poniedziałek, 2 września 2013

Nareszcie skończył się sierpień.
Ciągle byłam niewyspana, po milionokroć niewyspana. Gdzieś w powietrzu czaiło się za dużo rzeczy do zrobienia. Ale nie ze umyć gary i brodzik, tylko jakieś takie trzepotanie się gdzieś na trawie, albo rozmowy które możnaby przeprowadzić, albo tańce do wytańczenia. Każdej nocy ludzie całymi tabunami zwalają sie do mojej głowy i sami tam o sobie mysla, bo ja przecież śpię, a potem budzę się i nie wiem czy to możliwe, żeby przed chwilą tu byli skoro drzwi są zamknięte. Zawsze trochę wierzę że byli.

Za każdym razem gdy powietrze gdzieś obok falowało z gorąca, myślałam sobie, że to fatamorgana i wcale nie jestem dorosłym człowiekiem. Prędko nie zafaluje, bo, co szokujące, znów idzie jesień.

Czasem wstawałam z łóżka i taka prosto wymięta wkładałam swoja najładniejsza sukienkę, która jeszcze pachnie jakimś lepszym towarzyskim dniem, malowałam oko i wychodziłam. Niby to taka jestem wczorajsza, mam życie i w dodatku się wyspałam. Taki wybryk lajtowego ćpuna. Czasem wracałam o 8 rano, jeszcze nie do końca odpowiednio zdruzgotana. Nie przespałam ani jednej piątkowej nocy. Jak nie ja.

Był taki tydzień w którym co rano trzęsły mi sie rece ze zdrapanym lakierem na kazdym paznokciu. Ale lepiej czuć wielkie cos niz szare nic, przynajmniej mnie lepiej, teraz. Chociaż z perspektywy czasu stwierdzam, że najgorzej czuć wielkie szare coś. Czekam aż się wyczuję i oprzytomnieję.

Chciałabym zeby moje poczucie własnej wartości nie zależało od tego, co myślą o mnie ludzie, zwykle konkretni, nie jacyś tam przypadkowi. Jestem chodzacą patologią. Albo, żeby tego poczucia nie był tak łatwo w stanie zrujnować każdy przejaw odrzucenia. I w każdym momencie, gdy wydaje mi się, że już wszystko pogodzone i zrozumiane, przychodzi chwila bezrefleksyjna, która mi resetuje moje analizy i znów zostaję obrócona w załzawiony kłąb rozczochranego smuteczku.

To chyba ta długa zima wyzwoliła jakieś kurze, normalna zima nie robi ludziom takich rzeczy. Po normalnej zimie nikt nie musi siebie wywracać.

Taki był sierpień i na szczęście się skończył. Wrzesień życzyłabym sobie o wiele mniej roztrzęsiony i niewyspany.
Pierwszy raz pisałam z pociągu. Przeczytałam tydzień temu 'Trociny' Vargi, podobno pisane właśnie z pociągu i chyba coś w tym jest. Mogłabym coś tak wystukać.
A resztki dopisuję z berlińskiego mieszkania mojej szwajcarskiej host rodziny, w którym pobęde do połowy września. Berlin wielce okej, szkoda tylko, że dokładnie w momencie gdy wysiadłam z pociągu, zaczęła się jesień. Wszystkie sukienki zapłakały. Chętnie przyjmę ciekawe adresy!
Taki apdejt.




20 komentarzy:

  1. Lubię Cię, Bzu.

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja też lubię. Myślę sobie, że jesteś taka trochę "moja".

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja chyba nie. To znaczy chyba Cie nie lubie. Za to lubie jak piszesz bo robisz to doskonale zaiste.
    Moze sie nie doczekam fali hejtu od zony, dajbog ;)
    pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma potrzeby, poprzednia przyniosła pożądane efekty;)

      Usuń
  4. "Chciałabym zeby moje poczucie własnej wartości nie zależało od tego, co myślą o mnie ludzie, zwykle konkretni, nie jacyś tam przypadkowi. Jestem chodzacą patologią. Albo, żeby tego poczucia nie był tak łatwo w stanie zrujnować każdy przejaw odrzucenia. I w każdym momencie, gdy wydaje mi się, że już wszystko pogodzone i zrozumiane, przychodzi chwila bezrefleksyjna, która mi resetuje moje analizy i znów zostaję obrócona w załzawiony kłąb rozczochranego smuteczku".

    no znów, znów, jakbym o sobie czytała. zwłaszcza, że ostatnie 2 miesiące spędziłam z obniżonym poczuciem własnej wartości przez jedną, konkretną osobę. niby koncerty, wernisaże, knajpy, ale tkwiło to gdzieś w środku i nie dawało spać spokojnie. teraz już wszystko wyjaśnione, wyprostowane i mam nadzieję, że tak zostanie.
    a ostatnią noc sierpnia witałam na Barce z piosenkami Becka. i jakoś tak utwierdziły mnie w przekonaniu, że będzie lepiej. oby.
    a póki co pozdrawiam ciepło, polecam iść na Illustrative Berlin i jeśli masz ochotę to zapraszam (albo i podtrzymuję zaproszenie ;) do jakiejś fajnej knajpy jak wrócisz.

    Basia G, ta co jakieś 2-3 miesiące temu napisała maila o wytrwaniu do końca traumatycznej podróży PolskimBusem dzięki nowym notkom na Twoim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bylam na Illustrative! Wypas!

