wtorek, 8 grudnia 2009

Jestem leniem. Nie chce mi sie pisać, nie chce mi sie nic, jedyne co mi sie chce to usunąć z powierzchni ziemi moje koleżanki z roku i cały ten wydział i dołączyć do Uli i jeść z nią amerykańskie kanapki. Słucham jakichś potwornych mętów typu Mayer John i zastanawiam się nad tym czy studia powinny polegać na czytaniu z kserówek i byciu tępą kujońską pipą, jaką nie jestem, kujońską w każdym razie nie. Moje studia są ciekawe i naprawwde chciałabym to wsyzstko wiedzieć, ale do zrzygania mnie doprowadza atmosfera pierwszej klasy szkoły specjalnej, ulatwiającej poślizg na śmierdzącej drodze do sukcesu wazeliny i wrogim niepożyczaniu kserówek. Osiągnęłam to stadium które zawsze przerażalo mnie u dorosłych - nienawiść do swojej pracy i mus chodzenia tam. Niby święta, niby pogoda ok, a za miesiąc będę zielona ze strachu przed milionem egzaminów jakie mnie czekają. Bolą mnie różne tajemnicze części ciała. Głowa robi PĘK prawie codziennie i oczywiście to pewnie jakiś potworny tumor ktory mnie zabije w ciągu tygodnia. Nie chce mi sie gotować, pisać, nie chce mi sie nic. Ściągam Przyjaciół bo to pokrzepia.

Niedziela - mikołaj przyszedł po raz drugi. Małżonek wylazł z łóżka i głosem radosnego elfa zagaił: 'ciekaaaawe, czy mikooołaj coś dla Ciebie zostaaaawiiiił...!' Po czym oddalił się. Za minute rozległ się odgłos sikania [tak, wiem, to takie intymne, tak odzieram swe życie ze wszystkich sekretow na wizyji, oborze] i zblazowane przepite: 'Niee, nic niema.' Ale był to jedynie wysmakowany żarcik! Mikołaj przyniósł naszyjnik idealnie oddający me jestestwo.


A małżonkowi między innymi kubas w wytłaczankę którą lubie macać, dlatego częściej ja z tego kubasa pije. Herbatę miętową z cytryną.


A dziś odzyskałam wiare w szmateksy. Poszlam do jednego olbrzymiego, takiego gdzie rankiem bobki w beretach walczą o szmaty ktore potem sprzedają na targu a wszędzie panuje wrogość no i nic nie znalazłam, bo mam wyśrubowane wymagania. Wracając do domu i myśląc o bezkresie swej beznadziejności, weszłam do małego, lokalnego lumpa. I znalazłam spodnicę CUD. Którą jakieś pół roku temu obdarzałam codziennie tęsknym spojrzeniem gdyż sto złotych to panie dziejku nie. Nie. A tu prosze, 12 złotych, mój rozmiar, z metką h&mową i jakiegoś charity shopu. Jestem w niebie. Róże. Wysoki stan. Rozkloszowaność. Kieszenie. Cud boziuniu.

Oddalam się czynić modły rytualne żeby dostać info że zaliczyłam kolokwium z zeszłej środy. Eh.

11 komentarzy:

  1. Hello! uwielbiam szmateksy właśnie za to. Ja mam znowu prawdziwe zapalenie pęcherza, co jest, bez urazy, nieco gorsze od wyimaginowanego raka mózgu. ;)Nadrobiłam zaległości w Twoim blogu. Jak zawsze genialnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. naszyjnik jest wyjebisty

    OdpowiedzUsuń
  3. tez mam umor. od zeszlego tygodnia cOZIENIIE, panie no ilez mozna...moj tez dostal ten kubek ino czerwony niczym wino

    OdpowiedzUsuń
  4. o borze! ja tez wierze w bór : P
    chyba zaczne chodzic po lumpach;p...

    czy juz mowilam, ze uwielbiam tego bloga? :P

    a naszyjniczek zacny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej...a te sztuśce naszyjnikowe są na tyle duże, że jak się zaweźmiesz to możesz nimi jeść w miejscach publicznych?:> ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. swietna spodnica!
    tez uwielbiam lumpy :D

    OdpowiedzUsuń
  7. hihihihihi naśmiałam się przy czytaniu o sikaniu :D
    Podoba się kubek :)

    OdpowiedzUsuń
  8. oj moja ty biedna...:))))
    spódnica jest bardzo fajna i naszyjnik oczywiście też mi się podoba:D

    OdpowiedzUsuń
  9. naszyjnik po prostu idealny dla Ciebie ;D
    ja się obraziłam na lumpy i już bardzo dawno nie byłam. a spódnica- cudowność. przede wszystkim fakt że tak niedawno jeszcze była w oryginalnym środowisku jakim są wieszaku w h&m :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest to przyjemne uczucie wiedziec iz nie ja tylko na tym swiecie nienawidze swoich kolegow z grupy. Jednakze nie jest przyjemnie odczuwac dodatkowo wielka nienawisc do samych studiow.

    A ja nawet wole twojego bloga od Ulki.
    U niej ciagle to samo LA i LA u ciebie przynajmniej sie cos dzieje :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobry.Właśnie przypadkiem przechodziłam , zobaczyłam same pyszności na wystawie , pokusiło mnie i wpadłam.
    Na Twojego bloga.
    I teraz nie ma bata , będę wpadać często coby oczy żaricem nacieszyć a i naszyjnika z widelca i łyżki pozazdrościć.
    pozdro - mumin

    OdpowiedzUsuń