca się flaszka piwa w ręku. Do wszystkich ufnie. Komary tną. 'Wyrwałaś się i już oczy maślane? Obiadki i trzymanie się za ręce? Dziewczyno, daj spokój!'. A ja wcale nie chcę, uśmiecham się jak do siebie i do środka i sprawdzam telefon. Wracam do domu piechotą przez most i wszystko wokół jest czarne, a ja zbyt pijana żeby jechać na rowerze, zbyt zmarznięta żeby się nad sobą zastanawiać. Z ludźmi których znam od czterech godzin. Wyjemy ze śmiechu na widok ogłoszenia wiszącego na przystanku. A ono nie było wcale śmieszne. Człowiek z autobusu opowiada o tym, że co jakiś czas jedzie nocą przez pół miasta po to, żeby zjeść kebab na rondzie Waszyngtona, pomaga mi z rowerem i życzy miłych wakacji. Wakacji. Ile ja mam lat. Nie wiem. Jadę. Rowerem po ciemku i po cichu, przez park.<br />
<br />
Dwie godziny później w pustawym mieszkaniu budzi mnie pukanie do drzwi. Nabijam siniak o futrynę. Piąta rano środek dnia, drą się ptaki. Wchodzi człowiek i idzie spać do mojego łóżka, tak wyszło, jeszcze tylko dziś. Przesuwam się na sam brzeg brzegu. Zaciskam zęby i tak strasznie chcę żeby było już jutro, że zasłaniam twarz rękami.<br />
<br />
Wieczorem wychodzę z domu tylko na chwilę, z gołymi udami i stopami, w byle jak zawiązanym płaszczu. Jest ciepło i obiecująco. Czuję każdy kamyk i każdy zapach. Na przystanek podjeżdża tramwaj i zanim otworzy drzwi, już się w ciemności uśmiecham, ale tak naprawdę, z zębami. Parskam jak źrebak. Ula. Pierwszy lipca. Wszystko się zaczyna.<br />
<br />
Miesiąc temu - pora roku Zima.<br />
Wracamy z imprezy sylwestrowej dusząc się ze śmiechu i chyba nawet trzymając się za ręce. Temat: mop do zmywania torów kolejowych. W dodatku na trawniku leży przewrócony toitoi. Wszystko jest straszliwie śmieszne. Kolejny dzień spędzimy jedząc hummus i rozmawiając o chłopcach takich i owakich. Pierwszy stycznia. Nic się nie zaczyna.<br />
<br />
Dziś - pora roku Zima Bardziej.<br />
Idę sama, wracam sama. Tym razem umiem rozmawiać z obcymi ludźmi, mimo, że już ich poznałam, na tym trawiastym zboczu. Wolałabym chyba nawet kogoś nielubianego, a oswojonego.Wracam pod kołdrę.<br />
Najpierw wyobraziłam sobie kogoś idealnego, ale z Twoją twarzą. Teraz nawet nie masz twarzy. Może i reszta zniknie.<br />
"-Musimy porozmawiać - mówię do nikogo."<br />
Pierwszy lutego.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-rE2_AmfrUcA/UuxQPbTQjFI/AAAAAAAAD70/xtBnVZMYjJU/s1600/imm005_N5.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-rE2_AmfrUcA/UuxQPbTQjFI/AAAAAAAAD70/xtBnVZMYjJU/s1600/imm005_N5.jpg" height="640" width="424" /> </a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<br />
<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-13959522135658411342014-01-28T14:10:00.000+01:002014-01-28T14:15:30.394+01:00Mam taki niewiele warty dar.<br />
Gdy zanurzam się w historię, którą już dobrze znam - bo każdy ma takie filmy, które ogląda jak już mu nic innego nie pozostało, takie książki, które go koją, takie historie, których czasem potrzebuje - czytał je, gdy było mu dobrze - kiedyś pomogły - zawsze to robią - zapominam jej fabułę wraz z pierwszą sekundą literą i klatką. What has been done, can be undone, sometimes.<br />
<br />
W niedzielę dzień święty użyłam go sobie.<br />
Wykasowałam z głowy historię i włączyłam film. Najpierw bardziej byłam skupiona na misce z zupą, potem tradycyjna patologia smartfonowa, a potem już nie dało rady.<br />
The Great Gatsby rozdarł mnie na pół. Nie przypuszczałabym w życiu, ze hollywódzki hit z popularnym aktorem dołączy do tych kilku filmów, po których trzeba się patrzeć w sufit.<br />
<br />
A przecież to nie tylko film, najpierw była książka, którą wygrzebałam trzy lata temu na stoisku antykwariatu w BUWie. Zachłysnęłam się od razu, doczytywałam w metrze, wgapiając się co rusz. z braku laku, braku przestrzeni dla oczu, w stopy innych ludzi.<br />
No więc to historia. Nie wiem co mnie w niej tak odurza.<br />
<br />
Chociaż oczywiście że wiem. Obsesja. Kronika zapowiedzianej porażki. Wiadomo, że nic z tego. I ta nadzieja w oczach taka jakby półprzezroczysta. Chcesz złapać za ramię - Ciebie ktoś zawsze łapie, daj spokój Kasia, to, na co czekasz, nigdy się nie wydarzy (nie to, żebyś uwierzyła). Obsesje mam w małym palcu - albo lubię kogoś za bardzo, albo wcale (Plath). Porażki też mam w małym palcu, więc dobrze spojrzeć na cudze z dystansu.<br />
<br />
W filmie doszła do tego baśniowość, przerysowanie gestów, mimiki, rzeczywistości. Niektórzy mówią, że przesada, ale widocznie nie mają we krwi takich pokładów egzaltacji jak na przykład ja. Światło jak w teatrze. Gwałcąca uszy muzyka. The XX, Lana i prohibicja. Ale i okropny niepokój. Zwala Ci się na głowę cała ta nieszczęśliwa miłość, ale jakby napompowana do rozmiarów życiowego planu.<br />
Gatsby nie może się doczekać spotkania - gryzę palce. Czuję go. <br />
Scena z wyrzucaniem koszul i łzy. Jak mały chłopiec, dam Ci wszystko, nawet zasuszoną dżdżownicę. Ja kiedyś dostałam. Wszystko to wszystko.<br />
Scena wypadku samochodowego - unoszę rękę i patrzę na swoją gęsią skórkę.<br />
<br />
A przecież gdyby im się nawet udało, to i tak w końcu...te deski nieopuszczone, skarpety pod fotelem, niedomyte naczynia. Odsuwanie się na brzeg łóżka, posiłki milczące i niechęć, przerywana co jakiś czas zapewnieniami, którymi przekonujesz sama siebie, wybuchami śmiechu. Jak powiedział pan aktor z Klancyka: 'Spójrz za okno, co widzisz? Świat pełen zepsutych związków?'. No, tak jakby. Zepsute albo nieistniejące.<br />
Co gorsza, do nieistniejących sobie można bardzo wiele dowyobrażać. <br />
<br />
No i dlatego czasem boję się obejrzeć film. Albo włączyć ładną piosenkę. Że mi wybuchnie klatka piersiowa. Sztuka sprowadza cierpienie, kurwa no! Rzekła Jelinek, nie wiem czy z przekleństwem.<br />
<br />
Poza tym na zachodzie bez zmian. Shake it like a polaroid picture, zaśpiewał pan w piosence. Jeśli potrząsnę głową jakieś miliard razy, to może mi się w niej wszystko ułoży, hm? Próbowaliście? Mnie dziś łaskoczą zatoki, więc podłączam się do kroplówki z Wesem Andersonem. Obejrzałam przed chwilą etiudę 'Hotel Chevalier' i jeśli skończyłam z nieco spoconymi oczami, uśmiechając się w pięść, to Wam też polecam kliknąć play poniżej.<br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="//www.youtube.com/embed/HkqIVdMt_bs" width="560"></iframe><br />
<br />
Lub poniżej i powgapiać się w śnieg. Dobro.<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="//www.youtube.com/embed/TJCLiam3Am4?list=PL10C755BF662DD475" width="560"></iframe><br />
<br />
Bleh. W czwartym tygodniu nowego roku chciałabym, żeby ktoś dla mnie coś pysznego ugotował. Chciałabym spotkać kogoś zachwycająco dziwnego. Chciałabym, żeby już było KIEDYŚ.<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-30104016214098438442014-01-19T17:31:00.001+01:002014-01-20T14:38:28.944+01:00Do trzech razy sztuka, potem już tylko bełkot.<br />
Ale w sumie bełkot będzie już dziś, bo.<br />
Nic się nie dzieje, innego niż:<br />
<br />
Budzik o siódmej, pod prysznicem zauważam, że mamy nowy dzień, łapczywie wytęsknione śniadanie (nadal najlepszy posiłek dnia), pięć różnych sukienek zakwita na podłodze, kreska, wymarsz, dziki bieg na tramwaj, byyyyle do lanczu, lancz, byyyyle do 15, bo to pora na owoc, taptaptap, ziew ziew ziew, byyyle do 17:30, fitness, powrót do domu, niweczenie fitnessowych efektów poprzez wielodaniowe kolacje, zmycie kreski, budzik na siódmą, sen/lub nie.<br />
<br />
