sobota, 27 lipca 2013

Każdy jest swoim własnym serialem. Nie wiem ile mam sezonów, ale wiem, że jeden się skończył i idzie nowy. Bardzo ciekawy. Bardzo nie wiem o czym.

Dla tych którzy sie nie zorientowali przy poprzedniej notce i kilku tweetach, jakiś miesiąc temu ja i Marceli postanowiliśmy dać sobie spokój. I nastało świeże powietrze. Tańczę sobie sama. Karmię się spojrzeniami jakbym skończyła dietę od której człowiek jest bladą osowiałą sową. Nie wiem czy to dobrze, czy tak można, czy trzeba było jednak bezę i serce z balonów, albo chociaż jakieś tabletki na uspokojenie wkurwienia. Może tak. Nie znalazłam żadnej wyższej idei w imię której powinnam, a guideline'a żadnego nie posiadam, więc zobaczymy. Prościej jest robić wszystko na wyczucie. No więc wyczucie podpowiedziało – idź w świat, pókiś młoda i masz akurat takie wahnięcie nastroju, że wydaje Ci się, że jesteś odważna. Jesteś, kurna. Tylko zapomniałaś.

Najlepszy lipiec świata z najfajniejszą osobą na świecie, doskonale wpasował się w nowy ekscytujący okres mówienia ‘TAK!’, a nie ‘hm zobaczę, ale w sumie to już dobrze wiem że zostanę w pościeli i będę się miotać w irytacji’. No więc było Wilno, były pijackie wschody i zachody słońca, spotkania z niesamowitymi ludźmi i dziewczyńskie rozmowy o siusiakach. Trzy ciasta na trzy tygodnie, w tym obezwładniający sernik  z przypalanym masłem (przepis tu). Jak już w mocno kacową ostatnią niedzielę po przebudzeniu z nerwowej drzemki zamknęłam za nią drzwi, poczułam się jak małe smutne zwierzątko i musiałam szybko schować się pod kołdrę razem z głową. To tak bardzo nie fair, że wszędzie pełno nieszczerych pajaców i ludzi, którzy śmierdzą, a ci najlepsi są zawsze za daleko. Ale może dlatego są najlepsi, bo dawkowani z umiarem?

A dziś mamy mój pierwszy samotny weekend. Nic się nie stało.  Jak w Koniec Świata 2012. Pierwszy raz odkąd tu mieszkam, sama wyniosłam śmieci. To łatwe, po prostu bierzesz na plecy wór rzeczy o których myślałaś już jakiś czas i z hukiem usuwasz ze swojego życia. Jak czysto. Ciekawe jakie rzeczy staną się moim nowym bałaganem. Jeszcze tylko pierwszy raz sama pójdę do piwnicy i będę najprawdziwiej dorosła. No więc pierwszy samotny weekend i tańczę w majtkach i nos wystawiłam na skwar tylko po to, żeby kupić coś do jedzenia. To że jest ładna pogoda nie znaczy, że trzeba wychodzić z domu, przerabialiśmy tę lekturę. 

Parafrazując pewnego popularnego japońskiego pisarza przed którym się wzbraniałam a który umilił mi wiele tramwajowych podróży, pożyję sobie tu jeszcze trochę i zobaczę co się stanie. W depresję zawsze mogę wpaść później.