      Usuń
    2. super :D jak zobaczyłam skład polskiej wystawy, to wiedziałam, że będzie wypas ;) (zresztą już na Art Yard Sale byłam nimi zachwycona, więc tym bardziej żałuję, że Illustrative mnie ominie, ale cóż, trudno się mówi :P)

      Basia

      Usuń
  5. idź tam (prawie wszystko na prenzlauer)
    http://www.tolala.pl/2013/05/food-in-berlin.html
    dwa ostatnie możesz pominąć, ale the barn i no fire no glory kaffee bar - koniecznie (;

    ściskam, baw się, nie smutkuj i nie kłębkuj, ciesz się berlinęęę!

    OdpowiedzUsuń
  6. jezu jak ja ci kurewsko zazdroszczę. wszystkiego, nawet tego szarego czegoś. warszawy, podróży, mikrokorpo, uli, nieprzespanych piątków, ładnej sukienki, ludzi dookoła ciebie. z tego wszystkiego miałam kiedykolwiek tylko sukienkę, a jestem starsza od ciebie. masz cudowne życie, serio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takie komentarze trzaskają mnie po twarzy i zaczynam sie wstydzić swojego marudzenia...dzieki!

      Usuń
    2. YOU SHOULD BE ASHAMED!!! Mieszkam w Warszawie rok, porzucając jak Ty śmierdzący Lublin, ale nadal mam wrażenie, że nie wykorzystuje jej! Patrząc na Ciebie, gdzie plaża wiślańska odwiedzana jest często (ja tylko na schodki na piwo chodziłam, nikt nie chce być z moich znajomych tak glamur, żeby na śniadanko na plażę pójść :(), gdzie do Charlotte chodzisz na pyszne kanapki, a nie wyśmiewasz się z pretensjonalności ludzi siedzących wieczorem na schodach i pijących winko, kiedy Ty obok pijesz piwo stojąc przed tak samo pretensjonalnym barem Plan B!!! Nawet sam fakt, że chce Ci się Warszawę fotografować, która wygląda na Twoich zdjęciach przepięknie. Plus znasz francuski i nie wstydzisz się mówić po francusku :( aj low ju!

      Usuń
  7. Czasem wracam na Twojego bloga , czytam i dumam. I znowuż czytam i dumam. I tak cały dzień. W Twoim stylu pisania jest coś za czym tęsknię...Eh, wieczór dumania mnie czeka. Dziękuję Ci Bzu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Od kilku dni taplam się w szarości. Wyjeżdzam za tydzień, licze na to, że te 3 tygodnie zmiany kontynentu i w głowie naprostują. Wszechświecie trzymaj kciuki...

    Ale ja nie o tym- gdzie się podział Twój "pasek" z twitterem? Czy tylko ja go nie widzę? Lubiłam go :( Ciebie tam co dzień podglądam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://twitter.com/bzubzu tu jestem jakby co, a pasek nie wiem, popsul sie chyba!

      Usuń
  9. Myślę, że prywatnie, w tym realnym życiu pewnie byś mnie nie polubiła, a ja nie polubiłabym Ciebie. Jakieś to dziwne i może smutne, bo uwielbiam Cię czytać i zawsze czekam na Twój wpis.
    Masz talent dziewczyno do przyciągani innych swoimi słowami i widziałabym Twoje teksty jako felietony w "Zwierciadle" albo "Wysokich obcasach".

    Życzę wszystkiego dobrego. Choć to pewnie naiwne i niepotrzebne, bo co Ci z moich życzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Za każdym razem, kiedy czytam Twój wpis, uderza mnie Twoja monstrualna wrażliwość na codzienność. Chciałabym takiej wrażliwości życzyć każdemu, chociaż waham się, czy to czasem nie jest przekleństwo... Takim być jak rozwiercony ząb. Dzisiaj zatrzymała mnie ta krótka uwaga o długiej zimie - sama tak myślę, ta zima zeszłoroczna za długa urosła do rangi jakiegoś ponadnaturalnego, złowieszczego symbolu. Taki bałwan, czyli idol pogański. Niech nas od takich bałwanów Bóg broni!

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekałam na ten tu wpis. Miło się czyta, jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  12. “Ale od pewnego czasu miewam kace suche, kace bez powodu, kace same w sobie. Po najgrzeczniejszym dniu, po nudnym wieczorze przed telewizorem, po łagodnym zaśnięciu budzę się rano z ciężkim kacem. Nie dość, leżąc cichutko w łóżku, przez pracę dopingowanej w ciągu życia wyobraźni, w sferze całkowicie intelektualnej, doprowadzam się do skrajnych kaców. Kac to mój najwierniejszy towarzysz, kac to mój sobowtór.”
    — Tadeusz Konwicki, Mała apokalipsa

    OdpowiedzUsuń
  13. Droga Bzu, czy szłaś wczoraj około godziny 18 wzdłuż Parku Skaryszewskiego od strony ulicy Waszyngtona ? Wydawało mi się, że widziałam Cię z okna tramwaju. Fajnie, jeżeli to byłaś Ty !

    OdpowiedzUsuń
  14. Dlaczego nie piszesz? Przecież byłaś w Berlinie i przeżyłaś tyle fajnych chwil z Ulą.
    Chyba, że nie umiesz pisać o szczęśliwych rzeczach?
    Może napędza Cię tylko smutek i melancholia?

    Tęsknimy za wpisami. Myślę, że lubisz być błagana i później niczym łaskawa królewna skrobniesz coś dla plebsu :P
    I tak cię lubię.

    Pyza

    OdpowiedzUsuń