Aha, aha, nic sie nie dzieje, nie mam o czym pisać. A nawet jeśli mam, to zapominam o tym po powrocie do domu. Sesja trwa ale już nie dla mnie, egzaminy zdane, oczywiście NIESPRAWIEDLIWOŚĆ i wkurwienie slash zezłoszczenie, bo brak podlizów działa na niekorzyść, czas działa na niekorzyść bo pan ordynator jest już baaardzo zmęczony egzaminowaniem i może nam postawić góra trzy i pół, rodzic działa na niekorzyść bo piątke z egzaminu może dostać tylko córka pani z dziekanatu. Same niesamowitości, mówię Wam.
Byłam w domq, było słodko, mama upiekła mistrzowski tort, który nie był typowo polskim margarynowo-spirytusowo-sztucznoaromatowym badziewiem a majstersztykiem! Poszłam zagłosować mimo że deszcz kropił w szare okna i szarą parasolkę lub parasol a miła komisja powiedziała dzieńdobry dziękuję dowidzenia i kiwnęła głową. Poczułam że zmieniam świat. Pójdę i na drugi sezon.
Kontynuując wątek słodkości, upiekłam wczoraj ciasto ze śliwkami, ponieważ nadeszła depresja bezczynnościowa, a w zamrożeniu tkwiły owe śliwki od zeszłego lata. Piekarnik postanowił odcisnąć ślad czasu i wyszło od spodu czarne, co spowodowało nowy epizod choroby. Pomogło obejrzenie Slumdoga (też tak macie że zgrzytacie zębami gdy jakiś łotr, łotr powtarzam, działa na niekorzyść dobrego bohatera? chce pobić pana gospodarza w milionerach i zboka wydłubującego oczy!). Dziś po cieście nie ma śladu, płaczliwy samotny poranek urozmaiciło mi jego pozostałe sześciogodzinne półkole. Wiem, to straszne, jestem i będę gruba.
Z pozostałych niemiłych rzeczy: kupiłam cudowne karmelowe sandały na platformie, to w sumie miłe, ale kosztowały dużo pieniądza i za pierwszym spacerem potwornie mnie obtarły a za drugim WYWALIŁAM się, normalnie potknęłam na prostej drodze. Stopa się że tak powiem kolokwialnie gibła i boli do tej pory. Buciki łzami zroszone, piękne acz złe dogłębnie. Kupiłam też pierdyliard innych rzeczy którym nie zrobiłam ani jednego zdjęcia a są naprawde piękne. I ja jestem biedna. I będe bardziej, bo jadę jutro do wu wu a, pochodzić po mieście, zjeść naleśniki w barze mlecznym, popić potańcować czy tam nie wiem co jeszcze i obejść wyprzedaże także. Mam nadzieję że nie zadzwonią podczas tych uroczystości warszawskich z któregoś z siedmiu sklepów w których zostawiłam dziś cv, kipiąca radością ze świetlanej przyszłości. Pewnie nie zadzwonią w ogóle.
Będę też biedna gdyyyyyżżż i tu miła wiadomość tego roku! Lecimy z Marcelim mym lubym we wrześniu do Paryża! 100 polskich złotych za bilecik. Fejsbuk już to wie. Moje konto oszczędnościowe powoli się do tego przyzwyczaja. Tydzień w Paryżu. Jestem więcej niż zachwycona. Szukam taniego noclegu, taniej kawy i zastanawiam się czy wszystko co potrzeba wepchnę w mały plecak. Lecimy z Breslau i tam prawdopodobnie uda nam się wprosić na siennik do niejakiej venili kostis :>(pozdrawiam, kiwam rączką). No i to jest dość miła myśl, muszę przyznać.
Zdjęcia to parapet w kuchni, dahl, stek, tort, nowi prosięcy mieszkańcy (jak mówiłam, w moim domu powtarza się motyw trzody...), najładniejsza szczotka do zębów ever, dziadkowie i skomputeryzowana mama. Pracuje nad sobą, szukam obiektywu 50tki.
Boli mnie łeb i mam wrażenie że zaraz jakaś cienka żyłka powie 'mam dość' i pęknie a wtedy umrę. Nie ma takiego pisania, koniec, pewnie promieniowanie kompowe też działa na niekorzyść żyłki. Wracam do martwienia się swoim losem. Ahoj.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ostatnia fotka jest taka fajna...rodzinna.
OdpowiedzUsuńPodziel się ziemniakiem! Torty są bleeee
OdpowiedzUsuńzazdroszczę Paryża! że na tydzień aż i że wcześniej z tą venilą, i że w ogóle. lubię te fotki na Twoim blogu, dla mnie są takie fajnie wyrywkowe, chwilowe, bezpretensjonalnie odpowiednie i optymistyczne. mam nadzieję, że z Paryża też coś będzie!
OdpowiedzUsuńach, jak dawno Ciem nie czytałam ... zawsze się zachwycam, uśmiecham (chociaż nie zawsze treść na to pozwala) ... królowo słowa i ironii moja ... :)
OdpowiedzUsuńCiesz się, że podczas upadku nie wpadłaś głową w kupę. Dopiero byłoby co opowiadać!
OdpowiedzUsuńczy ja już pisałam, ze uwielbiam twoje pisanie? :)
OdpowiedzUsuńDlatego zanim kupię buty obejdę w nich cały sklep i wrócę się po nie jeszcze dwa razy :)
OdpowiedzUsuńParyż jest tak piękny jak mówią. Jeśli mogę Ci coś polecić (chyba że już tam byłaś to nie czytaj tego):
-Nie marnuj zbyt wiele czasu w Luwrze jeśli nie jesteś nim megazainteresowana ( ja byłam bardzo, spędziłam tam cały dzień, ale moje koleżanki nieartystki się unudziły).
-Idź na Wieżę Eiffla na piechotę o wiele taniej! (tzn do drugiego poziomu, potem jest możliwość tylko windą) i koniecznie przed zachodem słońca
-Najbardziej na świecie urzekła mnie Bazylijka Sacre Coeure, jest cudowna
-Nie chodź sama koło placu Pigalle
-Nie kupuj tam gdzie kupują wszyscy turyści
Przepraszam, jeśli moje powyższe rady są beznadziejne, ale nie mogłam się powstrzymać żeby ich nie napisać :)
http://jeannekiur.blogspot.com/
kocham cię dziecko
OdpowiedzUsuńpodoba mi się wielce lakier na paznokciach osoby trzymającej szczoteczkę do zębów;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
kotinka