Zdjęcia wyszły pięknie, a robiłam je najbardziej plastikowym ze swoich aparacików. Paryż jednak się zdarzył i teraz oddałabym co najmniej płat wątroby za powrót w tę wilgotną widokówkę, zbieganie ze wzgórza Montmartre, chowanie dłoni w rękawy i pociąganie nosem. Sami wiecie, jak pachną liście, gdy się po nich idzie. Włóczęga z myślotłokiem w głowie, wzdłuż rzeki, w poprzek ulic. Napieranie do przodu - jeśli się zatrzymam, to imploduje, zemdleją mi kolana, runę, łeb rozwalę, a ostatnim obrazem przed oczami będzie (byłaby) Twoja twarz. znów butelkę wina dziennie i te wszystkie nagrody za pokonane w pojedynkę lub w towarzystwie kilometry: ściskany zimnymi palcami kubek kawy z mlekiem, posypanej kakao, gałką muszkatołową i cynamonem. Pokrzepiająco ciężki naleśnik z czekoladą. Gęsta zupa z mlekiem kokosowym, krewetkami i orzeszkami ziemnymi. <br />
<br />
Jakie to fajne uczucie, zakutać się w szalik, wyjść z domu, postukać obcasami o mokre kocie łby, kupić w piekarni ciepłą bagietkę i skubiąc jej chrupiący rożek, wrócić powoli. Zjeść z niechlujnym kawałkiem sera, ćwicząc francuski na serialach i teleturniejach. Tak nie musieć nic, a zwiedzać to już zwłaszcza, po prostu sobie pożyć chwilę i pocieszyć się faktem, że obcy ludzie pytają o drogę. Oh ja i moja francuzeczkowość, no doprawdy, bajecznie.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-mQRD1rauIro/Utv1FKnQSaI/AAAAAAAAD7Q/fj9pVuKnrkc/s1600/imm015_N15.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-mQRD1rauIro/Utv1FKnQSaI/AAAAAAAAD7Q/fj9pVuKnrkc/s1600/imm015_N15.jpg" height="426" width="640" /></a><a href="http://3.bp.blogspot.com/-Po_vXd1ID1M/Utv0yl226GI/AAAAAAAAD6o/9-79wMKIS3M/s1600/Zrzut+ekranu+2014-01-18+o+23.44.09.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-zQt45GPCJv0/Utv1PzwGMII/AAAAAAAAD7Y/-wRjvYrISm4/s1600/imm018_N18.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-zQt45GPCJv0/Utv1PzwGMII/AAAAAAAAD7Y/-wRjvYrISm4/s1600/imm018_N18.jpg" height="425" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-KkZnB4ad638/Utv1D77QQpI/AAAAAAAAD7I/eL1kwIp6_lU/s1600/imm007_N7.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-KkZnB4ad638/Utv1D77QQpI/AAAAAAAAD7I/eL1kwIp6_lU/s1600/imm007_N7.jpg" height="426" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Chce mi się znowu gotować. Robić zdjęcia. Oglądać filmy. Robić rzeczy mi się chce. Nie wiem skąd ta ćpuńska energia. Rozmawiać z ludźmi, których jeszcze nie poznałam. Karmić kogoś. Czytam przepisy w których trzeba użyć trzech tabliczek czekolady, albo zalać wołowinę winem i dusić i wiem, że sama dla siebie tego przecież nie zrobię. Szkoda. Ale przynajmniej nie muszę uciekać od ludzi we własnym domu, jak to bywało. Tak dooobrze mieszkać samej. Tańce w samych majtkach mode on.<br />
<br />
A jednoosobowe jedzenie też jest spoko. Zwłaszcza śniadania, as I said.<br />
Gotowany orkisz z ziarnami granatu, wodą różaną, miodem, jogurtem greckim i siekanymi migdałami - smakowite odkrycie stulecia, niestety na zdjeciach wyglada jak pasza dla kucyka. Ale zróbcie, mówie Wam! <br />
Pancakes z kokosową ricottą i malinami zimującymi od lata (połączenie idealne - po pierwszym kęsie/jęku rozluźniają się mięśnie twarzy i wyrównuje tętno) - <a href="http://instagram.com/p/i3BbuFL3YK/" target="_blank">wizualizacja tu</a>.<br />
Owsianka z łyżką masła orzechowego crunchy i powideł śliwkowych - wiadomo.<br />
Zamrożony kawałek brownie, idealny do żucia. Nawet gdybym miała z kim, to i tak bym się nie podzieliła - też nieładny.<br />
Jajka sadzone z kuminem i pietruszką - <a href="http://instagram.com/p/ivk14Rr3ec/" target="_blank">tu</a>.<br />
Kanapki z ricottą, konfiturą różaną i migdałami - <a href="http://instagram.com/p/hiEXlBL3cf/" target="_blank">tu</a>.<br />
Jezu święty.<br />
Tak bardzo mi żal ludzi, którzy jedzą bułki z margaryną i mielonką i kluski z sosem ze słoika, a z drugiej strony im zazdroszcze - gdyby tak przestać być wiecznie gastro-niedostymulowaną.<br />
<br />
Oprócz fajnych rzeczy do pisania za darmo (Zuzanno, ukłony), znów przydarzył mi się freelance i utwierdziłam się w przekonaniu, że to absolutnie najidealniejszy sposób pracy. Dziki zapieprz w godzinach w których mój mózg chce, a nie musi, grzebanie wśród słów i obrazków, jakieś dziwne punkty w głowie łączy nić i nagle pyk, jest trzecia w nocy, wszędzie pełno kartek i skórek po mandarynkach. Nerwowy sen, żołądek zjada się sam, cztery kawy. Akcept. Można ziewać i błędnie się uśmiechać. Chce więcej, dajcie mi coś do wymyślenia! <br />
<br />
Wreszcie spadł śnieg i przykrył błoto. Wygłuszył i wytłumił co trzeba. Nawet butki przemakają jak co roku. Wreszcie jakieś znajome problemy!<br />
Otwieram okno i zaciągam się mrozem. Wydycham chaos ustami.<br />
<br />
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-Po_vXd1ID1M/Utv0yl226GI/AAAAAAAAD6o/9-79wMKIS3M/s1600/Zrzut+ekranu+2014-01-18+o+23.44.09.png" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Po_vXd1ID1M/Utv0yl226GI/AAAAAAAAD6o/9-79wMKIS3M/s1600/Zrzut+ekranu+2014-01-18+o+23.44.09.png" height="394" width="640" /></a> <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Plusy trzeciego tygodnia nowego roku? Umiem zrobić 110 przysiadów bez przerwy i mój tyłek staje się prawdziwą skałą. Tak, tyłek to moja mocna strona. Trzeba znać swoje mocne strony.<br />
Minusy? Nie mogę przestać jeść. Bo zima, bo wydaje mi się, że jestem atletą, bo smutno, zawsze znajdzie się logiczna wymówka. Chciałabym być człowiekiem, który zapomina o żarciu! Chyba sobie kupię człon tasiemca na ebayu.<br />
<br />
Marzy mi się Nowy Jork (przez bloga, o którym przypomniałam sobie dziś: <a href="http://rasmuskeger.com/" target="_blank">Through the eyes of Rasmus Keger</a>)<br />
Marzy mi się mały tatuaż z czymś bezsensownym, a przeładnym (a im bardziej ktoś anty, tym bardziej ja pro).<br />
Marzy mi się L4 (pewnie pożałuję i umrę na zapalenie płuc, jak duszek Casper).<br />
Marzy mi sięęę.<br />
<br />
(nieco w tonie usprawiedliwienia przypominam, że notka jest częścią dwumiesięcznego wyzwania, które ma na celu wyrobienie u mnie nawyku regularnego pisania, takie tam resolution, oraz cudownego przemienienia mnie w prawdziwą blogerkę; tylko tak trochę nie mam koncepcji, prawdziwe blogerki zwykle piszą O CZYMŚ *nos na kwintę*, prawdziwe blogerki mają życie, albo chociaż sztuczną trawę w przedpokoju) <br />
<br />
KTHXBYE.bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-62802380726060154282014-01-11T21:59:00.000+01:002014-01-11T21:59:19.057+01:00Piątki też bywają fatalne. Założę się, że wczoraj odbyło się dużo więcej uroczystych samobójstw niż na przykład dziś.<br />
Bo było nieludzko.<br />
<br />
Wyobraźcie sobie możliwie najgorszy dzień. Ale z tych zwykłych i nieszkodliwych, tak jak na przykład najgorszą nieszkodliwą chorobą jest zapalenie zatok, kiedy to boli Cię jestestwo i nijak umrzeć.<br />
<br />
Budzisz się w najbardziej obiecującym momencie niespełnionego snu - koszmary po stokroć lepsze niż te słodkie, upojne, które zestawione z rzeczywistością od razu wtrącają w marazm; wpadasz prosto w lodowaty granat i do pełni nieszczęścia brakuje tylko wrzasku Twojej matki i białego lekarskiego kitla i żeby to był Twój własny poród. Zapominasz szlafroka, ba, Ty nawet nie masz szlafroka, więc z zaparowanego mikrokosmosu prysznica znów wychodzisz wprost w ten granat, który chlaszcze Cię po plecach i napina skórę. Do stóp przyklejają Ci się paprochy. Lub wchodzisz świeżą skarpetką w krople wody. Skrajna obrzydliwość.<br />
<br />
Powietrze swego M1 aromatyzujesz swądem spalonego mleka bezlaktozowego, bo zwykłe przestałaś trawić już dawno, co można uznać za kolejny element tragiczny roku minionego, zaraz obok dwuosobowego szeregu zawodów miłosnych.
