sobota, 5 września 2009

Jestem w domu, jestem w tej małej hermetycznej wioseczkomieścinie przy granicy z mazowieckim. Pada, jest więc paskudniej niż zwykle, ulatnia sie cały mój sentyment... Wczorajszy wieczór rozpoczęłam spotkaniem z kolegą Piotrkiem z liceum, jedyną osobą z którą właściwie utrzymuje kontakt, moja mama nazywa to zołzowatością, zupełnie nie wiemm dlaczego:P Spotkanie to przerwane zostało po półgodiznie moją wizytą u lekarza kserologa, który dokonał ksera jajka i poradził co robić, oraz ukoił me nerw skołatane, me oczy załzawione otarł, powiedział że to nie jest choroba smiertelna, żaden rak, żadna potworna narośl wielkości piłki do koszykówki, żadna larwa tropikalnej glizdki która weszła mi na rękę kiedy dotykałam poręczy schodów bo szedł tamtędy wcześniej egzotyczny zagraniczny czy ktoś a potem potarłam usta. Nic z tych rzeczy, więc żyć powinam. Kolega czekał przed wejściem, gdyż lało i gdyż koledzy nie są z reguły zaopatrzeni w macice i jajka tego typu.

Po tej fascynującej przygodzie udaliśmy się do knajpy celem uspokojenia nerwów i zalania resztek niepokoju alkoholem, gdzie mój jakże zgrzebny portfel zubożał o 18 złotych bo taką to astronomiczną sumę zażyczyła sobie miła pani za barem za dwa desperadosy. Oba dla mnie, przypomnę bowiem fakt, że czym jak czym, ale jedzeniem i piciem się nie dziele, nawet z wlasnym chlopem mężem. Taktak, wiem że wszyscy je lubią, wszyscy są absolutnie kompletnie szaleni i zwariowani i lubią nic innego tylko desperadosy. Te dwa były z kawałkiem slonawej cytrynki wepchniętej do środka, co widac zapewne na tych niekoniecznie wyraźnych zdjeciach, bo okazało się, że nie umiem robić fot w ciemnych i ruchawych pomieszczeniach... Dwa piwa wystarczyły abyśmy odbyli rozmowę o ludziach ktorych znamy i którzy nas smieszą i wybrali sie na wycieczkę do Kauflandu celem nabycia chleba fitness dla pewnej ciężarnej bratowej, oraz dwoch lubisiów, na których lubią siadać małe dzieci, obdarowane tymże lubisiem przez rodzica nieswiadomego faktu, iż jest w tym krem, ktora to historia wywołała u mnie idiotyczny wybuch śmiechu na zalanym deszczem parkingu. Dwa piwa to dla mnie bardzo dużo, dlatego też dziś mam ubłocone buty i powiesilam mokrą parasolkę na klamce, co wywołało u moich czystolubnych rodziców jęk przerażenia gdyż woda pokapała parkiet...
Dziś cały dzień spędziłam w wyrze, racząc rodzicielkę opowieściami o minionym miesiącu, pijąc zupkę z cukinii i rozmarynu oraz pozując tacie sobą do zdjęć typu Muszę Przetestować Pożyczony Od Kolegi Obiektyw I Dlatego Będę Ci Świecił W Oczy Lampką Bo Światło Słoneczne Jest Za Słabe I Masz Nie Mrugać Przez 30 Minut. Oraz konsumując pizzę maminej roboty. Póki co zdjęcia tylko z mojego pierwszego od stu lat wyjścia do ludzi i picia wśród nich alkoholu;)

5 komentarzy:

  1. No co tak mało tych fot dziadzie!?
    A miąższ nie zazdrosny o Twe potajemne schadzki z innymi mężczyznami? ;> Echh...fajnie byłoby pójść z kimś na piwo...ale niestety - nasz jedyny kolega Jens chwilowo nie posiada pieniędzy ;| Fajnie ci z tym leżeniem i jedzeniem:> Też bym tak chciała, ale mi nikt nie gotuje ;C

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie prawda,że się nie dzielisz:P ,bo ze mną chciałaś się podzielić własnoręczkiem utyrlanym plackiem z malinami,choć potem się okazało,ze to dlatego,ze chciałaś powdychać u mnie woni farb,więc bezinteresowne dzielenie to nie było ale jednak dzielenie:D
    To pisałąm ja-skarbiątko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Izulka z znanego klubu6 września 2009 12:40

    Cieszę się Kasiu że to nie jest żadna groźna choroba :*

    OdpowiedzUsuń
  4. po dwóch desperadosach też bym się tak zachowywała ;> ehh... też bym sobie wyszła do fajnego miejsca na jakiś alkohol, ale do przyjemnego, ładnego i ciepłego, bo u mnie też deszczowo :/

    OdpowiedzUsuń