poniedziałek, 19 października 2009

To był weekend marzeń....:) z tego względu dziś minimum treści a maximum przeróżnych zdjęć, przeważnie tego co jedliśmy, bo owszem, wpieprzaliśmy solidnie. Jako że Kasia, nasza gospodyni, ugościła nas na medal, to wracaliśmy obwieszeni jak ruskie baby z targu, zwłaszcza że mąż nabył czape traktorzysty z futrzasną izolacją, pasowala mu więc do stu toreb siat i plecorów. A więc tak....
W piąteczek popołudniu postanowiłam wyprodukowac prezent dla Kasi i piękne krówki niestety nie wyszły, więc dopełniły żywota jako niezywkle smakowita masa krówkowa:> mam nadzieje że katarzyna zadowolona była z daru!

A w piąteczek wieczorem wyruszyliśmy w wielką szaloną podróż do warszawy, umilając sobie trzy godziny podróży w regularnie wietrzonym autobusie (ja zawinięta w dwie bluzy, plaszcz, szalik model 'obrus' oraz czapa, mążul jakoś po męsku to zniósl) oglądaniem battlestar galactica na moim ultrapraktycznym laptoku trzymającym pięć godzin. Katarzina przejęła nas w miare szybko, co ułatwiłaby minimalna ilość orientacji w terenie, ale niestety, szliśmy kilometr w poszukiwaniu PRZEJŚCIA DLA PIESZYCH. Udało się jednak. Mążulkowi bardzo podobało się u cioci Kasi i zrobił swą popisową mine:

Po minie tej nadszedł czas na zachwyty wieloma kanałami telewizyjnymi (nie dane mi było obejrzeć tvn style;/) oraz cudem internetu (gopodyni).

I tak piątek przeszedł w sobotę. Śniadanie, tosty z serem i salami...

oraz uroczy czas zakupów czyli tysiąc godzin spacerów po tarasach i nabycie czapki ruskiego traktorzysty oraz beretu i rajstop w kropki, którymi to niewątpliwie sie pochwale, oraz obiad. Obiad stulecia w hard rock cafe;)


Łosoś z grilla z serowym puree i brokułami <3

Kasiowy mac&cheese z kurczakiem;)

I stek ktorym małżonek zachwyca sie do teraz, robi taką mine małego spaniela i zaczyna sie ślinić. I jak sie pytam o czym myśli, to mówi że o stekuuuu.....;)

I desery...;D sernik jak chmurka, niebo sernicze wręcz i wielka góra lodowo bitośmietanowa z sosem waniliowym i utopionymi kawałkami fudge brownies....jezuu;D






lowli...

Nastąpiły też bereciane wygłupy jak widać:

Następnie, ledwo sie ruszając udalismy sie w podróż do Otwocka aby odwiedzić zachorzałą karinke i jej małżonka oraz kocie dzieci. Nie wiem czy karinka i małżonek karinczy wyraziliby zgode na publikacje wizerunku, tak czy inaczej zdjęcia wysżły niewyrazne bo oni sie non stop ruszali i utrudniali, więc będzie symbolicznie:P

Były nawet rogale z termomiksa, łał....;)

Rozmawialiśmy też jak ludzie, niektorzy niektórym pletli warkocze, ale to nie zostało odpowiednio uwiecznione z powodu wrodzonego braku refleksu...



A kot spał....

..spał...

...i spał...

...ale i hasał czym wywoływał piski zachwytu u mego małżonka ktory przybiera niezwykle miłą mine jak widzi jakiegokolwiek zwierza, a zwłaszcza tak uroczego;)

Gdy wizyta u karinków dobiegła końca, skończyła się także sobota.

I nastała niedziela.

Śniadanie u włocha, ciabatta z szynką parmeńską, rukolą i kozim serem:>

Ikea, ktora przyniosła wiele radości oraz wyzerowała mi konto i zmusiła do stania i pocenia się i pąsowienia i prób zapłaty gotówką i wybierania co też najmniej mi sie podoba i moge zrezygnować, a za mną kolejka....dość wyrozumiała jednak;) Trzeba było zaspokoić się w restauracji...

Następnie próby zapakowania miliona rzeczy, prezentów i zakupów do baardzo maluniej toreby, co tez wytworzylo z nas owych ruskich, oraz kolacja, znów u włocha, genialna lazania (na zdjęciu nieco rozjechana) i tiramisu;)



Nie pytajcie jak to sie zmiescilo wewnątrz mojego brzucha, nie jestem w stanie tego pojąć....

No i pare zdjęć z kasiowego mieszkania, w którym czuje sie juz jak u siebie, dobrze mi sie spi i jest. I inspiruje.








Chryste, milion zdjęć :) i to był właśnie ten idealny weekend. Pełen jedzenia i pelen kasi gospodyni.

8 komentarzy:

  1. o jejuuuuuś! urocze to wszystko! Sama nie wiem co najbardziej. Czy maska krówkowa... czy berety... czy rogale... czy ten łosoś... czy lasagne... czy tiramisu, lody, a może jednak sernik? sernik wygrał.

    justyna

    OdpowiedzUsuń
  2. a tą tą masę krówkową to jak się robi ? bo ja lubię takie wynalazki ;)

    i pokazuj co kupiłaś w ikea :P ja się wybieram jutro z sponsorem w postaci matuli :D jestem podniecona !

    OdpowiedzUsuń
  3. Uroczy kotek i stek też uroczy :) Ślicznie Skarbie, ślicznie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. aaa jakie boskie czerwone krzesła! :D
    a zastanawiałam się gdzieś Ty się podziała. nieładnie tak bez słowa :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bym chciała mieć Kasiową bibliotekę, książki, takie regały ;) no no no normalnie lux , pełnia życia ;) fajne zdjątka bezuczku ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Zachwycam się po nocy tymi detalami co Ci się je udało upolować tak ładnie. Najbardziej się zachwycam tym portretem resztek porcelany, resztek pancernych i jakże uroczych. Jesteś bardzo zdolną panią fotograf Kasieńko. Oby tak dalej. Bardzo dobry z plusem, już możesz siadać. Już Ci nawet wybaczam uchwycenie tych zmarch pod okami mymi i tych bruzd na czole. Botox time, excellent!
    No już dobrze, już spać :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech...fajny weekend, fajny... Fajne ma Kićka mieszkanie. Te magnesy ze słowami mi się marzą, ale kosztuja jakieś chore pieniądze (jak na magnesy). :) Pozdrowienia dla gospodyni. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. faktycznie milion zdjęć :)) musiało być czad! :D / Uluu

    OdpowiedzUsuń