W tramwaju Drużyna Specjalna, której skład staram się w miare regularnie portretować na twitterze - Człowiek Smród (nigdy nie prany sweter? cebularz? stopa cukrzycowa?), Człowiek Miarowy Hałas (pozbawiony pamięci krótkotrwałej, co trzy sekundy na nowo wierzy, że smarki wciągnięte raz, znikną na zawsze), Człowiek Patologia Przestrzeni (trąca i dyszy w szyję, wciska w nerki torbę, ściśnie rurkę akurat tam, gdzie pofrunął Twój żywy i podłączony wprost do rdzenia kręgowego włos).
<br /><br />Pogoda też jest Twoja ulubiona. Deszczowy wiatr wywiewa Ci gile z zatok. Wybornie. Przewspaniale. Paletko i czapka gówno warte. Rękawiczki zgubione już dawno. Furkoczące włosy w ustach (oby własne). Zginasz się w pół i wrzeszczysz na chodnik. Może nikt nie zauważy, słońce i tak nie wschodzi do 11, potem ledwie odkaszlnie i znów się pakuje w ciepłe kraje. No ale narzekanie na pogodę jest chyba niezbyt eko?
<br /><br />Zawadzasz ludzkości. Ludzkość się czepia, że się nie uśmiechasz. Jakby to komukolwiek robiło różnicę. Jakby psuło krajobraz.
<br /><br />No to wchodzisz na bieżnię, może w ten godny sposób zawalczymy z deprą. Nie, jedyna wolna bieżnia się zacina, zęby cudem ocalone, a przy piątym kilometrze zaczynają boleć Cię kości i myślisz sobie, że to na pewno ostatnie dni życia w niewiedzy o jakiejś strasznej chorobie.
<br /><br />Rossman gubi rolkę filmu z Paryża - swoją drogą doskonałe podsumowanie listopadowych mrzonek. Oh nie, nie będzie czym urozmaicić wypełnionej marudzeniem notki! Słuchawki wypadają z uszu ustawicznie acz naprzemiennie. Zielone światło nie zapala się przez trzy kolejki (podczas gdy ten wiatr przez to paletko). Małe skurwysyństwa od losu, all day long.
<br /><br />Wbiegasz po schodach, bo goni Cię piątkowa noc i przecież trzeba włożyć czerwoną sukienkę pomalować usta wyjść cieszyć się pić palić jeść hummus oblizywać palce czekać nie doczekać westchnąć.
<br />Patrzysz komuś w oczy w lustrze. <br />I nagle Ci się odechciewa. Kopiesz zabawki w kąt, zrzucasz papiery z biurka (którego nie masz) i z rozbiegu (dokładnie tak jak Ci kiedyś mama nie pozwalała) wskakujesz w rozbabrane łóżko. Nakrywasz się kołdrą razem z głową. Jest godzina W, jak Wszystko Mi Jedno.
<br /><br />Kolejny idiotyczny dzień okokonienia się we własne niepoważne niedorosłe udręki. Jedyne co robi dobrze, to bezduszne elektro. Taki rozrusznik, zapobiega śmierci z nieprzytulania.
<br /><br />Dziś lepiej. A jutro?
<br /><br />(Ps. Jesteście najfajniejsi i Wasze ulubione słowa też.)
bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-27316277885808368462014-01-07T20:56:00.001+01:002014-01-07T21:33:43.645+01:00<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Czysta
karta.</span></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Trochę
mi się tylko wymiętoliła, bo moja <s>głowa </s>torba to przelewający się,
bezstrukturalny worek na śmieci.</span></span>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Zakapałam
ją też troszkę i pomarszczyła się w kropki. Pożułam róg (też tak macie? żujecie
w zamyśleniu długopisy? zakładki do książek? własne usta?).</span></span>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Czyste karty szybko się brudzą, taki los.</span></span>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">No ale mamy nowy rok.</span></span>
<br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Więc. </span></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Siedzę
na podłodze i myślę.</span></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Pierwszy
raz siedzę po turecku na podłodze we własnej warszawskiej kuchni. W plecy mi
zimno od muru, a mur to nie byle jaki – mój budynek został zbudowany w 1938
roku. W tyłek mi zimno od płytek, które skrzypią – jedyne takie na świecie.
Wgapiam się (oprócz tego, że w ekran) w pralkę z praniem ciemnym, w której
wirują skarpetki na cały tydzień. No i myślę, podczas gdy karmelizuje mi się
cebula do tarty.</span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Myślę
sobie o tym wszystkim o czym zwykle myślę, czyli o swoim nieudacznictwie i
niestałości w dążeniach, o wiecznej po wsze czasy samotności z powodu much
w nosie, o tym, że nie wiem co bym chciała robić jak będę dorosła i o tym, że
nie mam komu ugotować wołowiny po
burgundzku, a jeść takie cuda samemu jest dojmująco smutno. O tym, że
zabiłam dwa kwiatki doniczkowe i mojej mamie byłoby przykro, gdyby się dowiedziała, bo to prawdziwa kwiatkowa pielęgniarka
i ze stanu śmierci klinicznej na pewno przywróciłaby je światu zdrowe i wesołe.
