
Ażesz, panie. Na nic to.
Pożarła mnie i strawiła i wchłonęła smętna rzecz, a mianowicie lykke li. I dlatego zapanowała sromota. Szkoda, że jest od dwóch tygodni wiosna a ja w swym marazmie nie przekraczam granicy śniegu. Od tygodnia natomiast codziennie prognoza pogody mówi mi że CHYBA będzie padać i niebo też mi to sugeruje gdy się przyglądam. I nie padało ANI RAZU. Nie przeszkadza mi to jednak czuć bezsensu wszystkiego co żywe. A może to własnie wina deszczu, dopóki nie spadnie, nie uwolni zarykiwania się smiechem i jedzenia lodów i chodzenia tu i ówdzie. Niebywałe przesilenie, nigdy tak nie miałam, nie na wiosne. Wykwity rzeżuchowe i dzisiejsze 20 stopni, nawet 3 żółtawe tulipy (banał), nic z tego wiosno, nie rozruszasz bezruchu. Jednak wrócę do domu, jutro, może wesołe kurczaczki baranki oraz spora ilość mazura kajmakowego i jajek (mój wielkanocny rekord to 18 w dwa dni <3)pomoże.
Nie mam sie z kim bawić :(


Chcę miec pracę i wyjechać z tego smutnego kraju o którym dowiaduje się coraz straszniejszych rzeczy na wykładach, na przykład takich jak najniższy (na świecie?) poziom czytelnictwa u 15latków, albo największy wskaźnik korupcji, którą mam troche jednak w dupie, ale mimo to wstyd. Część ostatniego weekendu spędziłam robiąc szaloną kampanię reklamową na zajecia z działań promocyjnych i ma zwiędła dusza wtedy wrzała, oh jak bardzo. Mogłabym to robić, pracować mózgiem i chorą wyobraźnią i nie mieć czasu zjeść obiadu bo sie robi szkice plakatów i dłubie w logo. Jestem przynajmniej trochę chudość, taka pociecha na wiosnę. Chcę wyjechaaaaać! Ciekawe ile razy trzeba to powtórzyć, żeby się spełniło.
Na domiar złego moi umiłowani, chyba się nie nadaję do związków. Międzyludzkich. Panie tego.
Edit: okeeej, pogodzeni agaaaain...;]