Zaczne od tego że boli mnie ucho :[
A ucho to potworny otwór, tabu, gmeranie w okolicach otworów jest rzeczą wielce niemiłą i już mam wizje jakiejś strasznej operacji na ucho. Albo chociaż badania jakimś strasznym rozpychającym wziernikostworem dousznym. Powinny być tabletki na wszystko, leczące me szajby wady i bóle, ileż cierpień psychicznych byłoby mi oszczędzone!
A teraz miłe rzeczy. Na przykład koncert Beirutu ♥
Uroczystość ta odbyła się w ten wtorek. Po raz czterdziesty czwarty tego lata wsiadłam w busa i przywlokłam się do Warszawy przyssana do szwedzkiej literatury kryminalnej. O 19 razem z całymi hordami bananowej młodzieży znaleźliśmy się z Marcelim wewnątrz Stodoły. Potem nasze plecy przez półtorej godziny bolały bo trzeba bylo stać i trzymać kawałek podłogi i wpatrywać się z zawiścią w iphony, itouche, irajbany, gładkie włosy i głosy, słuchać opowieści o wakacjach i życiu. A potem wszedł radosny support, chyba najfajniejszy jaki słyszałam, acz o nazwie dość idiotycznej - paula i karol. A potem pierwsze dzwięki Nantes i wtedy jak boga kocham byłam przekonana że zaraz się rozpłacze, nadmiar bodzców uderzył widocznie me zmysły, ładni chłopcy i wielość trąb nie mogą pozostać obojętne dla żadnej dziewczyny. Było przepięknie i nawet miałam jakieś skurcze policzków od uśmiechu i ramion od szaleńczego klaskania, z radości, znaczy tak w sumie było przepięknie i dziwnie pod względem psychofizycznym. Jakbym zobaczyła Bozię.
Potem wyszliśmy z Marcelim w jasną warszawską noc i biegaliśmy sobie w podskokach ulicą złotą i innymi, śpiewając beirutowe melodie i trzymając się za ręce patrzyliśmy ludziom w okna i talerze marząc o naszej świetlanej przyszłości. Wieczór zakończyła moja minidepresja, gdyż próbowałam zjechać schodami jadącymi tylko w górę, co sie okazało gdy moja stopa je włączyła. Poczułam sie jak uboga krewna z Wolbromia która oprócz skajowej torebki nosi reklamówki spp społem z wielkookimi kociętami baraszkującymi na łace pełnej kwiecia ;[
Tym smutnym akcentem zakończy się notka. I fotami tarty czekoladowej mrrr. I pajączka który uplótł sobie sieć między głośnikiem i lampą, nieświadomy toczącego się wokół nieco zamętu. Niestety nie uchroniła mnie ona przed atakiem złowieszczych żuków i innych robali ktore wpełzały do domu przez okna i o trzeciej w nocy wplątywały mi się we włosy ;( TRAUMA MILION. Ide ogrzewać otwór uszny termoforem a duszę herbatą zieloną.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ileż bym dała, żeby ten gigantyczny konik polny, który także o trzeciej w nocy wskoczył mi na czoło był tylko żukiem... łączę się w traumie
OdpowiedzUsuńcieszę się Kasia, że masz takie życie, obfitujące w radosne momenty!
OdpowiedzUsuńAaaj znam ten ból - znaczy się - nie ból uszny, tylko ten owadzi :/ Ostatnio włosy zaatakował mi prawdziwy, gigantyczny chrabąszcz, który trafił jakimś trafem do mego lokum w środku nocy :P Trauma to dobre słowo.
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia otworowi usznemu i Tobie :)
Fragmenty tylko Twojego bloga czytam mojemu kochankowi. Shiiiit!
OdpowiedzUsuńto pierwsze zdjęcie skojarzyło mi się z babcią z czeronego kapoturka (tudzież z wilkiem, przebranym za ową babcię :))
OdpowiedzUsuńłączę się z Tobą w bólu- mnie bolą zęby :/ i niechciana ósemka próbuje wyjść na świat :/
boże, czerwonego kapturka, ale piszę! :))
OdpowiedzUsuńo rany, ostatnio jak ściągałam bluzkę od piżamy (tzn. bluzkę w której śpię bo od piżamy to mam tylko śliczniusie szorty :P) too usłyszałam takie hrhrhrhrh i rzuciłam bluzkę na kilka metrów bo myślałam że jakiś chrabąszcz mi się tam zaplątał ;( stałam roztrzęsiona i półnaga długą chwilę czekając aż wyleci z tej bluzki, po czym okazało się że była to tylko prująca się nitka -.- poczułam się oszukana przez samą siebie. straszne przeżycie, tak a propo Twojej traumy milion :P
OdpowiedzUsuńDziękuję z całego serducha najmocniej :)
OdpowiedzUsuńA czy Ty wiesz, że my są krajanki [czy.jak.to.sie.tam.zwie] eheheh? ;>
bidula!
OdpowiedzUsuńFiltr serduszkowy wymiótł mnie w kosmos i nic teraz nie robię tylko latam z kawałkiem czerwonej tektury w obiektywie i szukam fajnego bokehu :D
OdpowiedzUsuńSi si, z samiuśkiego LPU! :D
oo co to za pyszota, daj przepis
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
kotinka
dziwne to rozmazane tło o Uciebie ostatnio. to chyba przez ten nowy obiektyw. :( caly kawal ciasta nie jest ostry
OdpowiedzUsuńi jak darzyc cię sympatią za:
OdpowiedzUsuńtartę (uwielbiam) robala i pająka (boje się);)
kuruj ucho!
wyglądasz uroczo.. ;-) zdrowiej prędko!
OdpowiedzUsuńuwielbiam Beirut, no kocham te dźwięki.. zazdroszczę Ci.
i słodkości cudne.
Muszę Ci powiedzieć, że wprost uwielbiam Cię za przepis na czekoladę - zamieszczony hen hen daleko, na n-tej stronie, ale przeczytałam i pooglądałam sobie całego Twego bloga i odnalazłam to cudo. O dzięki Ci :)
OdpowiedzUsuńTak, mam na myśli pomarańczową :)
OdpowiedzUsuńLepsza od wszystkich, jakie w życiu piłam - wedle, nie wedle i inne kawiarnie :)
Teraz Wąż stwierdził, żeby spróbować chałwową i marcepanową i ciekawam, co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że ucho nie dokucza już bądź iż dokucza coraz mniej :)
Czytam sobie twego bloga, słucham Beiruta, w którym się zakochałam i usłyszałam po raz pierwszy dzięki tobie właśnie, o chwała Ci! A tu nagle "uboga krewna z Wolbromia" i doznałam szoku, bo tożto moje okolice! No chyba, że to nie ten Wolbrom, o którym myślę.... :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Wolbromianka ;P