Tylko po co. Komu i na co. Co za różnica. </span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Spotkałam
się w ten weekend z (kolejnym w moim życiu) niesamowitym dziewczęciem (w sumie
weekend był pełen niesamowitych dziewcząt, ale ja nie o tym). Ostatnim razem
widziałyśmy się w dzień, w którym samolot prezydenta roztrzaskał się o brzozę
czy tam wierzbę czy tam kasztan. Miałam rudawe włosy, słodkiego miłego chłopca,
studia których nienawidziłam. Miasto, którego nienawidziłam. Wisiało nade mną
widmo wiecznego bezrobocia, jak przystało na studenta nauk humanistycznych,
zwłaszcza takiego, co to sobie bimba. </span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">No
i jak tu odpowiedzieć na pytanie 'co słychać'? Skoro dostałam po twarzy jakimś
dawno zapomnianym okruchem samej siebie, której już nie znam. I ciężko mi
sklecić składne zdanie.</span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Bo
wszystko jest inaczej, oprócz jednej rzeczy. Nasrania we łbie.</span></span></div>
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-AGPMme-m91w/UsxYqXJYU-I/AAAAAAAAD5s/0b1Fsva4cLM/s1600/Zrzut+ekranu+2014-01-07+o+20.41.44.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-AGPMme-m91w/UsxYqXJYU-I/AAAAAAAAD5s/0b1Fsva4cLM/s1600/Zrzut+ekranu+2014-01-07+o+20.41.44.png" height="107" width="400" /></a></div>
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Teraz
przynajmniej swoje miasto zupełnie
szczerze uwielbiam. Codziennie
gapię się na Wisłę, bez względu na pogodę i dobroć książkową, którą aktualnie
mam na kolanach. Mlaskam jadąc Belwederską, nawet Marszałkowską,
uliczkami Powiśla, mostem Poniatowskiego i Świętokrzyskim. Krok sprężysty na
Koszykowej, Dąbrowskiego, Filtrach. </span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Albo
taka ulica Stalowa na Nowej Pradze. Nawet jadąc śmierdzącym autobusem (nie wiem
czemu w Warszawie autobusy są takie skiszone, a autobusy na Pradze to już
wybitnie - gangrena pluszowych siedzeń),
oczy mam otwarte najszerzej. Wąska uliczka z niesamowitymi
kamienicami (z których po wojnie oczywiście skuto dekoracje) i szynami
tramwajowymi. Niby zwyczajna, pełna zegarmistrzów, starych warsztatów, sklepów
zielarskich i zasikanych bram, ale tak bardzo miejska, że ja, dziecko
z prowincji, zachwycona.</span></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">I sto innych, o których teraz
zapomniałam. Może Wy macie jakieś ulubione? Gdzie oku jakoś tak dobrze. Gdzie
harmonia albo światło albo drzewa ładne. Hm?</span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Przez
szaloną styczniowy-dar-od-boga pogodę czuć
jakby wiosnę. To lato nie
wróci, już na pewno. Ale coś
pachnie dobrze, więc może będzie
następne. Aż chce się rozpędzić na rowerze. Już z górki.</span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Nie wiem, wiosna i jesień to zapach
czegoś nowego. Ale co jest pierwsze: zapach czy zmiany?</span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Sukcesy
pierwszego tygodnia nowego roku? Wreszcie udało mi się rozpłakać! Było bardzo
fajnie. Oraz bardzo
spontanicznie kupiłam bilet do Gwatemali. Mam dwa miesiące na likwidacje sadła.</span></span><span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"> </span></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Porażki
pierwszego tygodnia nowego roku? Nazwijmy
to potężną awarią pompy ssąco-tłoczącej, czyli nic nowego. Ot nauczka. Moim
postanowieniem na 2014 jest być dwa tysiące czternaście razy mniej naiwną.</span></span></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Co
za bezsens tak pisać sobie samej o sobie samej. Muszę sobie chyba rozszczepić
osobowość.</span></span></div>
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-MMBl5VcgpwQ/UsxaAmfF0RI/AAAAAAAAD50/Sb-YLaZjC9o/s1600/imm035_34A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-MMBl5VcgpwQ/UsxaAmfF0RI/AAAAAAAAD50/Sb-YLaZjC9o/s1600/imm035_34A.jpg" height="400" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">W ramach uzdjęciowienia kwiatek, który jeszcze żyje. </span></span>Wszystkich,
którzy tu zbłądzili, upraszam uprzejmie o jedną rzecz. Napiszcie swoje ulubione, subiektywnie najsmaczniejsze
słowo, może być anonimowo, może być w każdym języku świata. Bo ja swoje gdzieś zgubiłam. A przy okazji dowiem się ilu Was jest, taki
ze mnie cwany gapa.</span></span></span></span><br />
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">A
zaraz pralka w szaleństwie wirowania wyjdzie spod szafki i mnie zmiażdży i się
skończy durne zastanawianie. A cebula skarmelizuje się do imentu i nikt się nią
już nigdy nie zajmie. Zostanie tu sama jak palec i będzie musiała sobie
poradzić. Słodki boże, jak ona sobie poradzi.</span></span> </span></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<br /></div>
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">
</span></span><br />
<div style="margin: 0.1pt 0cm;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"></span></span><span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"></span></span></div>
bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com117tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-63601419573796644332013-12-21T23:04:00.001+01:002013-12-21T23:08:46.967+01:00Za trzy dni <a href="http://bezukowa.blogspot.com/2010/12/dzis-by-prawdziwie-ciastkowy-dzien.html#comment-form">znowu</a> <a href="http://bezukowa.blogspot.com/2010/12/bedzie-tak-wstane-o-11.html#comment-form">będzie</a> Wigilia, chociaż nic na to nie wskazuje.<br />
Siedzę sobie na własnym
skrzypiącym krześle, oszczędnie tańczę samą głową. Stopy podkulone i wciśnięte pod
kolana. Mam we krwi całe szaleństwo niedojrzałych kobiet. Zamiast hemoglobiny, najwyraźniej.<br />
Nastrój zawsze zero jedynkowy.<br />
No to postanowiłam sieknąć pseudopodsumowanie tego wywrotowego roku.<br />
<br />
<br />
Najpierw zdjęciowo, przypadkowo. To, co poniewierało się w rolce z aparatu, nie trafiło na instagram i na co lubię patrzeć czasem. <br />
