Dziś rano wstałam rześka niczym proszek bryza i pobiegłam na spotkanie z mamą, która stwierdziła że był u nas w domu święty mikołaj i zrobił mi na drutach genialny czerwony pasujący do mojego czerwonego berecika małej paryżanki szalik pełen wypukłości, kulek i warkoczy oraz zakupił najcudniejszy zestaw słodyczy ever i idealnie wełniane skarpety ocieplające każde buty. Ja na to że u nas też był i upiekł ciastka. O ciastkach później, natomiast teraz moje mikołajowe domowe prezenty;)
skarpetom i milka lila stars oraz skittlesom darowałam obfotografowywanie bo każdy wie jak piękne są. bywają.
Mama dostała od mikołaja ciastka córczynej roboty i sweter który miałam na sobie - jakkolwiek żałośnie to brzmi. Szukała szarego rozpinanego swetra, a gdy zobacyzła mój, troche za duży ale nadal śliczny swapowy koleżankowy, zrobiła mine pod tytułem 'jestem mamą i z zasady niczego nie żądam tylko kocham moją córuchnę bez względu na wszystko, ale bardzo, bardzo bym chciała dziecko Twój sweter'. No i dobiłyśmy targu, w zamian dostałam czarny rozpinany z cubusa, który dużo bardziej mi sie przyda;)
Natomiast teraz pare słów o ciastkach - jako że czwartek i piątek upłynęły pod znakiem wzajmnego odęcia się z mężulem i jego oczu rozżalonego radży, postanowiłam upiec ciastka żeby chłopa jeszcze bardziej zgnoić wyrzutami sumienia że nie szanuje wystarczająco swojej dobrej kobiety piekącej ciastka i wyszywającej serwetki na telewizor. Powstało więc tysiąc ludzików, a że zdązyliśmy sie pogodzic, to teraz przy każdym ciastku ów chłop symuluje wrzaski jakie mogłaby wydawać istota ktrej odgryza się głowe, noge czy co tam sie uda oraz nadaremne wyrywanie sie z paszczy tegoż ludzika. Na załączonym obrazku biały żołnierz ciągnie swojego czarnego brata towarzysza broni który własnie stracił w walkach noge. Wieeele radości;)
No i na zakończenie jedzeniowo - moje wczorajsze i dzisiejsze śniadanie. Nabiał na czterech kanapkach - love. Najwyżej będe tucznikiem, ale dwóch rzeczy sie w życiu nie wyzbęde, masła i sera żółtego. I dzisiejsze, jako że dziś slońce nie wstało ani na chwile to robione przy swietle sztucznym, omlet z czosnkiem, ziołami i serem. I idziemy zaraz na rocznicową kolację i trzeba się ŁADNIE ubrać;]
A tatul jest w chicago i pyta co chce dostać - co mam chcieć!?
ja dzis zakupilam juz wlasciwie wszytko..ty wiesz, zo ostatnio to pan w empiku mi sprzedal macadamie za 4.99 a dzis inny pan chcial juz 13.99?za ten mini worek?podziekowalam serdecznie i wymienilam na dwie czekolady;-) co z usa?no ja bym se kosmetyki zyczyla..albo cos z odziezy lub ggalanterii;-)
OdpowiedzUsuńHersheys & Reeses => tonę :D
OdpowiedzUsuń(tak po cichu ślad po sobie zostawiłam... i pozdrawiam bo bloga masz cudnego :D )
Jasz
OMG... Musi Twój mojego poinstruować co do kolacji rocznicowej, bo i ta u Nas się zbliża ;P
OdpowiedzUsuńszałowy szalik ;)
OdpowiedzUsuńmoże poszukaj na necie jakie są sklepy w chicago, znajdź jakiś boski ciuch i pokażesz tacie go na necie, dzięki temu uda mu się samemu znaleźć ;D bo co innego to nie wiem... kosmetyki, perfumy?
hmm/ ale chociażby na lotnisku jakieś modowe czasopismo kupić może, nie ? tymbardziej, że tam tanie jak barszcz ;)
OdpowiedzUsuńPowiedz zeby mi nowego lapa kupil. Ale oddam ci piniadze przeciez!
OdpowiedzUsuńJakim cudem masz omleta na talerzu?? Mi zawsze jajecznica wychodzi :/ I czemu ludkom nie zrobilas twarzy? moglas im jakis grymas chociaz walnac.
OdpowiedzUsuńtam sa tanie emu! powiedz tacie zeby Ci emu kupil:)
OdpowiedzUsuńSkąd wzięłaś wzór na warkocz, który jest na szalu? Szukałam czegoś ciekawego i przypadkiem trafiłam tutaj, z góry dzięki!
OdpowiedzUsuń