Moje najlepsze miejsce w biurze, z widokiem wprost na brud. Światło. Moja ulubiona osoba świata. Moja letnia chudość i radość. Domowy i uliczny Berlin. Mgła, za którą uganiałam się jak głupia. Szpital jak z serialu. Ugly is the new pretty. Wiersze. Wieża.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-vEL_IIFjvMk/UrYF2mxSH3I/AAAAAAAAD5U/X3znNkfkRkc/s1600/zdje%CC%A8cie.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-vEL_IIFjvMk/UrYF2mxSH3I/AAAAAAAAD5U/X3znNkfkRkc/s400/zdje%CC%A8cie.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-rIg9GnHu2U0/UrYF03r5AgI/AAAAAAAAD48/KTxJa9woBEM/s1600/zdje%CC%A8cie+3.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://2.bp.blogspot.com/-rIg9GnHu2U0/UrYF03r5AgI/AAAAAAAAD48/KTxJa9woBEM/s400/zdje%CC%A8cie+3.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-FUhSLhKE7ao/UrYF1EdEAUI/AAAAAAAAD5A/EnlH015QFlY/s1600/zdje%CC%A8cie+4.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-FUhSLhKE7ao/UrYF1EdEAUI/AAAAAAAAD5A/EnlH015QFlY/s400/zdje%CC%A8cie+4.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-Lf1AUPdGvuI/UrYF1S97H6I/AAAAAAAAD5E/U61ImhZqJX8/s1600/zdje%CC%A8cie+4-1.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/-Lf1AUPdGvuI/UrYF1S97H6I/AAAAAAAAD5E/U61ImhZqJX8/s400/zdje%CC%A8cie+4-1.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-AsImu_z7rE8/UrYFuU1y-uI/AAAAAAAAD4E/AwA68iFqR60/s1600/zdje%CC%A8cie+1-2.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-AsImu_z7rE8/UrYFuU1y-uI/AAAAAAAAD4E/AwA68iFqR60/s400/zdje%CC%A8cie+1-2.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-APZfnaDmw4E/UrYFxvzzeaI/AAAAAAAAD4g/v3pfVOGseEM/s1600/zdje%CC%A8cie+2-2.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-APZfnaDmw4E/UrYFxvzzeaI/AAAAAAAAD4g/v3pfVOGseEM/s400/zdje%CC%A8cie+2-2.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-MKu47Zc1rxY/UrYFzN2nQoI/AAAAAAAAD40/-GKcl9Hrde4/s1600/zdje%CC%A8cie+3-2.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://2.bp.blogspot.com/-MKu47Zc1rxY/UrYFzN2nQoI/AAAAAAAAD40/-GKcl9Hrde4/s400/zdje%CC%A8cie+3-2.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-SMlsO79nIaM/UrYFr7AAgeI/AAAAAAAAD38/dIhkhZcMI9w/s1600/gro.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-SMlsO79nIaM/UrYFr7AAgeI/AAAAAAAAD38/dIhkhZcMI9w/s400/gro.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-AsIprwgzRaI/UrYFuYSXA-I/AAAAAAAAD4I/nVGZccw5nz0/s1600/vscocam_1382972999.314267.IMG_5672.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-AsIprwgzRaI/UrYFuYSXA-I/AAAAAAAAD4I/nVGZccw5nz0/s400/vscocam_1382972999.314267.IMG_5672.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-76eywDmBHCA/UrYFx1TTVOI/AAAAAAAAD4o/H4KMrAjSUjQ/s1600/zdje%CC%A8cie+2.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://4.bp.blogspot.com/-76eywDmBHCA/UrYFx1TTVOI/AAAAAAAAD4o/H4KMrAjSUjQ/s400/zdje%CC%A8cie+2.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-6e4Wf5eNElw/UrYFuQPcsWI/AAAAAAAAD4M/2XB8Vl6ULYs/s1600/zdje%CC%A8cie+1-1.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-6e4Wf5eNElw/UrYFuQPcsWI/AAAAAAAAD4M/2XB8Vl6ULYs/s400/zdje%CC%A8cie+1-1.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-yHkammn_Jmk/UrYFwoXY1HI/AAAAAAAAD4c/zalyoMUuMp8/s1600/zdje%CC%A8cie+1.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/-yHkammn_Jmk/UrYFwoXY1HI/AAAAAAAAD4c/zalyoMUuMp8/s400/zdje%CC%A8cie+1.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Muzycznie było bardziej niż kiedykolwiek. God bless Spotify.<br />
Podarował mi też niestety takie piosenki, które mi teraz rozdzierają mięsień sercowy na drobne kawałeczki, tak jak się bierze stary bilet i pismo ze spółdzielni mieszkaniowej i dzieli na nieskończone połowy, aż do konfetti, którego nie sposób donieść do śmietnika. Nie chcę ich. Niech przestaną istnieć:<br />
<a href="http://open.spotify.com/track/3tAwKdVNtZ8AQU7AJWGCPP">1</a>,<br />
<a href="http://open.spotify.com/track/6ZRwX6fnEJ0OInSpkiJD08">2,</a><br />
<a href="http://open.spotify.com/track/123W7snVRuONLwn2uMdJB3">3</a>,<br />
<a href="http://open.spotify.com/track/0QYbH9jvRImTWtAavozN3w">4</a>, <br />
<a href="http://open.spotify.com/track/1JDMO4EVPHtm0xXhJb2IjR">5</a>. <br />
(ale żartowałam, zostańcie)<br />
<br />
Co było fajne? Ula, Tola, Luiza i inne dziewczynki z elementarza. Takie dobro. Nieskończona ilość pysznych rzeczy, tortów bezowych, prosecco, kilometrów na rowerze. I te wszystkie miasta, które udało mi się zobaczyć jesienią. Zawsze chciałam podróżować jesienią i proszę, jak wybornie. Smaga Cię po twarzy zagraniczny wiatr. <br />
A co niefajne? Takie tam. Nieczułe plecy. Niedotrzymane obietnice. Niecałowanie. Czasem specjalnie nie rozglądam się w lewo prawo lewo na przejściu dla pieszych, tylko zaciskam zęby i idę.<br />
A co zasługuje na oddzielny punkt? Że wygrzebałam się ze strefy <strike>komfortu</strike> oszukiwania samej siebie i podjęłam Wielką Decyzję Zostawienia Miłego Chłopca. Wystawiłam głowę z grajdołka i dostałam piaskiem w twarz. Nie żałowałam ani razu i prawie tego nie poczułam, od razu przyszła nowa fala. Na fakt, że wymyła mi spod stóp cały grunt, spuśćmy zasłonę milczenia ;) <br />
<br />
Boże, skąd się bierze wesołość (oprócz tabletek)? Czy z cytrynówki lubelskiej (moja jedyna styczność z dawnym landem) wychylanej w lepkim
barze dla miłośników gier fantasy? Czy z zachwyconego spojrzenia (jeśli
nie należy do menela albo człowieka o twarzy nożownika, to zawsze poprawia stan rzeczy)? A może troszeczkę z tego, że
jest późno w nocy, a Ty nic nie musisz? <br />
<br />
Taki krótki
jest ten fragment życia w którym człowiek nic a nic. Bałagan nikogo
jeszcze nie zabił, chociaż moja mama uważa inaczej. Niewyspanie, ciasto na obiad, marnowanie czasu,
pisanie zamiast spania - też. Samotność - chociaż to złe słowo, jak
nazwać fizyczne bycie samą? - albo Cię leje po twarzy, albo wyrzuca w
górę i czym tu się smucić. O dziwo, przeludziowałam się trochę. Osiem
godzin w pracy rozkosznie jest odreagować niepatrzeniem na nikogo, doczytywaniem zaczętej z rana opowiastki i dosłuchaniem playlisty
tygodnia. Schowaniem głowy w szalik. Moje łóżko ma metr czterdzieści szerokości i to jest bardzo jednoosobowy wymiar. <br />
Myśl o tym, że kiedyś będę w dorosłej rzeczywistości i będę robić swoim dzieciom kanapki do szkoły... jest tak odległa, że aż niepołączona z teraźniejszością. Jeszcze w styczniu znalazłabym jakąś niteczkę. Twarze chociaż mogłabym sobie wyobrazić. Dziś jestem jeszcze bardziej niedorosła. Wcale mi z tego powodu nie jest smutno.<br />
<br />
Co będzie teraz? Za trzy dni Wigilia, a potem przyjedzie ktoś, obok kogo dobrze jest się budzić ;-) i będzie dobrze. <br />
<br />
Tęsknię za swoim rowerem.<br />
I za sobą samą z początku lata.<br />
Tęsknię za kimś, kogo nigdy nie było. Głowo, coś Ty narobiła. Masz czas do końca roku, się zebrać do kupy. Potem powiem tacie, babci powiem, oni wszyscy myślą, że ja jestem mądra, a ja wcale nie jestem, to się kiedyś wyda, bankowo bez kitu się wyda. Świecić oczami będę. OGARNIJ SIĘ. Ogarnij.<br />
<br />
Takie tam, z potrzeby palców.<br />
W końcu... na pewno. Co najmniej od razu.bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-90332753413448216522013-12-11T22:54:00.001+01:002013-12-11T22:54:53.300+01:00Codziennie wisi w powietrzu niewypadany deszcz.<br />
Albo pada.<br />
Pierwszy śnieg pojawił się w któryś tam poniedziałek rano - to tak samo dziwne uczucie jak obserwowanie ludzi łapczywie jedzących kebaba jakoś nad powszednim ranem, na przystankach tramwajowych, albo jak patrzenie na sztuczne kwiatki. No po prostu nie. Dysonans. Pierwszy śnieg powinien spaść wieczorem i to najlepiej w wolny dzień. Wracasz do domu i trzymasz kogoś za rękę w rękawiczce i spada Ci na nos wielki płatek. Albo żeby Cię łokcie zaczęły boleć bo patrzysz i patrzysz przez okno i Ci cieplej w środku. W tym roku Ci wcale nie cieplej. Wszystko Ci jedno jest. <br />
<br />
Pierwszy mroźny weekend - jakby zima zapętlona nigdy się nie skończyła i trwała cały rok, a lato nigdy się nie odbyło. Tak powinno być. Na co komu lato, skoro po nim i tak przyjdzie zima. Na co komu zakochanie, skoro potem i tak <strike>wycierasz smarki </strike>ze wszystkich sił próbujesz się rozryczeć, bo to jak z rzyganiem, daje ulgę, ale no za cholerę nie potrafisz. No włosów Ci nikt nie potrzyma, więc może to i lepiej.<br />
<br />
I jest tak jakbyś na huśtawkę wlazła się pobujać, lecisz do przodu z piersią wypiętą silną i pewną i nawet widzisz jakąś logikę i trzymasz się swoich zasad. Już zawsze, już nigdy, no pewnie, mam godność. Następnie z właściwym sobie pędem do tyłu, do pierwotnych prostych poznawczo dostępnych chęci. Gryziesz wargi, zdrapujesz lakier z paznokci. No w co by tu uwierzyć tym razem. Co by tu sobie uroić.<br />
I tak cały dzień aż sznureczek nie puści, wpadasz w wykopany czubkami własnych stóp dołek, obijasz sobie kość ogonową. Może bolałaby mniej, gdybyś wiedziała, że to ostatni raz. Nope! Możesz spokojnie zacząć ryć kreski w ścianie!<br />
<br />
Generalnie wszystko gówno prawda. Pogoda wcale nie wpływa na mój nastrój. Ostatnim razem gdy byłam wesolutka, na łeb siąpił mi deszcz i musiałam zawinąć sobie dłonie w wyciągnięte do granic możliwości rękawy swetra. Miesiąc temu.<br />
<br />
Ciekawe spotkania mi się zdarzają ostatnio. Na przykład w niedzielę, podczas gdy lepki śnieg zasypywał Plac Zbawiciela, nad herbatą w Ministerstwie. Pomiędzy tematami książek pisania i czytania, doktoratów planowania i gardzenia szkolnictwem, wstydzenia się siebie i sobą kokietowania, słyszałam wiele dobrych słów, na przykład, że czas zacząć traktować siebie poważnie. Mam nadzieję że ja też powiedziałam coś mądrego (Mag?). Niesamowici ludzie czytają tego zdechłego bloga! <br />
W ogóle, ten rok był pełen niezwykle interesujących kobiet. Pierwszy taki rok w moim życiu, do tej pory gardziłam koleżaneczkami, mając w domu pogodnego chłopca. A dziś miewam sprzątające mi (dobrowolnie!) kurz z półek i radośnie pochłaniające moje frytki ze słodkich ziemniaków mądre dziewczęta. Niebywałe.<br />
Nie ma w sumie potrzeby pisać kogo czego ten rok nie był pełen. <br />
<br />
Jutro pracowa impreza świąteczna. Rok temu tańczyłam osiem godzin bez przerwy a ludzie pytali mnie czy wciągam koks z deski klozetowej. Nie wciągam. Teraz też mam nakumulowane dużo energii. Nieważne jakiej, skoro przekształci się w beztroskie tanuszki i odrzucanie głowy w tył, czy to od wybuchów perlistego śmiechu czy też od wysycania* się alkoholem. <br />
<br />
(*wysycać - w chemii: wprowadzić do danej objętości ciała stałego, płynnego lub lotnego pewną ilość jakiejś substancji, którą dane ciało może wchłonąć; dopuszczalne w grach)<br />
<br />
Tak, jestem zła.<br />
Tak, mam nasrane w głowie, bo przecież dwie nogi dwie ręce (trochę słabą morfologię ale od tego tylko niektórzy umierają) pracę dom sukienki włosy kaszę w szafce mamę tatę brata święta. I czelność mówić że mi źle. <br />
Herbata mi wystygła. <br />
<br />
Nie, już nie pamiętam jak było w Paryżu, bo to było dawno i nieprawda.<br />
Nie, nie mam zdjęcia.<br />
Jestem negatywem.bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-32996150144453720742013-11-11T12:30:00.000+01:002013-11-12T10:04:48.107+01:00<style>
<!--
/* Font Definitions */
@font-face
{font-family:Cambria;
panose-1:2 4 5 3 5 4 6 3 2 4;
mso-font-charset:0;
mso-generic-font-family:auto;
mso-font-pitch:variable;
mso-font-signature:3 0 0 0 1 0;}
/* Style Definitions */
p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal
{mso-style-parent:"";
margin-top:0cm;
margin-right:0cm;
margin-bottom:10.0pt;
margin-left:0cm;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
mso-bidi-font-size:12.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-font-family:Cambria;
mso-fareast-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
@page Section1
{size:595.0pt 842.0pt;
margin:72.0pt 90.0pt 72.0pt 90.0pt;
mso-header-margin:35.4pt;
mso-footer-margin:35.4pt;
mso-paper-source:0;}
div.Section1
{page:Section1;}
</style>
-->
<br />
<div class="MsoNormal">
Z czym kojarzą Wam się Niemcy? </div>
<div class="MsoNormal">
Mnie z dziwnym
chrzęszczącym językiem i z chemią piorącą.</div>
<div class="MsoNormal">
Z czym kojarzy Wam się Hamburg? Z lotami
przesiadkowymi? </div>
<div class="MsoNormal">
A Hannover? Z niczym? </div>
<div class="MsoNormal">
Berlin? Źe wszyscy tam byli i wszystkim się podoba.</div>
<div class="MsoNormal">
W tym roku byłam w Niemczech pierwszy raz. Nie liczę
wakacyjnego rodzinnego przemykania przez idealnie równe autostrady za czasów
dziecięctwa. Tak równe, że zupę możnaby zjeść z płaskiego talerza i ani
kropla. </div>
<div class="MsoNormal">
Jeszcze do niedawna nigdy bym nie pomyślała, że jeden
z najlepszych weekendów swojego życia spędzę w Niemczech. Większość
najlepszych weekendów tego roku!</div>
<div class="MsoNormal">
A jak się zaczął ten najfajniejszy?</div>
<div class="MsoNormal">
<a href="http://www.germany.travel/pl/index.html" target="_blank">Niemiecka Centrala Turystyki</a> zaprosiła Ulę Celebrytkę i
Agatę z bloga <a href="http://kuchniaagaty.pl/" target="_blank">Kuchnia Agaty</a> na wyjazd pod tytułem Youth Hot Spots in
Germany. Niestety (zawsze mam problem z takim niestety, jeśli spotyka mnie
potem coś fantastycznego...) Agata się rozchorowała, a że natura nie
znosi próżni, zapytano Ulę Celebrytkę, czy nie ma aby jakiejś polskiej
koleżanki blogerki. Otóż, miała. Z perspektywą wyprztykania się z
kolejnych dni urlopowych pisnęłam więc z radością i bang, plany na weekend
gotowe.</div>
<div class="MsoNormal">
Warszawa – Poznań.</div>
<div class="MsoNormal">
Podróż zaczęła się o bolesnej czwartej rano. Dobrze o tej
porze jechać pociągiem i gapić się na te wszystkie mgły, chatki, polskie lasy.
I rozmyślać. Toalety jeszcze czyste. Melancholia.</div>
<div class="MsoNormal">
Poznań – Monachium.</div>
<div class="MsoNormal">
W każdym łączonym locie musi maczać palce jakiś szatan, bo
zawsze jeden z nich jest opóźniony. Zawsze ktoś się powoli wtarabania
z bliźniaczym wózkiem, a potem kierowca lotniskowego autobusu jest chyba
na stażu, bo nie wie jak jechać. I gnasz jak szalona przez kilometry
(przesada zawsze w cenie) lotniska, po to, aby ujrzeć jak stojąca samotnie przy
bramce Ula (to już urojenia, ale jakże barwne) ociera łzę, odwraca się i
wchodzi do korytarza prowadzącego do samolotu. I krzyczysz i ona się odwraca i
wpadamy sobie w objęcia i w podskokach biegniemy stawić czoło przygodzie i
wkurwionym pasażerom nieco opóźnionego samolotu. </div>
<div class="MsoNormal">
Monachium – Hamburg.</div>
<div class="MsoNormal">
Opiekują się nami jak królami. Mój pierwszy sznycel na
niemieckiej ziemi. </div>
<div class="MsoNormal">
A potem poznajemy resztę ekipy. Sami ciekawi ludzie,
dziennikarze piszący o podróżach, muzyce i szeroko pojętym lajfstajlu (a to jak
wiadomo, kierunek przyszłości; dobrze, że u nas w Polsce też to wiedzą).
Wyborna stylówka pary z Australii od razu nas ekscytuje, więc postanawiamy
z Ulą się zakolegować. </div>
<div class="MsoNormal">
I jak już mamy się z kim bawić, to wszystko staje się
jeszcze bardziej wspaniałe. Kolacja w portowej knajpie z szalonym
akordeonowcem, a potem... Reeperbahn Festival! Ważny Pan opowiada nam, jak to
kiedyś tutaj wokół nas nic tylko seksy, narkotyki i morderstwa, ale teraz jest
zupełnie inaczej! I idziemy w miasto. Nie jestem jakimś weteranem festiwalowym,
ale jest wspaniale. Z każdego kąta inna muzyka, niesamowite budynki, masa
ładnych ludzi (no dobrze, chłopców), niekończące się piwo. Densy, chichoty i
lodowate powietrze. Dławi mnie z radości. </div>
<div class="MsoNormal">
Łazimy po najfajniejszych dzielnicach Hamburga, a jako
wielbicielka miast in general, bardzo sie jaram i robię tysiąc zdjęć. Do
efektów dojdziemy. Spotykają nas również z wieloma różnymi ciekawymi
osobami z branży muzycznej, wydawniczej i ogólnie takiej do jakiej pewnie
że aspiruję. Jest wspaniale i światowo. </div>
<div class="MsoNormal">
Hamburg więc zachwyca – uliczkami, portem, kulturą i
atmosferą. Miasta w których jest swobodny dostęp do wody, są najfajniejsze, bo
zawsze jest gdzie podziać oczy. Może stąd płynie moja nienawiść do Lublina,
który PRAWDZIWEJ ucywilizowanej rzeki nie posiada.</div>
<div class="MsoNormal">
Hamburg – Hannover.</div>
<div class="MsoNormal">
Dobre miasto na pofestiwalową nieprzytomność. Kiedyś trzeba
w końcu zregenerować wątrobę. Lodowaty wiatr, spokój i przepyszne, niekończące
się jedzenie w restauracji z widokiem na dachy i głowy. Ten delikatny
stukot kieliszków i sztućców od którego od razu siadasz prosto.</div>
<div class="MsoNormal">
Hannover – Berlin.</div>
<div class="MsoNormal">
Jak do domu. Ja i Berlin zaprzyjaźniliśmy się już we
wrześniu i trafił do mojej osobistej czołówki. Nie wiem co ja mam z tymi
miastami, może to taka cecha dzieci z małych miejscowości, które zawsze
chciały wracać ze szkoły oglądając wystawy i ostrożnie stawiać kolejne
samodzielne kroki. Moja szkoła zawsze była 500 metrów od domu. Jedyna przygoda
z tej trasy pokonywanej codziennie przez 12 lat to jakiś pan, który
pokazał mi siusiaka.</div>
<div class="MsoNormal">
W Berlinie znów jesteśmy królami życia, jemy cuda,
rozmawiamy o życiu nocnym, a potem, zamiast tańczyć w cekinowych stanikach,
idziemy na najlepszą w mieście pistacjową baklavę. Całodobowe oblizywanie
palców. Następnego dnia chodzimy po chaszczach, oglądając uliczne malunki. A
potem wsiadam do pociągu i jadę prosto na kolację z dobrymi ludźmi.
Wszędzie dobrzy ludzie. Wtedy. Szkoda, że dziś są daleko. Melancholia. Na drugie mi melancholia, do cholery. Co to się żywi bananami i złudzeniami.</div>
<div class="MsoNormal">
Tak bardzo zazdroszczę teraz wszystkim, którzy uważali na
niemieckim w gimnazjum. Już mi się nie wydaje paskudny i niepotrzebny. Wszystko
byłoby takie proste, a Berlin znalazłby się nagle jeszcze bliżej, kto wie, czy
nie za drzwiami. Bo mimo nieskończonej miłości do Warszawy, tak bardzo, bardzo
chciałabym teraz zmienić dekoracje. Jak zwykle zawodzi czynnik ludzki.</div>
<div class="MsoNormal">
Wtem! Zawiodła też fotografia analogowa i zamiast 72
pięknych zdjęć, po wywołaniu zobaczyłam to, co poniżej. Dziękuję pozdrawiam.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-ER7Grqo7HV0/UoC8PUDf3VI/AAAAAAAAD2k/pzraqo943Ag/s1600/imm002_0A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://4.bp.blogspot.com/-ER7Grqo7HV0/UoC8PUDf3VI/AAAAAAAAD2k/pzraqo943Ag/s640/imm002_0A.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-Ubr61qykDKM/UoC8PeRvncI/AAAAAAAAD2g/_oeoUkkCQ9s/s1600/imm003_1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://2.bp.blogspot.com/-Ubr61qykDKM/UoC8PeRvncI/AAAAAAAAD2g/_oeoUkkCQ9s/s640/imm003_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-ftO8vT1lXIo/UoC8PeFE2cI/AAAAAAAAD2o/wUtDCnYl8BI/s1600/imm003_1A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://2.bp.blogspot.com/-ftO8vT1lXIo/UoC8PeFE2cI/AAAAAAAAD2o/wUtDCnYl8BI/s640/imm003_1A.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-XtoXHRX14qY/UoC8QVIav0I/AAAAAAAAD3A/FyFx0Lqx49Q/s1600/imm004_2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-XtoXHRX14qY/UoC8QVIav0I/AAAAAAAAD3A/FyFx0Lqx49Q/s640/imm004_2.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-hgGiNL6MFP4/UoC8QotY_vI/AAAAAAAAD20/6KlwE3wHca4/s1600/imm004_3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-hgGiNL6MFP4/UoC8QotY_vI/AAAAAAAAD20/6KlwE3wHca4/s640/imm004_3.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-tHAgg-LL9FE/UoC8QqjgycI/AAAAAAAAD28/xvdubjaWWag/s1600/imm005_4.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://3.bp.blogspot.com/-tHAgg-LL9FE/UoC8QqjgycI/AAAAAAAAD28/xvdubjaWWag/s640/imm005_4.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-f-Cw3VspIxo/UoC8RLPZ9LI/AAAAAAAAD3I/HlwBCx9BCmU/s1600/imm006_5.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-f-Cw3VspIxo/UoC8RLPZ9LI/AAAAAAAAD3I/HlwBCx9BCmU/s640/imm006_5.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Aha, już w środę za drzwiami znajdę Paryż – jeśli znacie
jakieś sekretne miejsca które powinnam tam odwiedzić, podzielcie się! </div>
bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-47456978888663134232013-10-19T21:04:00.000+02:002013-10-19T21:04:10.216+02:00Cześć soboto.<br />
O siódmej rano już wcale mi się nie chce spać. Chce mi się wrzeszczeć na mój mózg korporobota. Wyglądam za okno a tam mgła. Okres mówienia 'tak' jest już co prawda u swego schyłku (więc jak ktoś coś ode mnie chce to teraz), ale mgła to estetyczna potęga warta wygrzebania się z wyra. Więc wsiadam na rower z aparatem w torbie i pierwszy raz w tym sezonie odmrażam sobie palce. Na Grochowie śpią jeszcze nawet psy, a wszyscy ludzie mają nosy w szalikach i już od rana niewiedzieć czemu jakby wkurwieni. Każda płytka chodnikowa jest krzywa albo popękana. Liście wszędzie, papierki po kebabach. Nie wiem gdzie jadę, bo jadę w chmurze. Za ostatni pieniążek kupuję na targu chleb i gruszki: pan sprzedający chleb po raz czwarty opowiada mi o swoim piecu; pani sprzedająca gruszki obraża się na mnie, bo jestem z rowerem. Wygrzebuję dodatkowy ostatni pieniążek i ledwo mogę unieść torbę, bo te wszystkie pomidory śliwki orzechy buraki dynie takie piękne i ćpam je i chce wszystko. Wreszcie wstaje słońce.<br />
<br />
Co ma w sobie takiego sobota, że mnie dławi z radości... Jasność,
powolność, pościel, gazeta. Albo rak mózgu który strzela serotoniną na prawo i
lewo z rzadka, lecz bez opamiętania.<br />
<br />
W domu jest biało i pusto i wszystkie naczynia stoją brudne, bo ilość mojego wolnego czasu dni robocze to jest jakiś żart. Pusto. Moc. Czasem tylko przydałby się ktoś do odkręcenia butelki, do zalania herbatki, ewentualnie utkania kołdry w stópkach. Ale mogę sobie kwękać kiedy chcę i na podłodze leżą tylko moje okruchy. I mogę wgapiać się rozpaczliwie w swój tłuszcz i debatować ze swoim ego czy już jestem bardzo gruba czy jeszcze tylko trochę. Moja pierwsza zupełnie samotna jesień. Jak dotąd jest nieźle, bo mam na podwórku fajne koleżanki (i wyjątkowo zero kolegów), ale jeszcze nie zaczął padać deszcz. Jak zacznie, to uwierze, że skończyło się lato. Bo póki co mam jeszcze jakieś resztki szaleństwa i porywy serca i gęsiej skórki.<br />
<br />
A gęsia skórka to najlepsze co się może człowiekowi przytrafić. Zawsze gdy się pojawia, nie umiem słowami wyrazić tego, co czuję, a słów znam dużo. Spacery mostem w tę i z powrotem, ciemną nocą albo z powolnym wschodem słońca za plecami. Mosty mają coś takiego w sobie. Tatar za osiem złotych w najgorętszy dzień lata, popity orzechówką i zagryziony własną pięścią. Deszczowy plac Zbawiciela o siódmej rano (<i>pogoda wyraża uczucia podmiotu lirycznego</i>). Albo taki moment berliński, gdy pociąg tuż przed Bulowstrasse bierze ostry zakręt nad ziemią i coś wciska Cię w fotel i odchylasz głowę i nie dajesz rady powstrzymać uśmiechu, ale patrzysz, bo za oknem na chwilę ukazuje się panorama Berlina z wieżą telewizyjną w tle i na nikim wokół Ciebie nie robi to wrażenia! A jeśli jeszcze leci w słuchawkach odpowiednia piosenka... Rajtuzy w strzępach. To mój berliński tip, dla ludzi którzy pogardzają zwiedzaniem Brandenburger Tor (nie umiem tego wymówić mimo długich ćwiczeń dykcyjnych z Ulą Celebrytką!).<br />
<br />
No i niby mamy jesień ale nadal wszystko jest gwałtowne i we wszystko rzucam się z głową. Ciekawe od czego w ten sposób uciekam. A co jest najgorsze? Że znów nie wiem, kim chcę być jak dorosnę.<br />
Drży mi broda trochę.<br />
'<a href="http://www.youtube.com/watch?v=EFgyfHAsOwg" target="_blank">'Of course there're million things that I'm afraid of but I'm not scared of this.'</a> Jak się położę na plecach na wodzie to też gdzieś dopłynę, no nie? No tak.<br />
<br />
Strasznie się zmęczyłam. Nie umiem pisać. Nic innego nie umiem. Jeść umiem. Niech ktoś ze mną porozmawia. Znajdzie mi nową pracę i hobby, żebym była ciekawą osobą w towarzystwie. Albo w sumie i tak mi nie zależy. Zamierzam przeżyć życie pod kołdrą, pod dwiema kołdrami. Jedną ułożę sobie na kształt człowieka. Muszę czymś wypełnić ręce. Czas spać. Dobranoc soboto.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-cDLEwtDz_yE/UmLWuG08_ZI/AAAAAAAAD08/6fQ4amt_lmY/s1600/imm028_26A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-cDLEwtDz_yE/UmLWuG08_ZI/AAAAAAAAD08/6fQ4amt_lmY/s640/imm028_26A.jpg" width="640" /></a></div>
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-2rQuYbzCzp4/UmLWt0cpBzI/AAAAAAAAD04/ZgZTiXjufCU/s1600/imm035_33A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://2.bp.blogspot.com/-2rQuYbzCzp4/UmLWt0cpBzI/AAAAAAAAD04/ZgZTiXjufCU/s640/imm035_33A.jpg" width="640" /></a><br />
(berlińskie, bo Berlin najlepszym miastem tego roku) <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-8242593530698508605.post-72062432561986989832013-09-02T10:48:00.000+02:002013-09-02T10:48:16.810+02:00Nareszcie skończył się sierpień.<br />Ciągle byłam niewyspana, po milionokroć niewyspana. Gdzieś w powietrzu czaiło się za dużo rzeczy do zrobienia. Ale nie ze umyć gary i brodzik, tylko jakieś takie trzepotanie się gdzieś na trawie, albo rozmowy które możnaby przeprowadzić, albo tańce do wytańczenia. Każdej nocy ludzie całymi tabunami zwalają sie do mojej głowy i sami tam o sobie mysla, bo ja przecież śpię, a potem budzę się i nie wiem czy to możliwe, żeby przed chwilą tu byli skoro drzwi są zamknięte. Zawsze trochę wierzę że byli.<br /><br />Za każdym razem gdy powietrze gdzieś obok falowało z gorąca, myślałam sobie, że to fatamorgana i wcale nie jestem dorosłym człowiekiem. Prędko nie zafaluje, bo, co szokujące, znów idzie jesień.<br /><br />Czasem wstawałam z łóżka i taka prosto wymięta wkładałam swoja najładniejsza sukienkę, która jeszcze pachnie jakimś lepszym towarzyskim dniem, malowałam oko i wychodziłam. Niby to taka jestem wczorajsza, mam życie i w dodatku się wyspałam. Taki wybryk lajtowego ćpuna. Czasem wracałam o 8 rano, jeszcze nie do końca odpowiednio zdruzgotana. Nie przespałam ani jednej piątkowej nocy. Jak nie ja.<br /><br />Był taki tydzień w którym co rano trzęsły mi sie rece ze zdrapanym lakierem na kazdym paznokciu. Ale lepiej czuć wielkie cos niz szare nic, przynajmniej mnie lepiej, teraz. Chociaż z perspektywy czasu stwierdzam, że najgorzej czuć wielkie szare coś. Czekam aż się wyczuję i oprzytomnieję. <br /><br />Chciałabym zeby moje poczucie własnej wartości nie zależało od tego, co myślą o mnie ludzie, zwykle konkretni, nie jacyś tam przypadkowi. Jestem chodzacą patologią. Albo, żeby tego poczucia nie był tak łatwo w stanie zrujnować każdy przejaw odrzucenia. I w każdym momencie, gdy wydaje mi się, że już wszystko pogodzone i zrozumiane, przychodzi chwila bezrefleksyjna, która mi resetuje moje analizy i znów zostaję obrócona w załzawiony kłąb rozczochranego smuteczku. <br /><br />To chyba ta długa zima wyzwoliła jakieś kurze, normalna zima nie robi ludziom takich rzeczy. Po normalnej zimie nikt nie musi siebie wywracać.<br /><br />Taki był sierpień i na szczęście się skończył. Wrzesień życzyłabym sobie o wiele mniej roztrzęsiony i niewyspany. <br />Pierwszy raz pisałam z pociągu. Przeczytałam tydzień temu 'Trociny' Vargi, podobno pisane właśnie z pociągu i chyba coś w tym jest. Mogłabym coś tak wystukać.<br />A resztki dopisuję z berlińskiego mieszkania mojej szwajcarskiej host rodziny, w którym pobęde do połowy września. Berlin wielce okej, szkoda tylko, że dokładnie w momencie gdy wysiadłam z pociągu, zaczęła się jesień. Wszystkie sukienki zapłakały. Chętnie przyjmę ciekawe adresy!<br />Taki apdejt.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-bK9OiO9eusk/UiRQhWBaf8I/AAAAAAAADzU/XMSFmeXYIdc/s1600/imm014_13A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://2.bp.blogspot.com/-bK9OiO9eusk/UiRQhWBaf8I/AAAAAAAADzU/XMSFmeXYIdc/s640/imm014_13A.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-UHY638d7NrA/UiRQjSPg1II/AAAAAAAADzc/oguU2DkFQvA/s1600/imm016_15A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-UHY638d7NrA/UiRQjSPg1II/AAAAAAAADzc/oguU2DkFQvA/s640/imm016_15A.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-WZVeNvM449A/UiRQlm2k0lI/AAAAAAAADzk/sR3PKqlfn9o/s1600/imm019_18A.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-WZVeNvM449A/UiRQlm2k0lI/AAAAAAAADzk/sR3PKqlfn9o/s640/imm019_18A.jpg" width="640" /></a></div>
<br />bzuhttp://www.blogger.com/profile/00566123859783292977noreply@blogger.com20